Wioska Uwitki
-
Zaś Morzywał podszedł do dowódcy Nagów (zakładam, że poznał który to po kilku dniach rejsu) i siląc się na spokój, zapytał: — Czego jeszcze potrzebujecie w Uwitkach? —
-
Odwrócił się do Ciebie, mrużąc oczy w szparki.
- Dosssstarczyliśmy Cię tu, do rodziny. Taka była umowa. Powinieneśśśśś ciesssszyć ssssię czassssem sssspędzonym z rodziną, a nie wtrącąć ssssssię w niessswoje ssssprawy. -
Ton, jakie przybrał Nag, przeraził go nieco. Czego tutaj chcą? Morzywał postanowił więc szybko zapytać o to, czego potrzebuje i zmyć się sprzed oczu wężowatego.
— Ale będziecie się zbierać za jakiś czas, tak? Wiecie, ludziom to dziwnie wygląda… — -
- Ludzie nassssss nie obchodzą. Nie chcemy zwady z nikim, ale mamy misssssję do wypełnienia. Niech nie prowokują moich wojowników, a nikomu nic sssssssię nie ssssstanie.
-
Morzywał kiwnął głową w odpowiedzi, na zna, że zrozumiał jasny przekaz wężowatego. Spiął dupę i od razu powrócił do domu, zamykając za sobą drzwi.
-
//Nie masz zamiaru powiedzieć inny nadmorskim wsiunom, żeby trzymali się z daleka od Nagów?//
-
// Wiem, że to tylko wieśniaki, ale chyba nie trzeba wyższego wykształcenia żeby wiedzieć, że od wielkich, uzbrojonych i najpewniej obeznanych w walce wężowo-podobnych gości lepiej trzymać się z daleka. //
-
//Jak wolisz.//
A tam czekała na Ciebie prawie cała Twoja familia, z wyłączeniem żony, która też podobno miała niedługo przybyć. -
Polecił dzieciom nie naprzykrzać się wężowatym i wypatrywać powrotu matki. Sam zajął się z pozoru prozaiczną czynnością - zaczął gotować gulasz, choć o wiele lepiej sprawdzał się w pozyskiwaniu składników pożywienia niż w jego przygotowaniu. Ubzdurał sobie, że zaskoczy żonę nie tylko swoją obecnością, ale także wyręczeniem jej z części obowiązków. W rzeczywistości chodziło jednak o to, by przysłonić czymś zbierający się w Morzywale niepokój. Czego właściwie szukali Nagowie? Czy rzeczywiście nikogo nie skrzywdzą? Czy wrócą po niego? Nie dawał takim myślom dojść do głosu.
-
Przez prawie dwa kwadranse niemalże zapomniałeś o Nagach, skupiając się na tak prozaicznej czynności, jak przygotowanie obiadu. Dopiero wtedy z zewnątrz dobiegł Cię krzyk, a później zbolałe lamenty jakiejś kobiety.
-
Miał nadzieję, że wedle starej zasady “to czego nie widzisz nie istnieje” problem Nagów także nie będzie go obchodzić przez długi czas. Choć nie wiedział czy za tym krzykiem rzeczywiście stali wężowaci, podskórnie czuł, że to właśnie ich wina. Wybiegł z domu, pędząc w kierunku w którym słyszał krzyki.
-
O ile część Nagów wciąż była zajęta swoimi sprawami, to pozostali otoczyli ich i swój okręt półkolem, sięgając po broń i sycząc groźnie. Naprzeciw nich ustawili się wieśniacy, uzbrojeni w widły, siekiery, młoty, harpuny i tym podobne narzędzia, które jednak można było wykorzystać do odbierania życia bliźnim. Lub wężowatym. A przyczyną zwady zdawało się dziecko, żywe, ale bardzo blade, tonące w objęciach zrozpaczonej matki.
-
No i fuch… pomyślał Morzywał, widząc, że dwa ledwie pół godziny wystarczyło na wywiązanie się konfliktu. Na razie nie miał zamiaru reagować, a jedynie przyglądał się z strachem tej sytuacji i temu, co z niej wyniknie.
-
Prawdopodobnie jeśli nie zareagujesz, równie wściekli co przerażeni wieśniacy spróbują wziąć odwet, a przeciwko dobrze uzbrojonym i zapewne wyszkolonym Nagom nawet ich przewaga liczebna na nic się nie zda.
-
Podszedł więc do zbieraniny, z nikłą nadzieją na to, że pozostali wieśniacy nie obarczą go winą za krzywdę dziecka.
— Co się dzieje?! —Wbiegł między Nagów, a swoich sąsiadów. -
- Ossssstrzegaliśśśśmy. - skomentował krótko dowódca Nagów, reszta jego podwładnych nie odezwała się na to ani nawet nie opuściła broni.
- Ten potwór zabił moje dziecko! - krzyknęła zrozpaczona kobieta, wskazując na jednego z wężowatych wojowników. - Mojego jedynaka!
- Zabić gada! - wyrwało się tu i ówdzie z tłumu chłopów, co tylko zaogniło sytuację. -
Po chwili napięcia i Morzywałowi puściły nerwy:
— Wyrżną nas co do nogi jak tylko do niego podejdziecie! — Stanął przed mieszkańcami wioski, rozkładając dłonie: — To są żołnierze, porywacie się z motyką na słońce, nie widzicie tego?! — Wrzeszczał wściekle. -
- I co? Mamy tak to zostawić? - zapytał jeden ze wzburzonych wieśniaków.
- Ta! Może oni tak będą co jakiś czas przypływać i zabijać po jednym z nas! I co wtedy? Też nic nie zrobimy, bo to żołnierze są? -
— A co teraz zrobicie?! Co takiego?! Zaatakujecie i będzie to ostatnie co zrobicie w życiu! Myślicie, że mamy tutaj coś do powiedzenia?! — Podniósł głos.
-
- Znalazł się, kurwa jego mać! To Ty żeś tu Nagów sprowadził!
- Ta! Właśnie! Ciekawe, za ile naszą wioskę sprzedał tym gadom?!