Nowy Jork [ZIEMIA]
-
Jednak mógł wykorzystać fakt, że jego przeciwnik o wiele mniej skrętny. Pobiegł pod jeden z bloków i stanął pod ścianą nośną.
— Ej! Zakuty łbie! Tu jestem! — -
W momencie kiedy to krzyknął, w kierunku Arrowa zaczął lecieć solidny kawał ostrego gruzu. Ma jeszcze szansę na unik, pocisk leci na wysokości jego głowy.
-
Oczywiście, że wykorzystał szansę na uniknięcie bliskiego spotkania z kawałkiem betonu. Rzucił się do przodu, zalegając plackiem na ziemi. Liczył na to, że gruz przeleci nad nim.
-
Owszem, gruz przeleciał nad nim i z hukiem rozbił się o budynek jaki był za Arrowem, co zburzyło jego ścianę. Gruzy przygniotły Arrowa. Choć… Nie wydają mu się specjalnie ciężkie. Wydaje mu się, że z użyciem super siły szybko się wydostanie i zdąży uciec przed zagładą, która najprawdopodobniej dosłownie w tej chwili tutaj szarżuje.
-
Odrzucił gruzy przed siebie, tam gdzie prawdopodobnie znajdował się Juggernatu, po czym skoczył jak najwyżej potrafił. Nie miał zamiaru zostać staranowanym przez biegający kubeł na śmieci.
-
No, no, całkiem niezły pokaz się z tego zrobił, jak z jakiegoś filmu akcji. Arrow nie tylko efektywnie, ale także efektownie, przeskoczył tuż nad Juggernautem, który na miejscu zburzył, który przed chwilą był za Arrowem. Huhu, jak na Corridzie, można powiedzieć. Ale nie ma co się cieszyć…
-NIKT NIE ROBI IDIOTY Z JUGGERNAUTA, TY SUKO! - krzyknął oponent Arrowa, skacząc na Denvera dosłownie sekundy po tym jak wylądował na ziemi po swoim wyczynie. Leci w jego kierunku z góry z pięściami, jakby przy uderzeniu w ziemię, chciał zgnieść Arrowa niczym jakiegoś karalucha. -
Widząc nadlatującego potwora, Arrow uświadomił sobie pewną rzecz. Był wściekły. Nie na przeciwnika, na kogokolwiek z jego przeszłego życia, ale na samego siebie. Był pizdą. Miękką, giętką p i z d ą. Ale dość. Miał serdecznie dość uciekania. Teraz i w tym momencie chciał stanąć na przeciwko swojego życia i zgnieść wszystko w nim. Twardo zaprze się i utrzyma na miejscu, tylko po to by jego pięść wylądowała tam, gdzie powinna. W ostatniej sekundzie przed uderzeniem usunął się z miejsca, w które miała uderzyć pięść zakutego łba i gdy jeszcze leciał, wymierzyć mu uderzenie pięścią wprost w zęby.
-
No cóż… Niezaprzeczalnie, nie był to właściwy moment na to, żeby Arrow zaczął sobie robić wspominki o swojej pizdowatości. A to dlatego, że jego brawurowy wyczyn udał się… Połowicznie. Owszem, unik oraz cios się udały. Jednakże, przy ciosie powstała fala uderzeniowa, która odbiła Denvera tak mocno, że zarył w asfalt i wyrył w nim kawałek koleiny. Jest cały obolały i dzwoni mu w głowie. Do tego wszystko przed oczami zaczyna mu się zamazywać, a jedyne co widzi to sylwetka oponenta, który się do niego zbliżył. Teraz widzi, że przygotowuje się do ciosu…
-
— …Raz. — Wydusił z siebie, widząc nadchodzącego przeciwnika. — Raz! — Krzyknął ponownie i spróbował zmusić się do przewrócenia na bok, by uniknąć uderzenia, którego jedną połową swojego jestestwa tak bardzo pragnął.
-
Udało się!
…
W połowie. O ile przewrotkę jako taką udało mu się zrobić, to jedna jego ręka wciąż została przypadkiem na miejscu, wyciągnięta wzdłuż. Arrow właśnie dowiedział się jak to jest złamaną rękę. Choć… Bardziej trafnym określeniem jest tutaj “zmasakrowaną”. Może dokładnie poczuć jak jego kość ramienna i promieniowa zostają zgniecione na proch i drobiny. Czuje się, jakby jego ścięgna w ręce zostały wszystkie jednocześnie zniszczone. Czuje jak jego skóra zostaje oderwana w okolicach barku, a ułamana w ostry sposób część wyrostku barkowego odcina resztkę skóry na jakiej trzymało się to co zostało z jego ręki. I mimo tego, że powinien już zemdleć lub umrzeć to tego nie robi. Czuję każdą cząstkę bólu każdego milimetra swoich uszkodzeń. Czuje jakby się wykrwawiał, ale mimo tego wciąż żyje i jest hiperświadomy całego bólu jaki odczuwa, nawet, jeśli nie widzi tego co się dzieje dookoła niego za pomocą oczu. -
Zaczął wrzeszczeć. Wrzeszczeć jak opętany z tego bólu. Ale z bólem też przyszło ocucenie. Czuł wszystko i kontrolował wszystko w swoim ciele. Zerwał się z ziemii i zaczął uciekać w kierunku miejsca, gdzie rozdzielił się z czarnoskórym. Nie pamiętał teraz, jak jego towarzysze mieli na imię albo gdzie mieli się spotkać. Miał jedynie nadzieję, że oni będą wiedzieli, co z nim zrobić. A potem Arrow zajmie się sobą. Biegnąc, zerwał z siebie T-shirt i drugą dłonią obwiązał nim, no cóż, kikutem tego nie mógł nazwać, bo z ręki został mu tylko krwawy otwór w ciele.
