Gwieździsta Puszcza
-
"— Co za bydlę… Przynajmniej po tej walce nie będzie myślało o rewanżu przez dłuższy czas. — Zaśmiał się w głowie James, ładując rewolwerowy bęben do pełna. Tylko co teraz? Jeżeli ślad, którym podążał, niemalże na pewno należał do Dubraka, to wątpliwe, że doprowadzi go do jakichś Mivvotów. Eh, pieskie życie.
"— Chyba, że cały czas źle szukałem… No przecież! — Palnął się w głowę, gdy zrozumiał, jak proste rozwiązanie cały czas mu umykało. Spojrzał na drzewa; jak wysokie były? Dałby radę wspiąć się po nich? -
Różnie, im starsze, tym wyższe, niekiedy nawet sięgające trzydziestu metrów. Wdrapać mógłbyś się tylko na część z nich, mającą gałęzie rosnące wystarczająco nisko, ale równie dobrze możesz wymyślić też jakiś inny sposób, choćby przy użyciu liny.
-
To nie jest głupi pomysł… Wyciągnął linę z plecaka i przywiązał jeden z jej końców do cięższego kamienia. Następnie rozkręcił sznur w dłoniach i zarzucił nim tak, by zahaczył o wyżej położoną gałąź.
-
Udało Ci się, a sama lina wydaje się dość stabilna. Inna kwestia, czy gałąź wytrzyma Twój ciężar, ale to możesz sprawdzić tylko w jeden sposób.
-
Oczywiście chwytając linię, kiedy jeszcze nie jest wysoko nad ziemią. Zawiesił swój ciężar na niej, by sprawdzić czy go utrzyma.
-
Próba jasno wskazała na to, że tak.
-
Więc zaczął się wspinać.
-
Udało Ci się wspiąć na pierwszych kilka metrów, gdzie rosły gałęzie na tyle grube, aby Cię utrzymać. Twoja wola, czy zechcesz wspinać się dalej, czy może obserwacja okolicy stąd Ci wystarczy.
-
Jeżeli tutaj nie zobaczy niczego szczególnego, to zaryzykuje i wespnie się wyżej (oczywiście asekurując się liną). Rozejrzał się z tej wysokości w poszukiwaniu najróżniejszych ścieżek i dróżek. Z tej wysokości powinny być dobrze widoczne.
-
Byłyby widoczne, gdyby, no właśnie, były. Problem był taki, że lokalsi zdawali się nie korzystać z ubitych dróg, ścieżek czy nawet traktów, jednak po dalszych oględzinach udało Ci się coś odnaleźć, coś dość nietypowego, nawiasem mówiąc, czyli wiszące na drzewach liny i drewniane kładki łączące ich korony. Czyżby to był sposób podróżowania tubylców? Jeśli tak, to na pewno nie był on głupi, tu byli niemalże niewidoczni i mogli z łatwością ukryć się bądź uciec przed niebezpieczeństwem czy znienacka zaatakować.
-
I chyba właśnie teraz James znalazł to, czego tak usilnie szukał na ziemi. Asekurując się linią, spróbował zbliżyć się do kładek.
-
Udało Ci się to po jakimś czasie, geny tubylca pomagały, acz trzeba przyznać, że Tobie potrzeba by było miesięcy, jeśli nie lat, praktyki, aby opanować chodzenie po tych ścieżkach w koronach drzew, co Mivvotom czystej krwi przychodziło bez większego trudu.
-
Jeżeli wszystko pójdzie dobrze, to nie będzie musiał uczyć się na własną rękę.
Był już o kilka kroków bliżej swojego celu. Wszedł na najbliższą kładkę, by po niej iść dalej w kierunku serca puszczy.
-
Jeśli liczyłeś na to, że Twoja podróż pozostanie niezauważona i odkryjesz tajemnicze zaginione miasto, to pomyliłeś się w swych rachubach. Już po kilku minutach drogi w pień drzewa, nieopodal Twojej głowy, wbiła się strzała, a po niej kolejna, tym razem jeszcze bliżej.
-
— Nie jestem człowiekiem! — Wrzasnął, podnosząc dłonie do góry i szukając jakiejkolwiek osłony przed strzałami. Jeżeli takową znalazł, od razu skrył się za nią.
-
Nie było, a kwestią czasu jest, nim polecą w Twoim kierunku kolejne strzały. Aby się przed nimi skryć możesz albo biec dalej, bo cel ruchomy trudniej trafić niż nieruchomy, albo zeskoczyć czy w inny sposób dostać się na dół.
-
Na dole będzie jeszcze łatwiejszym celem, dlatego pobiegł dalej co sił w nogach, modląc się o to, by utrzymać balans.
-
Przez jakiś czas szło dobrze, ale pośpiech i świszczące wokół strzały nie ułatwiały Ci zadania, więc w końcu noga Ci się omsknęła i upadłeś. Na szczęście na dole nie czekało Cię ani twarde, ani bolesne lądowanie, bo nawet nie wylądowałeś na ziemi, lecz na grubej siatce, zawieszonej pięć metrów nad poziomem gruntu.
-
Czym prędzej spróbował podźwignąć się i wydostać z niej, w międzyczasie krzycząc:
— Byłoby naprawdę miło, gdybyście przez chwilę nie próbowali mnie zabić, na miłość cholery! — -
Gdy tylko spróbowałeś się podnieść, sieć jakby zatrzasnęła się i Cię oplotła, a Ty znalazłeś się w pułapce. Jednak Twoje słowa chyba zdążyły przekonać część tubylców i rzeczywiście do Ciebie nie strzelali. Ale to może dlatego, że chcą Cię wziąć żywcem i zjeść. Albo złożyć w ofierze.