Warszawa
-
– Nie jest to jakaś historyjka pełna zwrotów akcji i tym podobnych, ale przynajmniej jakoś zabije się tym nudę. Większość wieczorów spędzałem w warsztacie i jebałem się z naprawianiem rzęchów. Męczyłem się tego wieczora przy Peugeotcie 206 i myślałem, że go rozpierdolę. Męczę się, męczę się i na dodatek taki upał, że musiałem przeciąg zrobić, bo wytrzymać nie dało. Kątem oka widzę, jak ktoś się zbliża do warsztatu. Myślę sobie - klient, ale żeby o tej porze? No to zagaduję do niej, ale ona nic. Idzie w moim kierunku i nie reaguje na to, co do niej mówię. Dopiero jak weszła do warsztatu, to zobaczyłem, że jest z nią coś nie tak. Blada, jakieś dziwne oczy, krzywe ruchy. Wyciągnęła ręce w moim kierunku i chciała mnie ugryźć, to ją odepchnąłem i tak kilka razy, aż w końcu złapałem za klucz i ją zajebałem. To tyle, a świat potem szlag trafił.
-
- I jak się z tym czułeś? Wiesz, wtedy pewnie nikt nawet nie myślał o tym jak o apokalipsie Zombie, na początku to było prawie jak zabijanie ludzi.
-
– Było mi z tym źle i przez kilka dni siedziałem w domu i ryczałem w ramionach żony. Nigdzie tego nie zgłosiłem, bo bałem się konsekwencji tego czynu. Dopiero po tym jak wszystko zaczęło się jebać, zrozumiałem wtedy, że mogłem zabić jednego z pierwszych zdechlaków. Wcześniej myślałem, że to jakaś ćpunka na dopalaczach, ale to był zwykły trup.
-
- Ja swojego pierwszego zgniłka zabiłem chyba z dwa miesiące po rozpoczęciu apokalipsy, bo wcześniej udawało mi się kryć i ich unikać.
-
– Coś długo go nie ma. Sra czy co?
-
- Albo wpadł w gówno po uszy. I to raczej nie własne.
-
– Może kibel się pod nim rozjebał. – zrzucił jakimś nieśmiesznym żartem i dalej czekał na Zygmunta. – Jeżeli w ciągu pięciu minut nie przyjdzie, to się rozejrzę za nim.
-
Pokiwał głową z niejaką ulgą, że to Ty postanowiłeś wziąć na siebie obowiązek wyjścia ze stosunkowo bezpiecznego pojazdu i sprawdzenia sytuacji. Zwłaszcza, że minęło już około pięć minut, a jego jak nie było, tak nie ma.
-
Zarzucił klucz na ramię jak jakiś badass i ruszył w kierunku, w którym wcześniej udał się Zygmunt. Miał oczy dookoła głowy i nasłuchiwał cały czas. Nie wie czy Zygmunta coś dopadło, czy po prostu mu się długo schodzi.
-
Po przejściu kilku metrów od razu wiedziałeś, gdzie się udać, w okolicy był tylko jeden budynek, do którego wejście nie skończyłoby się śmiercią pod walącymi się gruzami. Ocenienie całości było trudne, bo budowlę otaczał wysoki, choć cienki i miejscami uszkodzony, mur, pochodzący jeszcze sprzed apokalipsy. Zygmunta znalazłeś dość szybko, tuż przy wejściu, razem z jego zgrają czworonogów. Teraz miałeś wrażenie, że oni wszyscy są z jednego miotu, bo człowiek i psy wyglądali dziwnie podobnie, równie cisi, przyczajeni i gotowi do ewentualnej walki bądź ucieczki, nasłuchujący, wypatrujący i węszący.
-
Tyle czasu badać kąty i nasłuchiwać? Dziwne to trochę.
– Wszystko okej? – zapytał po to, aby dać znać o swojej obecności oraz upewnić się czy wszystko jest w porządku. -
- Zamknij się. Nie jesteśmy tu sami. - odparł tamten i dał Ci ręką znać, abyś zajrzał dalej, ale bez zbędnego wychylania się i okazywania swojej obecności.
-
Więc tak zrobił. Spróbował też nadsłuchiwać i dojrzeć czegoś.
-
Bez trudu ujrzałeś dwie osoby, mężczyznę i kobietę, uzbrojonych w łuki i skleconą przez samych siebie broń białą przypominającą nabite gwoździami maczugi, pełniących niedbałą wartę.
- Bandyci. - wyjaśnił krótko Zygmunt. - Tu jest dwójka, ale reszta plądruje budynek. -
– Mam Ci pomóc czy iść sobie?
-
- Jakbym nie potrzebował pomocy, to sam bym tu przyjechał. Trzeba się ich pozbyć zanim wszystko rozkradną, a potem zabrać, ile się da, bo na pewno niedługo zawinie tu kolejna grupa.
-
– Jak chcesz to rozegrać?
-
- Trzeba ich zdjąć po cichu, a dobrze byłoby też kogoś zostawić przy życiu, żeby dowiedzieć się, ilu ich jest i skąd przyszli. Na resztę poczekamy i gdy wyjdą, pewnie niczego nieświadomi i obładowani łupami, wyskoczymy na nich razem z moją sforą psów.
-
Tego właśnie się obawiał - że będzie musiał kogoś zabić. Jaki dystans dzieli między nimi, a bandytami, którzy pilnują?
– Na twój znak. -
Zawsze mogłeś być tym, który spróbuje pochwycić jednego z bandytów do niewoli.
- Spróbuj się do nich podkraść i załatwić po cichu, przynajmniej jedna osoba musi pozostać przy życiu. Ja tu zostanę i będę Cię osłaniać albo puszczę psy, jeśli będziesz w tarapatach.