Nowy Jork [ZIEMIA]
-
Zaczął wrzeszczeć. Wrzeszczeć jak opętany z tego bólu. Ale z bólem też przyszło ocucenie. Czuł wszystko i kontrolował wszystko w swoim ciele. Zerwał się z ziemii i zaczął uciekać w kierunku miejsca, gdzie rozdzielił się z czarnoskórym. Nie pamiętał teraz, jak jego towarzysze mieli na imię albo gdzie mieli się spotkać. Miał jedynie nadzieję, że oni będą wiedzieli, co z nim zrobić. A potem Arrow zajmie się sobą. Biegnąc, zerwał z siebie T-shirt i drugą dłonią obwiązał nim, no cóż, kikutem tego nie mógł nazwać, bo z ręki został mu tylko krwawy otwór w ciele.
-
Zdecydowanie za późno zorientował się jak fatalny błąd popełnił biegnąc, w próbie ucieczki gościa, który… ERR… Potrafi biec z wystarczającą siłą i prędkością, żeby przemienić blok mieszkalny na marny gruz i pył. Ledwo co zdążył trochę odbiec, poczuł jak najpierw zostaje stratowany przez Juggernauta, w wyniku czego odleciał jak szmacianka kilkanaście metrów do przodu, a potem… Miłosierny panie, trudno opisać to co Arrow właśnie czuje. Ludzki taran przebiegł po nim, całkowicie go dewastując. Poczuł, jak jego noga zostaje zmiażdżona podobnie jak została zdewastowana jego ręka. Potem poczuł jak na środku jego klatki piersiowej ląduje mocarna stopa Juggernauta, która zmiażdżyła jego kręgosłup, żebra, liczne inne kości, a także przerobiła organy wewnętrzne na krwistą galaretkę. A on nie umiera, jak stało by się w przypadku każdego normalnego człowieka. On wciąż żyje i czuje każdą uncję i każdy miligram bólu, jaki jest mu dostarczany. Trudno mi odróżnić już, czy wciąż żyje i tak cierpi, czy trafił do najgłębszego kręgu piekła i tam cierpi takie nieziemskie katusze, jakich nie życzył by nawet najgorszemu wrogowi.
-
Próbując przezwyciężyć paraliżujący ból, panicznie myślał nad jakąkolwiek opcją ucieczki, zachowania tych części ciała, które mu pozostały. Jednak co miał robić, kiedy był praktycznie martwy? Właśnie… Praktycznie martwy! On był był martwy! I niech konserwiarz też tak myśli. Nie dawał żadnego znaku życia, może odpuści. Jeśli jednak konserwiarz dalej był niewyżyty i miał zamiar zrobić z 17-latka dżem, chwycił funkcjonującą dłonią najbliższy kawałek gruzu i z całej siły cisnął go w hełm Juggernauta, dokładniej prosto w otwór na oko.
-
Jak widać… Plan Arrowa się udał! Udawanie martwego jak przy niedźwiedziu okazało się tu wyjątkowo skuteczne. Choć warto zaznaczyć, że na obecną chwilę jest to bardziej bycie martwym niż udawanie martwego. Szkarłatny tytan jeszcze na chwilę podszedł do truchła Arrowa, lekko obrócił jego głowę czubkiem buta i się okrutnie zaśmiał.
-HAHA. Mała sucz myślała, że powstrzyma Juggernauta. NIKT NIE POWSTRZYMA JUGGERNAUTA! - krzyknął, po czym kilka razy posunął nogą po ziemi jak byk i zaczął szarżować w bliżej nieokreślonym kierunku, zostawiając resztki Arrowa same z sobą. -
Tak, resztki były dobrym słowem… Arrow zaczął od sprawdzenia czy jego noga i ręka dalej są połączone z resztkami torsu i głową. To było dla niego ważne, cholernie ważne.
-
I tutaj problem się pojawia. Duży problem. Bo o ile o dziwo Arrow ma jeszcze dwie nogi nie będące zmasakrowane, to nie ma torsu do którego mogłyby być one doczepione. Tak więc, jedyne sprawne części ciała Arrowa to teraz dwie nogi, jedna ręką i głowa.
