Dodge City
-
Wskoczył na konia i podniósł wzrok w kierunku w którym zmierzał. Spiął konia i ruszył do Gwieździstej Puszczy.
-
//Zmiana tematu. Zacznę Ci, gdy będziesz na miejscu.//
-
Seymour Porterfield
Ostatnie perypetie w Seymourowej pogoni za pieniądzem przywiały go do Dodge City, gdzie zastała go niemiła niespodzianka. Okazało się, że jego zleceniodawca popadł w jakiś konflikt z lokalnymi stróżami prawa, więc zbiegł z miasta, a tym samym nie miał jak zapłacić traperowi. Zdarza się. Teraz mężczyzna odpoczywał po obiedzie zjedzonym w jednej z restauracji, siedząc na jej ganku, popalając fajeczkę i rzucając kości po ogryzionym z mięsa kurczaku wiernej psinie. Wkrótce trzeba będzie zastanowić się nad jakimś innym zarobkiem, skoro ta opcja nie wypaliła.
-
Restauracja to za wiele powiedziane, choć w jedynym w mieście saloonie serwowano syto i w miarę smacznie, do tego w rozsądnych cenach, to wystarczyłoby wybrać się do Imperium, tam to dopiero są takie lokale. Niemniej, jeśli chodzi o źródło zarobku, to raczej znajdziesz je bez trudu, strzelba do wynajęcia przyda się prawie każdemu z obecnych wraz z Tobą w saloonie ludzi, wystarczy tylko pogłówkować komu dokładnie i zaoferować swoje usługi.
-
// Czyli saloon, jeżeli dobrze rozumiem, jest także miejscem dla osób poszukujących najemnika i najemników poszukujących zleceń? Jak w takim razie rozpoznać osobę poszukającą wykonawcy dla swojego zlecenia? //
-
//Saloon jest miejscem od wszystkiego, zwłaszcza jeśli jest tylko jeden w mieście. A co do szukania to nie ma konkretnego sposobu, po prostu się rozejrzyj, a ja naprowadzę Cię na grupę, która jest powiązana z jednym z wątków.//
-
Uwiązał psa do desek ganku, nie dlatego, że bał się o jego ucieczkę, a dlatego, by jakiś nadgorliwy strzelec nie uznał wielkiego, biegającego wolno psa za zagrożenie. Potem wrócił do wnętrza i rozejrzał się po stołach, przeglądając potencjalnych zleceniodawcy. Podobno darowanemu koniowi nie patrzy się w zęby, ale doświadczenie nauczyło Seymoura, że wykonywanie zadań dla szemranych typów często kończyło się nieprzyjemnymi przygodami.
-
W środku zastałeś przede wszystkim kowboi, rancherów, skąpo odziane kelnerki, lokalnych mieszkańców i posiwiałego już barmana. Oni wszyscy mogli mieć jakieś zlecenia, ale najciekawiej prezentowała się grupa przy jednym ze stolików. W czterech z pięciu ludzi bez trudu rozpoznałeś górników, nawet brak kilofów, kasków i zmiana odzieży z kombinezonów nie pomogła ukryć ich przygarbionej postawy, spracowanych dłoni i kaszlu spowodowanego wdychaniem pyłu. Jednak to nie oni przykuli Twoją uwagę, a ktoś, kto siedział tam wraz z nimi. Wysoki, choć niezbyt postawny mężczyzna, raczej blady, o co trudno w tych rejonach, gdy żar leje się z nieba, odziany w eleganckie spodnie, buty z ostrogami, koszulę i kamizelkę ze skóry aligatora, z której miał również pas, przy którym zatknięto dwie kabury z rewolwerami, a nieopodal spoczywał jego karabin. Znałeś go, a przynajmniej ze słyszenia, bo fakt, że do ludzi ostatnimi czasy rzadko wychodziłeś. Oswald Harrington, legenda kolonii, jeden z najskuteczniejszych najemników, co prawda o niekiedy dość niemoralnych metodach, który przybył tu z sąsiedniej kolonii, gdzie ponoć za swoje występki sam jest ścigany listem gończym.
-
Oho, to może być ciekawe. Nie często nadarza się okazja do spotkania kogoś tak interesującego i zarobienia grosza przy okazji. Podszedł do stolika górników i jak kultura nakazuje, skinął im kapeluszem.
— Moje uszanowanie. Czy można się dosiąść do panów? —//Jeżeli rozmowa zaczęta tymi słowami to najgorszy z możliwych sposobów na otrzymanie zlecenia, to napisz mi. //
-
//Nie.//
Nie odpowiedzieli, zamiast tego wbili wzrok w Harringtona, ten z kolei sam ocenił Cię szybkim spojrzeniem i skinął głową, zgadzając się. Choć nikt, poza Tobą, w ogóle się nie odezwał, to wiedziałeś już, z kim powinieneś prowadzić ewentualne rozmowy. -
Więc usiadł przy stoliku.
— Co was sprowadza do Dodge? Sprawy służbowe? — Zapytał, cicho wybijając palcami rytm na blacie. -
- Można tak powiedzieć. - odparł Oswald. - Tak się składa, że ci tutaj panowie wynajęli mnie do pewnego zadania, którego jednak sam nie zdołam zrealizować, więc szukam doświadczonych, zaprawionych w boju i, co najważniejsze, lojalnych strzelb do wynajęcia, aby uzyskać niezbędną pomoc.
-
Zaśmiał się lekko.
— Doświadczonych i zaprawionych znajdziesz tu na każdym rogu, ale lojalnych można szukać długo, kiedy nie ma się tyle szczęścia co wy. Pozwoli Pan, że zapytam co to za zadanie? — -
- Pytać zawsze wolno. - odrzekł, ale że nie powiedział po tych słowach nic więcej, to zrozumiałeś, że nie dowiesz się tego za szybko. Oznaczało to też jakąś grubszą sprawę, skoro chciał utrzymać to w tajemnicy.
-
— Mhm. — Mruknął, gładząc brodę i nachylił się nad stołem, mówiąc ściszonym głosem. — Uznajmy, że wpisuję się w wasze wymagania. —
-
- Słyszałem kiedyś o Tobie? O Twoich referencjach? Lub jest ktoś, kto może je potwierdzić? - zapytał, a Ty zrozumiałeś, że nie jesteś pierwszym, którego posądził o to, że chcesz usłyszeć szczegóły tylko po to, aby odnieść własny sukces.
-
— Jeżeli Pięść Lembuna nie obiła Ci się o uszy, to pozwól, że sam pokażę Ci potwierdzenie moich słów. — To mówiąc, poklepał zaufaną rusznicę. — Tylko daj cel. —
-
- Nie wątpię w umiejętności takiej strzelby do wynajęcia, pełno tu rewolwerowców, awanturników i poszukiwaczy przygód. Lojalność. Właśnie to cenię i takich ludzi potrzebuję, ze świadomością, że muszą być najlepsi, bo niewielu jest oddanych czemuś innemu, niż własny zysk, w całej tej kolonii.
-
— Hmm. — Seymour pogładził brodę. — Czego oczekujesz jako dowodu lojalności?
-
- Okazania jej. - odparł, a w praktyce była to żadna odpowiedź na Twoje pytanie, bardziej sugestia, że powinieneś go czymś zaskoczyć, byle pozytywnie, samemu na coś wpaść.