Gwieździsta Puszcza
-
Ważne, że będzie miał szansę na wytłumaczenie się.
— Mógłbym poprosić o wyciągnięcie mnie stąd? — Zawołał. — Nie jest tutaj do końca wygodnie! — -
Jeśli wyjdziesz ze swoimi wytłumaczeniami od tego, to w najlepszym razie będą Cię jakiś czas ignorować, tak jak teraz, a w najgorszym w końcu zabiją.
-
Dlatego postarał się o dobycie noża, po czym zaczął rozcinać więzy.
-
Udało Ci się przeciąć część sieci, ale za mało, żeby się uwolnić. Nie był to i tak wielki problem, może nawet lepiej, że się nie uwolniłeś, bo po chwili spostrzegłeś dwóch tubylców, mężczyzn, o ogorzałej od słońca, deszczu i wiatru szarej skórze, uzbrojonych w łuki, kołczany pełne strzał i długie noże. Odziani byli w spodnie, buty i kaftany bez rękawów, wszystkie z wyprawionej skóry. Nic nie mówili, jakby czekając na Twoje słowa, ale nie próbowali poderżnąć Ci gardła, co też nie stawia Cię w tragicznej sytuacji. A przynajmniej teraz.
-
— Okej, czyli kompania powitalna przybyła, w porządku. — Powiedział, ni to do nich, ni to do siebie.
Zabrał się za dalsze rozcinanie więzów.
— Poczekajcie tam na mnie panowie, bo chwilę to zajmie. Muszę szczerze powiedzieć… — Przyłożył ostrze do kolejnej liny i pociągnął. — Jestem pełen podziwu dla waszej roboty, bardzo dobrze wykonane. -
Jeden z Mivvotów błyskawicznie sięgnął po strzałę w kołczanie na plecach, naciągnął ją na cięciwę i wycelował, choć było to zbędne, z takiej odległości nie mógł chybić, gdy grot strzały znajdował się ledwie kilka centymetrów od Twojego oka. Czyli chyba lepiej przestać.
-
— Okej, rozumiem, nie przecinać, pewnie. — Powoli odsunął ostrze od lin i schował je do pochwy. — To jaki mamy plan w takim razie? —
-
Wciąż milczeli, co nie ułatwiało Ci znalezienia z nimi wspólnego języka.
-
— To może się sobie przedstawimy, jak już wy jesteście zajęci celowaniem do mnie, a ja, no cóż, siedzeniem tutaj. — Kontynuował “rozmowę”. —Na imię mi James Ha’Kesh McLiam. A właśnie, może imię Ha’Kesh coś wam mówi? Matka mi wybierała, była z tych stron, bogowie czuwajcie nad jej duszą. —
-
Wymienili między sobą kilka spojrzeń i nieznanych Ci słów, a później ten, który mierzył do Ciebie z łuku, schował znów strzałę do kołczanu i spytał:
- Mieszaniec? -
— Ta-da! — Wyrzucił dłonie przed siebie. — Zgadłeś, kolego, inaczej bym się tutaj chyba nie zapędzał. —
-
- Lepiej dla Ciebie by było, gdybyś został pośród ludzi. Najwidoczniej życie z nimi bardziej Ci odpowiada.
-
Twarz James stężała.
–Też tak myślałem. Do czasu. – Był poważny. – Poznałem życie człowieka i chyba się trochę zawiodłem. Teraz chcę poznać jak żyją Ci z drugiej połowy mojego “ja”. -
- I powrócić do ludzi?
-
Milczał przez moment.
— Nie wiem. Albo z powrotem do ludzi, albo zostać tutaj. Innych opcji na razie nie widzę. — -
- A gdy powrócisz jak szybko oni, uzbrojeni w Twoją wiedzę o nas, przyjdą tu, aby nas wymordować, zniewolić, zagarnąć nasze bogactwa?
-
Ten post został usunięty!
-
— Zrobią to i beze mnie, bratku, ale ja nie zamierzam im w tym pomóc. —
-
Ten post został usunięty!
-
Ten post został usunięty!