Archipelag Sztormu
-
//Vader, jak już kupiłeś im coś na kaszel, to możesz odpisać.//
-
Brook “Wilcze serce” Currington
Pora więc też zdać raport tubylcom, z pewnością czekają na wyniki działań, które sami zlecili. -
Max:
- Nooo… Nooo…- powiedział kapitan w zadumie, gładząc swoją siwą brodę. - Im już się chyba nie przyda, a pomyśl o skarbach, jakie mogli tam zgromadzić. Szykuje się świetnie przygoda, gdy to wszystko się już skończy!
Kazute:
Pojawił się wraz ze swym tłumaczem, choć polecił mu chyba trzymać się kilka kroków za Wami i wtrącać się, gdy zajdzie taka potrzeba. Sam zaprowadził Cię nad plażę w pobliżu wioski i zatrzymał się tam, obserwując majestatyczny zmierzch nad archipelagiem.
Vader:
Nie musiałeś wiele czekać, lokalni ludzie pojawili się ledwie kilka kwadransów po Was, rzeczywiście żądni informacji na temat tego krokeńskiego problemu. -
Jakby odrzucić wszystkie nieprzyjemności, zmartwienia i pracę, skupiając się jedynie na odprężeniu ciała oraz umysłu, to obserwowanie pięknych, niecodziennych, egzotycznych widoków, na które mogli sobie pozwolić tylko ludzie odważni, nieustraszeni różnych nieznanych potworów jest zdecydowanie jedną z najlepszych rozrywek jakie mogły ją spotkać w życiu. Będę miała co dzieciom opowiadać, o ile się ich doczekam - pomyślała, obserwując archipelag w oczekiwaniu na słowa wodza.
-
- Mówiąc “to wszystko” masz na myśli tę walkę z piratami, czy sam ogół tej ekspedycji?
-
Brook “Wilcze serce” Currington
Tłumacz również był już na miejscu? -
Kazute:
Sądząc po wyrazie jego twarzy, mógł myśleć zupełnie to samo albo równie dobrze skupić myśli na czymś o wiele bardziej prozaicznym, jakby nie było, to wciąż tylko dzikus. W końcu jednak przemówił, a tłumacz przełożył Ci jego słowa:
- Wódz chce wiedzieć wszystko na temat Twoich kompanów, ich wyprawy i tego, jaki cel mają pełnić w niej ludzie wodza, jego wioska i on sam.
Max:
- Ekspedycja. - odparł. - Człowiek zaciągnął się na stare lata, bo potrzebowali jego wiedzy. A przeżycie przygody na krańcu świata jest o wiele ciekawsze niż zgnicie w więzieniu dla piratów, co nie?
Vader:
Bez niego byłoby o wiele zabawniej, ale tak, on również się stawił. -
Kiwnęła głową.
- Ja, jak i moi towarzysze pochodzimy z kontynentu, stałego lądu, który na upartego możnaby uznać za największą wyspę na tym świecie. Kontynent jest podzielony na państwa. Państwa są tak wielkie, jakby wódz sprawował władzę nad setkami, albo nawet tysiącami wiosek. Obecnie prawie wszystkie państwa są ze sobą w konflikcie, głównie chcą podbić siebie nawzajem, uczynić swoje ludy najmocniejszymi. Cesarz, władca naszego kraju zwanego Cesarstwem Verden w trosce o swoich podwładnych postanowił skolonizować część tych odległych wysp, by mogli się osiedlić i nie zostać zabitymi przez wroga. Wiedząc jednak, że tutaj kręcą się groźne bestię oraz żyją inni ludzie jak Wy, wysłał najpierw wojowników i część pomocników, by wybili potwory uniemożliwiające osiedlenie się oraz nawiązali współpracę z tutejszymi mieszkańcami wierząc, że wszystkie strony skorzystają na tym bez rozpoczynania następnych wojen. Wioska oraz ludzie w niej mieszkający zostaliby ochraniani przez naszych wojów, którzy posiadają doświadczenie oraz lepszą broń. Z czasem wojowie Rączego Orła oraz on sam mogliby się nauczyć wytwarzać taką broń, walczyć nią oraz używać innych narzędzi ułatwiających codzienne życie. Jako, że nie wiemy, jakie owoce są jadalne a jakie trujące, nie wiemy nic o zwierzętach ani potworach, nie znamy ogółem okolicy, chcielibyśmy, by mieszkańcy użyczyliby nam tej wiedzy oraz pozwolili się osiedlić w sąsiedztwie. Wódz pozostałby władcą, byłby niemalże na równi ze służącymi cesarza, którzy nami przewodzą - opowiedziała. Oczywiście najpewniej spora część tego wszystkiego to kłamstwo, gdyż kapitan i reszta szefostwa zapewne będą chcieli pozbawić życia Rączego Orła, gdy ten nie chcąc poddać się ich woli stanie się solą w oku. Gdyby negocjacje nie podziałały, Eiss ma przecież zezwolenie na pozbycie się wodza, a wtedy siłą oddziału najemników zdobyłoby się wioskę. -
- Nigdy nie byłem w więzieniu, więc dla mnie przynajmniej na początku byłoby ciekawie. To kiedy odpływamy?
-
Brook “Wilcze serce” Currington
Więc zaczął.