-
Cho… Cholera. Na cholera. Musi jakoś połączyć się z nogami, nie zostawi ich tu… Myśl, ignoruj ból, to tylko ból, myśl.
Wyszukał wzrokiem najbliższego pręta zbrojeniowego, ułamanej nogi stołu, czegokolwiek co miałoby koło metra długości, było w miarę sztywne, długie i wąskie, po prostu tyczkowate na długość metra.
-
Tak… Tak… Widać w pobliżu kawałek pręta zbrojeniowego, który pozostał po zniszczonym budynku. Ale… Trudno tak po prostu stłumić rozrywający ciało, ciągły ból, którego nie powinien czuć żaden człowiek, ponieważ do tej pory większość by umarła albo zemdlała. Jednakże… Nie należy się poddawać. Zawsze można chociaż spróbować, w końcu to “tylko” jakieś 10 metrów.
-
Tylko 10 metrów… Tylko 10 metrów…
— TYLKO TYLE! — Ryknął Arrow, choć przez jego osłabienie wyszło to bardzo, bardzo mizernie. Wczepił palce jednej dłoni w grunt i co rusz podciągając się na niej, jęcząc w agonii, począł pełznąć w jego kierunku. -
Ach… ERGHH! Już jest tak blisko! Tak blisko do sukcesu! Lecz nagle… Arrow poczuł, że resztki jego kręgosłupa dopiero teraz odczuły efekt zostania kompletnie zmiażdżonym przez Juggernauta. I tak oto właśnie Arrow-Pudding-Denver leży na ziemi, odczuwając największy fizyczny ból swojego życia, będąc praktycznie w formie galarety…
…Czy to już koniec? Czy tak skończy Arrow po tym wszystkim co przeszedł? A może stanie się cud, istne Deus ex Machina, które ocali Arrowa z tej zatrważającej sytuacji? -
Żadne, do cholery, Deus Ex Machina. Arrow może polegać tylko na samym sobie.
— …AAAAAARRRRGH! — Wrzasnął, podejmując jeszcze jeden, tytaniczny wysiłek by sięgnąć po pręt. -
W literaturze wielokrotnie pokazuje się rzekomą niesamowitą siłę woli gatunku ludzkiego, Arrow… Arrow okazał się żywym przykładem tej niesamowitej cechy. Choć znalazł się w sytuacji, w której określenia syzyfowa praca to eufemizm, podołał swojemu zadaniu. Resztki jego wnętrzności najpewniej są rozciągnięte za nim niczym ścieżka z chleba Jasia i Małgosi, a przeżył ból, którego nie życzył by nawet Zoey, miał w swojej dłoni upragniony pręt… Tak… Trzyma go niezwykle mocno, choć jednocześnie czuje, jakby jego dusza chciała się uwolnić nareszcie z cielesnej powłoki, ale coś, jakaś bliżej nieokreślona potężna siła poza pojęciem prostego Denvera trzymała jego ducha na Ziemi…
-
Teraz, gdy już miał to czego potrzebował przyciągnął do siebie dolną połowę ciała. Z butów pozostających na jego stopach odwiązał sznurówki. Mocniej chwycił pręt w dłoni.
“Trochę zaboli, ale potem będzie z górki…”
Tak myśląc, wbił metal w miednicę, zaraz koło kręgosłupa. Zaciskając zęby z bólu, chwycił sznurówkę i przywiązał nią pręt do resztek kręgosłupa.
“Jeszcze tylko góra…”
Po tym uniósł się na dłoniach i nadział pręt na górną połowę swojego ciała, podobnie jak wcześniej zaraz obok kręgów. Ciężko dysząc, wygiął dłonie i przytwierdził pręt do swego torsu. -
Trudno znaleźć jakikolwiek sposób określenia tego, co właśnie przeżywa Arrow. Olimpiada bólu to chyba najlepszy splot wyrazów do opisania tego, ponieważ przez ostatnie pół godziny jedno źródło bólu i cierpienia fizycznego prześciga drugie, nie dając Denverowi ani chwili wytchnienia w jego agonii. Lecz…
Udało mu się.
