Galera "Czarny Jastrząb"
-
Pomimo prób, zwinna złodziejka nie zdołała wymknąć się w tym razem, trafiając w stalowy chwyt potężnego najemnika, który mógłby bez większych trudności zmiażdżyć ją, gdyby tylko zechciał, nie wkładając przy tym całej siły w taki wysiłek, jeśli można to tak nazwać.
-
— Puszczaj, puszczaj, puszczaj! — Wrzeszczała Tissaen, wierzgając i z całych sił próbując wyrwać się z dłoni marynarza. Okładała go wszystkimi swoimi kończynami po czym tylko mogła.
-
//Vader?//
-
Szeth “Kotal” Aogad
Chwycił ją na tyle mocno, by nie mogła mu uciec, po czym ruszył z nią przez pokład, by ją odprowadzić do kapitana. -
Goblinka niestety nie miała jak się wyrwać, więc najemnik, a wraz z nim dwaj spotkani marynarze, powrócili do kajuty kapitana, który rozgonił już zbiegowisko.
- Zwiążcie ją i możecie odejść. - polecił całej trójce, ale do najemnika dodał jeszcze: - A jeśli ona jest tym, kim myślę, możesz liczyć na dodatkową premię. -
Tissaen lękliwie rozglądała się dookoła. Teraz ma przejebane, teraz ma przejebane, teraz ma tak bardzo przejebane.
-
Stalowy uścisk tej wielkiej kupy mięcha wystarczyłby aż nadto, ale nie mógł trzymać Cię cały czas, więc pozostali skrępowali Ci ręce za plecami, a także nogi, wiążąc solidne marynarskie supły, przez które nie zdołasz wyślizgnąć się łatwo z lin. Potem postawili Cię na krześle w kapitańskiej kajucie i wszyscy odeszli, zostawiając Was samych, a kapitan usiadł naprzeciwko Ciebie.
- Nie masz już jak uciec, więc może wreszcie zaczniesz mówić prawdę?
//Ogółem to polecimy tu z kilkoma postami i przewijam akcję do następnego dnia, żeby dać nieco akcji pozostałym, a potem już prosto do Archipelagu.// -
— Kiedy już Ci powiedziałam prawdę, szajbusie! Rozwiąż mnie z tego! — Wiedząc, że wcześniejsza wersja przedstawionych wydarzeń nie wypaliła, Tissaen przybrała bardziej ofensywną taktykę.
Wiła się i kręciła na krześle jak mogła, próbując wydostać się z lin. -
Niestety, były związane zbyt solidnie, abyś mogła tak łatwo się z nich uwolnić, tu potrzebna będzie czyjaś pomoc, coś ostrego lub odrobina Magii.
- Więc wciąż uważasz, że nie masz nic wspólnego z Ponurym Opojem? Że to nie on nasłał Cię, żebyś okradła mnie z artefaktów, na które od dawna się czai? - odparł pytaniami kapitan, również obstając przy swojej wersji wydarzeń. -
— Jakich, do cholery, artefaktów?! A tego Ponurego Napoju nawet nie znam ani próbowałam! Ja tutaj przyszłam tylko po moje pieniądze z kart! Nie moja wina, że odpłynęliście ze mną, mogliście poczekać, kurde. — Odgryzała się, nie mając zamiaru kłamać dla uciechy kapitana szajbusa.
-
- Nim wrócimy do Gilgasz minie wiele miesięcy… Przez ten czas nawet Tobie rozwiąże się język. Zabrać ją! - powiedział, ucinając dyskusję, a dwóch marynarzy wróciło do jego kajuty, zabierając Cię pod pokład, niedaleko ładowni pełnych zapasów czy towarów lub pustych, czekających na wypełnienie innymi łupami. Gdziekolwiek się kierowaliście, to kapitan nie kłamał i naprawdę była to długa podróż. Niemniej, Ciebie wprowadzono do niewielkiego pomieszczenia, gdzie znajdował się jedynie stół, trzy krzesła i kilka lamp oświetlających wszystko. Były też trzy mikroskopijne cele, przynajmniej z punktu widzenia człowieka, Ty mogłaś cieszyć się ze swoich gabarytów, bo przynajmniej będziesz miała w miarę komfortowe warunki, nie licząc rzecz jasna ciasnych więzów.