-Udało nam się załatwić problem z Krokkenami. -
Kazute:
Mężczyzna pokiwał głową, czas jaki zajęło mu namyślanie się, gdy Nawigator przetłumaczył mu wszystko, zajęło około pięciu minut, ale później odparł, a tłumacz wyjaśnił:
- Wódz chce wiedzieć, co się z nim stanie, gdy przestanie być potrzebny Cesarzowi. Albo gdyby nie chciał się do tego przyłączyć.
Max:
- Zaraz. Zostawię tu trochę chłopaków, to sprawny okręt, do tego z żywym ładunkiem. Zabieramy go do reszty.
Vader:
Gdy tłumacz przełożył mu Twoje słowa, wódz tubylców uśmiechnął się szeroko i okazał typową dla swoich ludzi wylewność, podchodząc o dwa kroki bliżej, aby uścisnąć Cię z siłą niedźwiedzia. Szybko jednak się cofnął, gdy Twoi podwładni postąpili o krok bliżej. No i podziękował, obiecując że on i jego plemię są Twoimi dłużnikami, tak jak i Twoich ludzi, co zostało Ci przetłumaczone. -
Kiwnął głową i wrócił na okręt. Wypada przy czymś pomóc?
-
- Zostawimy wioskę i wyspę w spokoju, by zacząć szukać innych miejsc do osiedlenia się. Dodam, że mój kolega zdołał nawiązać współpracę z wodzem wioski na innej wyspie i z tego co wiem wszystko jest w porządku pomiędzy naszymi ludami - wiedziała, że kapitan nie odpuści sobie złóż akwamarynu tak łatwo z tej wyspy, jednak nie mogła powiedzieć, że zabije wodza jak tylko odmówi. To by go zniechęciło, a ona sama bez reszty wojowników nie zdołałaby nastraszyć całej wioski.
-
//Kapitanie Vader, odbijamy.//
-
Brook “Wilcze serce” Currington
-Cieszy nas nasza wzajemna relacja. Czy w czymś jeszcze moglibyśmy pomóc? -
Max:
Możesz pilnować jeńców lub zaprowadzić ich pod pokład Waszego okrętu.
Kazute:
Mężczyzna odpowiedział coś, a Ty nie znałaś go od takiej strony: Podniósł głos, niemalże wrzeszczał, a przy tym bogato gestykulując.
- Kiedyś, wiele księżyców temu, do tej wysepki dobił wielki okręt, o masztach wielkich jak najwyższe palmy, a na mniejszych łódkach przybyli ludzie, tacy jak Ty. Obiecywali to samo. A wódz jest pewien, że Wy również zrobicie to samo, co oni: Zrzekniecie się umów, zmusicie jego ludzi do pracy przy wydobyciu kryształów, a gdy Wasze ładownie będą pełne, zbędnych tubylców wybijecie… Wódz miał wtedy sześć lat, ale zapamiętał wszystko bardzo dobrze. I obiecał sobie, że nie da się wykorzystać, tak jak zrobił to jego ojciec, zawierając przymierze z obcymi. I że zemści się za wszystkie krzywdy, jakich doznał wtedy jego lud.
Vader:
- Wódz chce, żebyśmy zaszczycili go na uczcie, którą wydadzą jutro wieczorem. - odparł tłumacz, gdy przełożył z mowy lokalsów na ludzki. -
Wrócił się więc do nich i pokazał ruchem ręki, że mają iść za nim. Potem poszedł parę kroków i sprawdził, czy zrozumieli. Wszak to inna kultura. Prymitywna, ale inna…
-
Brook “Wilcze serce” Currington
-Pojawimy się. -
Zamrugała kilkakrotnie, a maska skutecznie ukrywała jej usta lekko rozdziawione w szoku. Postąpiła nawet krok w tył. Nie spodziewała się, że sprawy przyjmą taki obrót. Raz chciała wypróbować wykonać polecenie bez zbędnego rozlewu krwi, pokojowo, ale ta ścieżka ją zawiodła i zarazem utwierdziła w przekonaniu, że najlepszym sposobem jest po prostu cichy mord. Ocknęła się z chwilowego szoku, mentalnie przygotowała się do zmiany w pył bądź ataku.
- Więc zamierza wódz mnie zabić za winy kogoś innego, zupełnie mi obcego? Naprawdę zawiodłam się Twoją osobą. -
Max:
Inna kultura? Ciężko mówić o jakiejkolwiek kulturze, to zwykli piraci różnych ras. Jednak cenili sobie swoje życie, liczyli pewnie, że jeszcze zdołają uratować swoje głowy, choćby jako jakaś ekspedycja karna posłana wgłąb którejś z wysp, więc posłusznie ruszyli za Tobą.
Vader:
Wódz znów klasnął w dłonie i oddalił się wgłąb wyspy wraz ze swoją świtą.
Kazute:
- Wódz nie zamierza Cię zabić, bo nie jest głupi. Wie, że dysponujesz potęgą, które nie ma żaden z jego wojowników. Więc proponuje Ci układ: Jeśli nauczysz jego i jego najlepszych wojowników swoich sztuczek, on w zamian oszczędzi Ciebie i część z Twoich kompanów, aby mogli pokierować wielkim okrętem w drodze powrotnej do Waszego domu.