Sandy Island Town
-
Dodatkowo nie tylko doświadczenie Logana może być w tym pomocne, ale też innych X-menów, których ten cały Mojo jeszcze nie zmienił w dzieci. Ot, choćby takiego profesora Xaviera, który najpewniej posiada na tyle wiedzy, by coś na to zaradzić. Najpewniej…
-No… dobra. Ale tak serio się mnie słuchaj, jasne? - rzuciła zarówno zaskoczonym, jak i stanowczym tonem, gdy powiedział jej o własnych wątach co do Logana na ucho - Tylko tak serio. -
… Najpewniej niestety nie znaczy tego samego co “na pewno”. Zwłaszcza, że o ile Logan powiedział, że rzeczywiście taki problem się pojawił w przeszłości, to Alejandra nie ma pojęcia w jaki sposób go zażegnano. Może też się pojawić problem w postaci niektórych X-Manów nie mających szczególnej ochoty, żeby ich długoterminowi adwersarze wrócili do pełnej sprawności.
-D-Dobrze, będę się pani słuchaj, zrobię wszystko. - odpowiedział, chowając się przed Wolverinem za Alejandrą. Tymczasem Logan uznał, że to dobra pora na zapalenie cygara. -
Jakkolwiek zrozumiała, perspektywa pozostawienia zasługujących na karę złoczyńców w stanie potencjalnie wiecznego (w końcu nie wiadomo, jak to działa) dzieciństwa jest jednak dosyć okrutna i nadzwyczaj niemoralna. Poza tym, mało ma wspólnego ze sprawiedliwością za grzechy, którą oba sama, jako Ghost Rider, wymierza.
Jednak tym będzie martwiła się przyszła Alejandra. Teraźniejszą głowę zawraca,perspektywa niańczenia dzieciaka i słuchania się podstarzałego, zgorzkniałego X-mena.
-Dobra, Logan… Dzieciak będzie się nas, a właściwie to mnie, słuchał. Co teraz? -
Tak właściwie, w tym przypadku może się jeszcze okazać, że określenia “niańczenie” będzie można użyć zarówno w kontekście zmienionego w dziecko Omega Red, jak i gburowatego, uwielbiającego wyroby tytoniowe X-Mena.
Przed chwilą wspomniany mutant odpowiedział Alejandrze:
-Dobre pytanie, koleś. Skoro gówniarz słucha się tylko Ciebie, to chyba będziesz zmuszona zostać w moim domu aż przyleci odebrać od nas nasz mały problem. Zadekowałem się w chacie gdzieś w tych okolicach. Huh, najwyżej będę spać na podłodze. - odpowiedział obojętnie, w międzyczasie puszczając dym z cygara. -
A przypominając sobie chodzące tu i ówdzie plotki o skłonności tego X-mena do zaglądania do przysłowiowego kieliszka, perspektywa niańczenia dwóch chłopa staje się tym bardziej prawdopodobna.
-Brzmi jak plan. - rzuciła, chcąc, aby w głosie pobrzmiewał jej choć cień udawanego zadowolenia - Będę tylko musiała zadzwonić do Johnny’ego i wyjaśnić mu sprawę. -
No świetnie. Największym marzeniem Alejandry przecież jest bycie niańką dla nałogowego palacza mutanta pijącego alkohol, będącego weteranem kilku wojen oraz mającego niezniszczalny metal w kościach, a także dla szalonego mutanta-ekstremisty zmienionego w dziecko przez jakiegoś świra.
-Jasne. To zadzwoń do Ex Płonącego Łba i się stąd wynosimy. - odpowiedział ponownie obojętnie, choć zażartował. -
Jedno jest pewne - na pewno, ale to na pewno, będzie ciekawie. Acz tak w wielce negatywnym znaczeniu. Mimo wszystko, sama Alejandra stara się o tym teraz nie myśle. Zamiast tego zaczęła szukać po kieszeniach kombinezonu swojego telefonu, licząc jednocześnie na to, że w tej całej burzy piaskowej jej się w żaden sposób nie rozwalił.
-
Owszem, znalazła swój telefon. O dziwo, po tym całym napierdalaniu się, wciąż działa! Zasięg w tym miejscu nie jest zbyt dobry, ale… Cóż, nie znaczy to, że nie powinna nawet próbować dzwonić do Johnnyego, może akurat się uda nawiązać połączenie?
-
Czując lekkie zadowolenie z tego powodu, szybkim ruchem odblokowała go i poszukała numeru swojego mentora w kontaktach, by po chwili zacząć do niego dzwonić.
-
Po krótkiej chwili grzebania w kontaktach, znalazła numer do swojego mentora i opiekuna, Johnny’ego Blaze’a.
-
Widząc to, szybko zadzwoniła i oczekiwała na usłyszenia w słuchawce głosu Blaze’a, jednocześnie zastanawiając się, jak składnie i z sensem opowiedzieć o obecnej, ocierającej się o granice historii wymyślonej po naćpaniu się czymś, sytuacji, której to się znalazła.
-
Um… Biorąc pod uwagę te wszystkie dziwactwa, które sam Johnny razem przeżył z Alejandrą… Chyba najlepiej będzie mu to powiedzieć tak jak jest, bez prób wygładzenia jakichś szczegółów. Od początku do końca.
-Tak? O co chodzi, Alejandro? - spytał się wyraźnie zatroskany Blaze. -
-Cześć, Johnny. - rzuciła szybko, chcąc bez zbędnego owijania w bawełnę wyjaśnić mu całą sprawę - Jest pewna sprawa. Okazuje się, że ta robota z Wolverinem… znacznie się przedłuży. Okazało się, że jakiś ufolud, będący wrogiem X-menów, zmienia mutantów w dzieci, co sprawiło, że muszę teraz robić za niańkę dla dziecięcej wersji Omega Reda, bo on, w sensie ten dzieciak, się słucha tylko mnie, jednocześnie bojąc się Logana. Więc muszę robić mu za opiekunkę i cały czas przy nim siedzieć do czasu, gdy Wolverine nie znajdzie kogoś, kto wszystko to odkręci. Więc… przez pewien czas mnie nie będzie.
-
Dopiero kiedy Alejandra skończyła mówić, zorientowała się, jak naprawdę absurdalnie brzmiało to wszystko. Przez naprawdę dłuższą chwilę, Blaze nie odpowiedział jej niczego. Ale w końcu rzekł mocno zdezorientowany:
-Alejandra… Um… Brałaś coś? Nie żebym Cię oskarżał, ale… Po prostu mi potwierdź, że jesteś trzeźwa, bo jakoś nie potrafię uwierzyć w to co mówisz. -
// Ej, Andre? //
-
// Ależ zamieniam się w słuch.
-
// Możesz dodać w opisie miasteczeka, że jestem jego autorem? Mały szczegół, ale dla mnie ważny. //
-
// Ależ oczywiście.
-
// I już załatwione.
-
// Podziękować.