-
I co, mają ją zamiar tutaj trzymać?I pewnie tylko o chlebie i wodzie! O nie, ta wizja nie odpowiadała Tissaen. Na razie nie będzie niczego próbowała, nie w towarzystwie tych chacharów, ale później od razu się stąd wywinie.
-
Niestety, nie mieli zamiaru Cię zostawić, bo gdy tylko jeden z nich otworzył drzwi celi, a drugi Cię tam wrzucił, zamknął je z powrotem i zabrał kluczyk, obaj zasiedli do partyjki kart w pomieszczeniu obok celi, rzucając Ci stale czujne spojrzenia.
-
Karty.
Źrenice Tissaen rozszerzył się.
Karty. Coś, w czym jest dobra.Podpęłzła do krat. Zaczęła uważnie obserwować ich grę.
-
Widać, że nie grali dla pieniędzy, bardziej dla rozrywki, a w sumie to do zabicia czasu, nim zmienią ich inni, żeby Cię pilnować.
- A Ty co? - zapytał jeden z marynarzy, gdy zakończyli kolejną partię, a jego kompan tasował karty do następnej. -
— Weźcie dajcie zagrać. Chociaż jedno rozdanie. — Poprosiła, wskazując głową na karty.
-
- Zamknij się. - odparł krótko i rozdał karty dla siebie i swojego kompana, wznawiając grę.
-
— Prymityw. — Odgryzła się, a po tym położyła się pod kratą.
-
Radio:
Nic na to nie odpowiedzieli, a Ty po kilku godzinach, pomimo warunków, w jakich musiałaś spędzić ten czas, zasnęłaś.
Vader, Max, Zohan:
Kolejny dzień przyniósł doskonałą pogodę: Czyste niebo, sprzyjający wiatr, sute i smaczne śniadanie, a także plotki o jakiejś Goblince, która miała się zakraść na okręt i spróbować okraść, a może i zabić, kapitana. Spekulowano, po co właściwie przyszła, kim była, co ją z kapitanem łączyło i kto ją nasłał. Jednak kapitan zabronił komukolwiek się z nią widywać, a zmieniający się co kilka godzin wartownicy milczeli jak zaklęci, dobrze wiedząc, że od tego, czy będą milczeć, zależy ich dalsza praca na tym okręcie.
Dopóki nie dopłyniecie do pełnego dzikich zwierząt, potworów i agresywnych tubylców Archipelagu Sztormu nie macie wiele do roboty, a przynajmniej w teorii. W praktyce, wszystkich spośród Was wysłano na główny pokład, ponieważ już godzinę temu dostrzeżono jakiś okręt, który płynął za Wami. Oczywiście, mógł to być tylko przypadek, ale równie dobrze okazja do niezłej rozróby.
Radio:
Obudziłaś się nad ranem, pomimo snu zmęczona, obolała od spania na samych deskach, głodna i spragniona. A ponadto związana i uwięziona, co na pewno było najgorszym, co mogło Cię spotkać i nie zanosi się, aby szybko się to zmieniło. -
//Dwa odpisy w jednym poście, czuję się uhonorowany. //
Gorzkie wspomnienia tego, jak wczoraj wrobiła samą siebie w przymusowy pobyt na okręcie, szybko oblazły jej umysł. “Jesteś z siebie zadowolona, Tiss?”
Przewróciła się na drugi bok, by nieco rozluźnić obolała stronę ciała. Przy okazji spojrzała w kierunku stołu, przy którym wcześniej siedzieli marynarze. Wciąż tam byli?