Las Nieznandia [ZIEMIA?]
-
-
-
-
-
-
Woj2000
Widząc jej wyrzuty sumienia, Andy spojrzał na nią badawczo, po czym zbliżył się i położył zdrową dłoń na jej ramieniu w geście otuchy.
-Perydot… - zaczął spokojnie - Słuchaj, to już się stało i nie możemy tego odkręcić. Musimy po prostu… zapomnieć o tym i iść dalej, skupiając się na tym, co dla nas jest teraz najważniejsze - wydostaniu się. A jeśli o mnie chodzi, to nie masz za co mnie przepraszać, gdyż po prostu zrobiłaś to, co trzeba. W końcu… gdyby nie to, Endicott dalej by tam tkwił, więc… lepiej mu to wyjaśnić, jak się obudzi, racja? -
Andrzej_Duda
TIMESKIP ZA ZGODĄ OBU STRON DLA RUSZENIA WĄTKU
Po rozwiązaniu problemu z wyrzutami sumienia Perydot, dwójka przyjaciół zdecydowała, że ta mała, zielona, zostanie w szopie razem z rannym Endicottem, aby być pewnym, że nic mu się nie stanie. Andy natomiast wyruszył wraz z koniem w głąb willi, aby poszukać bardziej profesjonalnych środków medycznych niż deski, w końcu nie można kogoś tak zostawić. Pierwszym problemem z jakim trzeba się rozprawić są... Te przeklęte czarne żółwie. O ile Andy wcześniej już je zauważył, to teraz łatwiej jest wymieniać miejsca gdzie nie są, niż te w których są. Koń idąc dalej do środka willi, stara się żadnego nie rozdeptać, będąc przewodnikiem Andy'ego.
-
Woj2000
Warto przy tym też wspomnieć, że i sam Andy użyłby pewnej części z tych medykamentów. W końcu i on sam, podobnie jak Endicott, ma pokiereszowaną i znajdującą się w godnym pożałowania stanie rękę.
Oczywiście użyje tego, jeśli w ogóle uda mu się je znaleźć, co może wyjść… różnie, gdyż nie tylko ta rezydencja jest niewyobrażalnie ogromna, to jeszcze te całe żółwie. Niby ten gość z lampą coś tam gadał, że niby nie są groźne, ale w tej sytuacji…
-Cholera, weź tu chodż! - wymamrotał dosyć głośno, próbując lawirować między ich skupiskami, z każdą chwilą mająć chęć na to, by po prostu przestać małpować konia i iść na przestrzał, mająć gdzieś te lepkie paskudy.
-Ej, koniu! - zagadnął, dalej idąc - O co z nimi w ogóle chodzi? -
Cóż, na podstawie tego wszystkiego można by wręcz pomyśleć, że odkąd Andy uległ kontuzji, to niesie ze sobą fatum uszkodzonych kończyn. To już swoją drogą, że w obecnej sytuacji trudno stwierdzić, czy uda się znaleźć cokolwiek użytecznego. Chwilami można odnieść wrażenie, że powinno się zacząć wątpić w to, czy w ogóle uda się powrócić na zewnątrz. Żółwie tylko pogarszają całą sytuację, nie wspominając o tym, że wyglądają jak jakieś zmutowane krzyżówki. Po prostu obrzydliwe. Andy’emu na szczęście jak na razie udaje się iść przed siebie bez strat w żółwiach, choć można zauważyć, że im głębiej ta dwójka idzie w willę, tym coraz więcej ich jest pod nogami.
Koń natomiast jak to koń… Mówić nie umie.
Choć parsknął w kierunku zbiorowiska żółwi, przez co te schowały się do muszli i poturlały pod ścianę. Następnie rzucił Andy’emu spojrzenie mówiące “DOMYŚL SIĘ” -
Widząc zachowanie swego niezbyt człowieczego towarzysza podróży przez tą przepastną rezydencję, zaprzestał złorzeczenia i rozważania na temat ironii losu, by lepiej przyjrzeć się temu, co zrobił. Dostrzegając, co zrobił, a także jakim spojrzeniem w niego rzucił, odparł nieco szorstko:
-Dobra, dobra, kapuję. Dzięki.
