Dodge City
-
Oho, to może być ciekawe. Nie często nadarza się okazja do spotkania kogoś tak interesującego i zarobienia grosza przy okazji. Podszedł do stolika górników i jak kultura nakazuje, skinął im kapeluszem.
— Moje uszanowanie. Czy można się dosiąść do panów? —//Jeżeli rozmowa zaczęta tymi słowami to najgorszy z możliwych sposobów na otrzymanie zlecenia, to napisz mi. //
-
//Nie.//
Nie odpowiedzieli, zamiast tego wbili wzrok w Harringtona, ten z kolei sam ocenił Cię szybkim spojrzeniem i skinął głową, zgadzając się. Choć nikt, poza Tobą, w ogóle się nie odezwał, to wiedziałeś już, z kim powinieneś prowadzić ewentualne rozmowy. -
Więc usiadł przy stoliku.
— Co was sprowadza do Dodge? Sprawy służbowe? — Zapytał, cicho wybijając palcami rytm na blacie. -
- Można tak powiedzieć. - odparł Oswald. - Tak się składa, że ci tutaj panowie wynajęli mnie do pewnego zadania, którego jednak sam nie zdołam zrealizować, więc szukam doświadczonych, zaprawionych w boju i, co najważniejsze, lojalnych strzelb do wynajęcia, aby uzyskać niezbędną pomoc.
-
Zaśmiał się lekko.
— Doświadczonych i zaprawionych znajdziesz tu na każdym rogu, ale lojalnych można szukać długo, kiedy nie ma się tyle szczęścia co wy. Pozwoli Pan, że zapytam co to za zadanie? — -
- Pytać zawsze wolno. - odrzekł, ale że nie powiedział po tych słowach nic więcej, to zrozumiałeś, że nie dowiesz się tego za szybko. Oznaczało to też jakąś grubszą sprawę, skoro chciał utrzymać to w tajemnicy.
-
— Mhm. — Mruknął, gładząc brodę i nachylił się nad stołem, mówiąc ściszonym głosem. — Uznajmy, że wpisuję się w wasze wymagania. —
-
- Słyszałem kiedyś o Tobie? O Twoich referencjach? Lub jest ktoś, kto może je potwierdzić? - zapytał, a Ty zrozumiałeś, że nie jesteś pierwszym, którego posądził o to, że chcesz usłyszeć szczegóły tylko po to, aby odnieść własny sukces.
-
— Jeżeli Pięść Lembuna nie obiła Ci się o uszy, to pozwól, że sam pokażę Ci potwierdzenie moich słów. — To mówiąc, poklepał zaufaną rusznicę. — Tylko daj cel. —
-
- Nie wątpię w umiejętności takiej strzelby do wynajęcia, pełno tu rewolwerowców, awanturników i poszukiwaczy przygód. Lojalność. Właśnie to cenię i takich ludzi potrzebuję, ze świadomością, że muszą być najlepsi, bo niewielu jest oddanych czemuś innemu, niż własny zysk, w całej tej kolonii.
-
— Hmm. — Seymour pogładził brodę. — Czego oczekujesz jako dowodu lojalności?
-
- Okazania jej. - odparł, a w praktyce była to żadna odpowiedź na Twoje pytanie, bardziej sugestia, że powinieneś go czymś zaskoczyć, byle pozytywnie, samemu na coś wpaść.
-
// Byłbyś skłonny dać mi jakąś podpowiedź czy mam sam pogłówkować? //
-
//Gdybym chciał dać Ci podpowiedź to zrobiłbym to jeszcze w tamtym poście.//
-
— Hmmm. — Seymour nieustannie gładził swoją brodę, milcząc przez moment. — O której wyruszamy? — Odezwał się w końcu, skupiając wzrok nie na swoim rozmówcy, a na nieokreślonej przestrzeni wewnątrz baru.
-
- Nie znalazłem tu nikogo odpowiedniego, a wątpię, żeby się udało, więc pewnie jeszcze dziś. A przynajmniej wtedy my wyruszymy, nie wiem jak będzie z Tobą.
-
//Ja tutaj kiedyś odpiszę, spokojna głowa. //
-
//No ja myślę, bo fabuła stygnie.//
-
— Dobrze. — Sej odsunął krzesło od stołu, po czym wstał. — W takim razie do zobaczenia Panom, “pewnie jeszcze dziś”. — Podał dłoń Oswaldowi, jak i górnikom.
-
- O ile wyruszymy razem. - odparł, choć uścisnął Ci dłoń, podobnie jak pozostali