Dodge City
-
- Pytać zawsze wolno. - odrzekł, ale że nie powiedział po tych słowach nic więcej, to zrozumiałeś, że nie dowiesz się tego za szybko. Oznaczało to też jakąś grubszą sprawę, skoro chciał utrzymać to w tajemnicy.
-
— Mhm. — Mruknął, gładząc brodę i nachylił się nad stołem, mówiąc ściszonym głosem. — Uznajmy, że wpisuję się w wasze wymagania. —
-
- Słyszałem kiedyś o Tobie? O Twoich referencjach? Lub jest ktoś, kto może je potwierdzić? - zapytał, a Ty zrozumiałeś, że nie jesteś pierwszym, którego posądził o to, że chcesz usłyszeć szczegóły tylko po to, aby odnieść własny sukces.
-
— Jeżeli Pięść Lembuna nie obiła Ci się o uszy, to pozwól, że sam pokażę Ci potwierdzenie moich słów. — To mówiąc, poklepał zaufaną rusznicę. — Tylko daj cel. —
-
- Nie wątpię w umiejętności takiej strzelby do wynajęcia, pełno tu rewolwerowców, awanturników i poszukiwaczy przygód. Lojalność. Właśnie to cenię i takich ludzi potrzebuję, ze świadomością, że muszą być najlepsi, bo niewielu jest oddanych czemuś innemu, niż własny zysk, w całej tej kolonii.
-
— Hmm. — Seymour pogładził brodę. — Czego oczekujesz jako dowodu lojalności?
-
- Okazania jej. - odparł, a w praktyce była to żadna odpowiedź na Twoje pytanie, bardziej sugestia, że powinieneś go czymś zaskoczyć, byle pozytywnie, samemu na coś wpaść.
-
// Byłbyś skłonny dać mi jakąś podpowiedź czy mam sam pogłówkować? //
-
//Gdybym chciał dać Ci podpowiedź to zrobiłbym to jeszcze w tamtym poście.//
-
— Hmmm. — Seymour nieustannie gładził swoją brodę, milcząc przez moment. — O której wyruszamy? — Odezwał się w końcu, skupiając wzrok nie na swoim rozmówcy, a na nieokreślonej przestrzeni wewnątrz baru.
-
- Nie znalazłem tu nikogo odpowiedniego, a wątpię, żeby się udało, więc pewnie jeszcze dziś. A przynajmniej wtedy my wyruszymy, nie wiem jak będzie z Tobą.
-
//Ja tutaj kiedyś odpiszę, spokojna głowa. //
-
//No ja myślę, bo fabuła stygnie.//
-
— Dobrze. — Sej odsunął krzesło od stołu, po czym wstał. — W takim razie do zobaczenia Panom, “pewnie jeszcze dziś”. — Podał dłoń Oswaldowi, jak i górnikom.
-
- O ile wyruszymy razem. - odparł, choć uścisnął Ci dłoń, podobnie jak pozostali
-
W odpowiedzi Sey jedynie uśmiechnął się nieznacznie i wyszedł z baru. Tam odwiązał Ogryzka od ganku budynku i poklepał go po łbie.
— Zanosi się na to, że wyruszamy dzisiaj. — Powiedział do psa, oczywiście nie oczekując odpowiedzi. -
No i nie odpowiedział, może i lepiej, bo skąd pewność, że rzeczywiście zostaniesz wybrany do tego zadania? Na puste frazesy się nie nabiorą, potrzebne są jakieś czyny.
-
To właśnie zastanawiało Sey’a. Czy ślepe pójście na to zlecenie, bez dowiedzenia się o co właściwie w nim chodzi, można uznać za dowód lojalności? Kij tam wie, równie dobrze będą mogli potraktować go jako rzep u psiego ogona.
Udał się do którejś z lokalnych stajni, czas wypożyczyć konia. -
Bez konia jak bez ręki, zwłaszcza tutaj. I właściwie lepszym pomysłem byłby zakup, nie wiesz w końcu, kiedy wrócisz. No i pewnie będziesz musiał zapłacić więcej niż to warte, jeśli coś stanie się takiemu wierzchowcowi. Niemniej, znalazłeś jedną taką stajnię, bo były tu aż trzy, gdzie oferowano tak sprzedaż, jak i wynajem koni, choć nie ma co się oszukiwać, były to wierzchowce drugiego sortu, choć w Twojej sytuacji nie ma co wybrzydzać.
-
Tak, szczególnie, że z względu na swój wzrost, Seymour rzadko mógł liczyć na jakiegoś lepszego rumaka. Poza tym nie lubił koni.
Rozejrzał się za jakimś niższym wierzchowcem.