By potem samemu głośno i ,po końskiemu" prychnąć, aby odstraszyć znajdujące się najbliżej jego gady. -
W przypadku Andy’ego, “końskie” parskanie nie zdało się na zbyt wiele. A precyzyjniej mówiąc, nie zdało się na nic. Jedyne co wywołał, to wzmożone przemieszczanie się żółwi między sobą oraz otrzymanie od konia spojrzenia, które można w jakiś sposób bez problemu zinterpretować jako mocno zawiedzione.
-
Sądząc po tym, co się stało, nie dokładnie o to temu koniowatemu zbytnio chodziło. Kiepsko.
-No co? - rzucił mu z lekkim wyrzutem - Prychnąłem jak ty! No nic… zrobimy po mojemu!
Po czym mocno depnął w podłodę, jednocześnie głośno krzycząc z nadzieją, że to odpowiednio odstraszy te czarne jaszczurki, czy czymkolwiek są żółwie. -
I właśnie w tej chwili zadziałało to. Kiedy Andy zaczął się wydzierać na te żółwie jak jakiś dzikus na widok Kolumba, żółwie zaczęły się rozchodzić na boki, dając mu jakąkolwiek ścieżkę, po której mógłby jako tako iść do przodu. Koń skinął głową, po czym zaczął iść przed siebie, wciąż parskając na żółwie, w celu tworzenia sobie na bieżąco przejścia.
-
Juhu! W końcu choć raz coś idzie po jego myśli!
Rad z takiego obrotu spraw, posuwa się za koniem, drąc się jak dzikus. -
Po chwili przemieszczania się po willi w dość niekonwencjonalny sposób, Andy oraz koń zobaczyli w korytarzu na lewo drzwi, które najwidoczniej ktoś próbował zabarykadować szafą od zewnętrznej strony. Jednakże teraz szafa leży przewrócona na podłodze i jest obleziona całkowicie przez te dziwne żółwie z piekła rodem. Ciekawe co jest za tymi drzwiami? Najprawdopodobniej coś bardzo ważnego, ponieważ czworonożny towarzysz Andy’ego zaczął się kierować w ich stronę.
-
Widząc to, odruchowo przełknął ślinę, mofąc się tylko domyślać, że cokolwiek wypędziło Endicotta do tego bunkra i sprowadziło te obślizgłe cudaki, prawdopodobnie musiało wyjść z tamtego pokoju. I właśnie tam prowadzi go teraz ta kobyła…
No świetnie. Jednak trzeba za tym koniem pójść, co sam Andy czyni. -
No cóż… Andy zdecydowanie nie dowie się niczego, jeśli nie zaryzykuje i nie sprawdzi co się znajduje za tymi drzwiami. I tak w tej sytuacji nie ma żadnego innego honorowego wyjścia… No cóż, jak to się mówi, raz kozie śmierć. Koń oczyścił szafę z żółwi, co umożliwia Andy’emu przejście nad nią oraz wejście do wnętrza pokoju.
-
Jak to się powszechnie mówi - raz kozie śmierć. Hołdując temu przysłowiu, Andy podszedł i szafy i na tyle ostrożnie, by nie wywołać bólu wciąż złamanej ręki, postarała się przejść nad szafą, by rozejrzeć się po pokoju, do którego dostęp ona blokowała.
-
Nie obyło się bez lekkiego nadwyrężenia ręki, które wywołało ból, przez który Andy syknął, ale na szczęście nie wydał z siebie żadnego większego hałasu. Z tego co widać, jest to jakaś arystokratyczna sypialnia. W porównaniu z pozostałymi pokojami tej wilii, jest zachowana świetnie. Choć DeMayo nie miał zbyt wiele ochoty na rozglądanie się, albowiem jego uwagę przykuło ciche kobiece szlochanie dobiegające spod pościeli na łóżku, która się lekko trzęsie.
-
No, teraz to wszystko zaczyna się robić jeszcze bardziej niepokojące. Oszalały szlachcic w bunkrze, plaga żółwi, gadający koń, a do tego jakaś kobieta, przed którą trzeba się barykadować szafami. Lepiej być nie może.
Andy odruchowo przełknął ślinę, by w miarę spokojnie się odezwać:
-P-proszę pani?