-
Zdecydowanie za późno zorientował się jak fatalny błąd popełnił biegnąc, w próbie ucieczki gościa, który… ERR… Potrafi biec z wystarczającą siłą i prędkością, żeby przemienić blok mieszkalny na marny gruz i pył. Ledwo co zdążył trochę odbiec, poczuł jak najpierw zostaje stratowany przez Juggernauta, w wyniku czego odleciał jak szmacianka kilkanaście metrów do przodu, a potem… Miłosierny panie, trudno opisać to co Arrow właśnie czuje. Ludzki taran przebiegł po nim, całkowicie go dewastując. Poczuł, jak jego noga zostaje zmiażdżona podobnie jak została zdewastowana jego ręka. Potem poczuł jak na środku jego klatki piersiowej ląduje mocarna stopa Juggernauta, która zmiażdżyła jego kręgosłup, żebra, liczne inne kości, a także przerobiła organy wewnętrzne na krwistą galaretkę. A on nie umiera, jak stało by się w przypadku każdego normalnego człowieka. On wciąż żyje i czuje każdą uncję i każdy miligram bólu, jaki jest mu dostarczany. Trudno mi odróżnić już, czy wciąż żyje i tak cierpi, czy trafił do najgłębszego kręgu piekła i tam cierpi takie nieziemskie katusze, jakich nie życzył by nawet najgorszemu wrogowi.
-
Próbując przezwyciężyć paraliżujący ból, panicznie myślał nad jakąkolwiek opcją ucieczki, zachowania tych części ciała, które mu pozostały. Jednak co miał robić, kiedy był praktycznie martwy? Właśnie… Praktycznie martwy! On był był martwy! I niech konserwiarz też tak myśli. Nie dawał żadnego znaku życia, może odpuści. Jeśli jednak konserwiarz dalej był niewyżyty i miał zamiar zrobić z 17-latka dżem, chwycił funkcjonującą dłonią najbliższy kawałek gruzu i z całej siły cisnął go w hełm Juggernauta, dokładniej prosto w otwór na oko.
-
Jak widać… Plan Arrowa się udał! Udawanie martwego jak przy niedźwiedziu okazało się tu wyjątkowo skuteczne. Choć warto zaznaczyć, że na obecną chwilę jest to bardziej bycie martwym niż udawanie martwego. Szkarłatny tytan jeszcze na chwilę podszedł do truchła Arrowa, lekko obrócił jego głowę czubkiem buta i się okrutnie zaśmiał.
-HAHA. Mała sucz myślała, że powstrzyma Juggernauta. NIKT NIE POWSTRZYMA JUGGERNAUTA! - krzyknął, po czym kilka razy posunął nogą po ziemi jak byk i zaczął szarżować w bliżej nieokreślonym kierunku, zostawiając resztki Arrowa same z sobą. -
Tak, resztki były dobrym słowem… Arrow zaczął od sprawdzenia czy jego noga i ręka dalej są połączone z resztkami torsu i głową. To było dla niego ważne, cholernie ważne.
-
I tutaj problem się pojawia. Duży problem. Bo o ile o dziwo Arrow ma jeszcze dwie nogi nie będące zmasakrowane, to nie ma torsu do którego mogłyby być one doczepione. Tak więc, jedyne sprawne części ciała Arrowa to teraz dwie nogi, jedna ręką i głowa.
-
Cho… Cholera. Na cholera. Musi jakoś połączyć się z nogami, nie zostawi ich tu… Myśl, ignoruj ból, to tylko ból, myśl.
Wyszukał wzrokiem najbliższego pręta zbrojeniowego, ułamanej nogi stołu, czegokolwiek co miałoby koło metra długości, było w miarę sztywne, długie i wąskie, po prostu tyczkowate na długość metra.
-
Tak… Tak… Widać w pobliżu kawałek pręta zbrojeniowego, który pozostał po zniszczonym budynku. Ale… Trudno tak po prostu stłumić rozrywający ciało, ciągły ból, którego nie powinien czuć żaden człowiek, ponieważ do tej pory większość by umarła albo zemdlała. Jednakże… Nie należy się poddawać. Zawsze można chociaż spróbować, w końcu to “tylko” jakieś 10 metrów.
-
Tylko 10 metrów… Tylko 10 metrów…
— TYLKO TYLE! — Ryknął Arrow, choć przez jego osłabienie wyszło to bardzo, bardzo mizernie. Wczepił palce jednej dłoni w grunt i co rusz podciągając się na niej, jęcząc w agonii, począł pełznąć w jego kierunku. -
Ach… ERGHH! Już jest tak blisko! Tak blisko do sukcesu! Lecz nagle… Arrow poczuł, że resztki jego kręgosłupa dopiero teraz odczuły efekt zostania kompletnie zmiażdżonym przez Juggernauta. I tak oto właśnie Arrow-Pudding-Denver leży na ziemi, odczuwając największy fizyczny ból swojego życia, będąc praktycznie w formie galarety…
…Czy to już koniec? Czy tak skończy Arrow po tym wszystkim co przeszedł? A może stanie się cud, istne Deus ex Machina, które ocali Arrowa z tej zatrważającej sytuacji?