Siedziba Gildii Magów
-
///Czy możemy uznać, że tyle razy upierała się o ten cholerny ryż, że w końcu zaczęli jej podawać białą fasolę, a ona nie zorientowała się, że to nie ryż, bo nie wie, jak wygląda ryż?///
-
//Jesteś pierdolonym geniuszem zbrodni.//
-
///Ja tylko ratuję kontinuum czasoprzestrzenne. ///
-
// Elarid z zaburzonym kontinuum byłoby o wiele ciekawsze. ;^; //
- To chłopska bujda. Tak samo jak to, że czosnek jest skuteczny w walce przeciwko Wampirom - odpowiedziała w przerwie między kęsami. Jej rozmówca był w błędzie, jeśli myślał usłyszeć od niej komplement. Właśnie… jak jej rozmówca miał na imię?
-
//Biorąc pod uwagę fakt, ile zżynałem chamsko z innych uniwersów na początku, to chyba cały czas jakieś kontinuum jest zaburzone.
A z tym czosnkiem to wiesz z własnego doświadczenia, co nie? :V//
Znałaś jedynie jego rodowe nazwisko, Kospel, miał rozległe włości w całym Verden, a główną siedzibę rodu w dworku nieopodal Hammer.
- Wiem to dość dobrze, ale czemu ciemnota prostych ludzi nie może pozwolić zabawić mi się ich kosztem? - zapytał, upijając łyk wina. - W porównaniu z potęgą, jaką daje Magia, to tylko drobne żarty. -
//Pisząc tamten post przypominałam sobie akcję z dupkiem wampirkiem. Stare czasy. //
- Albo jest z Ciebie najprawdziwszy stereotypowy szlachcic albo masz w rzeczywistości niską samoocenę i dlatego próbujesz ją sobie odbudować bawiąc się innymi - stwierdziła dobitnie, po czym wzięła głęboki łyk wina.
-
- Brakuje mi tylko typowego stroju i bujnego wąsa. - mruknął, wyraźnie niezbyt zadowolony z tego, że tak gładko go utemperowałaś.
-
- Spokojnie, wąsik z biegiem czasu sam wyrośnie. Teraz już wiesz, jak to jest słuchać pewnego siebie, przechwalającego się narcyza? - zapytała dumna z tego, że mu tak dopowiedziała, wracając do jedzenia.
-
- Lubię rozmawiać z ludźmi na poziomie. A że takich często brakuje, to muszę niekiedy rozmawiać ze swoim odbiciem, więc to żadne nowe uczucie.
-
- Akurat magów masz tu pod dostatkiem.
-
- Nie wszyscy zasługują na to miano. Gildia się stoczyła, kiedyś brała prawdziwych adeptów z powołaniem i pokładami magicznej energii, teraz wystarczy puścić z palców iskierki i już jesteś jest akolitą. To nas zniszczy, prędzej niż później.
-
- Dlaczego tak uważasz? - zapytała z zainteresowaniem.
-
- Wyobraź sobie, że masz stajnię, a w niej rasowe konie. Ich krew jest czysta, pełna najlepszych cech fizycznych i psychicznych. Osiągają wspaniałe wyniki na gonitwach, są dumą swoich jeźdźców, a za jednego takiego wierzchowca nawet wielcy arystokraci i rycerze są w stanie wyłożyć niebotyczne sumy. Ale z czasem czysto krwistych koni jest coraz mniej. Zostają sprzedane, giną z przyczyn naturalnych, nie mogą dalej płodzić potomstwa. Dlatego łączy się je z innymi końmi, również dobrymi, ale nie tak świetnymi. Choć pierwsze pokolenia są jeszcze niewiele gorsze od oryginałów, to im dalej, tym mniej w nich dobrej, najlepszej, krwi, a coraz więcej tej przeciętnej. I tak, stopniowo, z pokolenia na pokolenie, konie wykruszają się ze swoich wspaniałych cech, które ostatecznie odchodzą w zapomnienie, tak jak ich krew. Zostaje tylko przeciętność innych koni, które miały posłużyć do powiększenia populacji i podtrzymania gatunku przy życiu.
-
- Dla mnie każdy, kto ma wystarczającą ilość alarinów we krwi może zostać magiem. A to, że jedni są bardziej zdolni to kwestia tego, że pochodzą z pokolenia od lat pałającego się magią albo bardzo ostremu treningowi.
-
- Jestem ciekaw jak poradziliby sobie wszyscy, którzy “mają wystarczającą ilość alarinów we krwi” pod Heresh, gdzie zginął kwiat naszych Magów, a w ich miejsce przyszły te gołowąsy, które nawet grupowo nie dosięgnęłyby jednemu z nich do pięt.
-
- Nie każdy Mag musi iść by zginąć w walce przeciwko przebieglejszym i liczniejszym przeciwnikiem. Zresztą, liczni Nekromanci po ich stronie wspomagają się Nieumarłymi, Kościotrupami oraz innymi ożywionymi potworami których są dziesiątki, a może nawet i setki tysięcy. Pokonanie ich zajmuje Magom wiele czasu. Czasu, który mogliby przeznaczyć na wycięcie drogi do wygranej. Wiem, jest też wiele innych powodów, dlaczego przegraliśmy, ale w tej kwestii powołuję się na efekt motyla.
-
- Magowie zbudowali Gildię i pewnego razu to jeden z Magów ją obali. - odparł i wstał od stołu, odchodząc do swoich spraw. Nie było w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że te słowa chyba gdzieś już słyszałaś. Po chwili przypomniałaś sobie, że nie słyszałaś, a przeczytałaś, i to w księdze o Czarnym Magu…
-
Zamurowało ją. Odprowadziła wzrokiem mężczyznę, zamyślając się. Czyżby właśnie rozmawiała z Czarnym Magiem we własnej osobie? Nie, to by było zbyt niedorzeczne. Najwyżej to jeden z jego żyjących, współczesnych popleczników. Ale jeśli to prawda, że mityczny Mag powrócił? Planuje obalić Gildię jak kiedyś! Znowu napadł ją natłok myśli. Musi porozmawiać o tym z Gorthrogiem! Szybko dokończyła posiłek i udała się do komnaty Orka.
-
- Wejść! - rozległo się zza drzwi, gdy tylko zapukałaś do środka. - Ochłap, kurwa, waruj, jebańcu! Ile razy mam Ci powtarzać, że to nie jest Ghadugh i nie możesz już zżerać tych śmiesznych goblińskich pokurczy, co do mnie przyłaziły?! Leż kurwa!
-
Nim weszła do środka, przygotowała się, by magią odepchnąć przerośniętego dzikiego pieska.
- Witaj- przywitała się. - Przeczytałam sporą część księgi i chciałabym porozmawiać na temat jej głównego bohatera.