Zrobił to.
Zrobił z cholernego pręta zbrojeniowego improwizowany kręgosłup. Normalnie wyłby z bólu, ale teraz… Teraz chyba przestał już czuć cokolwiek pod względem fizycznym. Jego mózg po prostu nie potrafi przyjąć więcej bodźców. Ani pozytywnych, ani negatywnych. Chwilę po przymontowaniu do siebie pręta, usłyszał intensywne syknięcie. Coś takiego, pomiędzy gwałtownym parowaniem wody, a odgłosem schładzanego rozgrzanego do czerwoności żelaza. I mimo, że najprawdopodobniej wygląda teraz jak ostatnia abominacja, poczuł, że może spróbować się chociaż minimalnie podnieść. -
“Dobra Arrow… teraz tylko wstać i uciec stąd… tylko gdzie? Nieważne. Najpierw stać.”
Zaparł się dłońmi o ziemię, jakby robił pompkę.
Raz, dwa…
Trzy.
Podbił swoje ciało do góry, chcąc wyprostować się w ten sposób. -
O jasny pierun… To była dość… Ciekawa sensacja zmysłów. Przy trochę nieudolnym, ale skutecznym wstawaniu, poczuł jakby mu coś tam w środku chrupało. Normalnie byłby to zły znak, gdyby nie fakt, że jeszcze przed chwilą jego kości były praktycznie w stanie sproszkowanym. Przez chwilę miał wrażenie, że nie udało mu się wstać, ale dopiero po chwili obserwacji zobaczył, że tak nie jest. Po prostu jego nogi podczas tego wszystkiego wygięty się w ten sposób, że wyglądają jakby Arrow postanowił udawać kurczaka i robić “egipski taniec” jednocześnie.
W rękach też poczuł i usłyszał wiele chrupnięć i pyknięć jednocześnie, a kiedy już się zorientował jaki jest stan jego nóg zobaczył, że jego ręce są permanentnie zgięte, niestety o jakieś 90 stopni w złą stronę. Choć… Wciąż lepsze to, niż to czym Denver był jeszcze chwilę temu. W takim przypadku nie pozostaje nic innego, jak wypróbować, czy w tej wręcz groteskowej postaci jest w stanie chodzić. -
// Mam dziwne wrażenie, że przepisem na twoją aktywność jest moja nieaktywność. //
Niepewnie postawił jeden krok przed siebie, potem kolejny. Wyglądał jak potwór rodem z kiepskiego filmu, ale teraz najważniejsze było przeżyć. Kolejny krok.
-
// Zrobiłeś to. Rozgryzłeś kod wszechświata.//
To naprawdę zaskakujące, że on potrafi w takim stanie w ogóle ruszać mięśniami. Czuje się nieco… Surrealistycznie, jakby to wszystko nie było prawdziwe. Ale chyba każdy by się tak czuł, gdyby jeszcze przed chwilą był rozerwany na strzępy. Z jednej strony jest całkowicie świadomy tego wszystkiego co się z nim dzieje, ale z drugiej odczuwa, jakby po wykonaniu pierwszego polecenia jego organizm sam z siebie stawiał kroki przed siebie, chcąc dojść do względnie bezpiecznego miejsca. -
@korobov
Gwen
Panna Stacy zaczęła powoli odzyskiwać przytomność, choć wciąż była dosłownie cała obolała, jakby ktoś po niej przejechał walcem drogowej. Nawet nie czuła, na czym leży i ledwo widziała cokolwiek. -
Przez chwilę wydawała jakieś bardziej nieartykułowane dźwięki, po zym jej pierwszym, w miarę ogarniętym komentarzem, bylo coś, co brzmiało jak:
-Czy ktoś zanotował numery rejestracyjne tego Hulka?