Moskwa
-
//Taczankin.//
Oficerem to nie był, miał jedynie oznaczenia sierżanta, ale i tak był z rangą wyżej niż Ty. Do bunkru szło się okopem, było tylko jedno wejście i wyjście, zamykane sporymi drzwiami odlanymi z metalu, otwierane i zamykane tylko od środka. Nie było tam wiele, jedno miniaturowe pomieszczenie służące za łazienkę, drugie, niewiele większe, pełniło rolę miniaturowej sypialni, gdzie mogliście spać pojedynczo, na zmianę. Poza tym był stolik, a na nim talia kart i niewielkie radio oraz dwa krzesła, otwory wentylacyjne, strzelnica i w sumie tyle, nie mieliście tu mieć specjalnych wygód. -
// No tak, takie dostał imię, które ty zaakceptowałeś. Potomkin Taczankin. //
Mężczyzna uznał zaprowadzenie do bunkra za zaproszenie do rozgoszczenia się. Od razu poszedł w miejsce, które najbardziej go interesowało, do otworu strzelniczego. Stamtąd ocenił, jakie posiadał pole ostrzału.
-
//Wiem, ale używasz nazwiska tak rzadko, że bawi za każdym razem, gdy napiszesz.//
Kilka stopni w górę i dół, ale poza tym mogłeś dość sprawnie pruć do wszystkiego, co zechce zaatakować bunkier od frontu. Gorzej, gdy go miną, flanki i tyły były pozbawione możliwości prowadzenia z nich ognia. -
Wtedy zaryglują drzwi i będą siedzieli tutaj tak długo, aż ktoś nie przybędzie im z odsieczą lub sami zemrą z głosu i pragnienia.
Właściwie, co znajdowało się na linii jego strzału? -
Jakże patriotycznie, towarzysze byliby Ci z Ciebie dumni i z radością uhonorowaliby Twój grób jakimś medalem. A jeśli chodzi o przedpole, to był to już wspomniany wcześniej plac, pozbawiony jakichkolwiek osłon, więc wszelkich wrogów miałeś jak podanych na srebrnej tacy.
-
“Czyli zapowiada się tydzień gapienia w okienko?” Pomyślał, przejeżdżając otwartą dłonią po przyłbicy. “Nudy, ale lepsze to niż zabawa w wieżowcu.”
Rozejrzywszy się, powrócił do sierżanta. Nóż, będzie miał jakieś zaskakujące rozkazy? -
Jeśli zaskakującym było dla Ciebie zaniesienie gratów do środka i pilnowanie przedpola przez jednego żołnierza oraz zmienianie go przez godzinę to tak, był jak najbardziej zaskakujący.
-
Mhm, co za niespodziewany zwrot zdarzeń.
Zaniósł co miał, a później ruszył do pilnowania przedpola. Bacznie obserwował sytuację na powierzonym mu sektorze, drugą dłonią dopieszczając i polerując metal swojego oręża. -
- Chuj nie służba. - skomentował po kilku minutach takiego siedzenia jeden z towarzyszących Ci żołnierzy.
- Kurwa, daj spokój. Chciałbyś, żeby Cię co zeżarło albo odstrzeliło łeb? Tak to masz chociaż spokój, a to, że nudno, to już trzeba przeżyć. - odparł mu drugi. -
— Od jak dawna służycie? — Zapytał beznamiętnie zza przyłbicy Potomkin, nawet na chwilę nie odwracając wzroku z obserwowanego przez siebie pola.
-
- Będzie już szósty miesiąc.
- Ta, ja też coś koło tego… Zaciągnąłem się jak brata i matkę zeżarły trupy, i tak nie miałem perspektyw, a tutaj chociaż dawali ciepłe żarcie i dach nad głową. -
— Krótko. — Skwitował ich odpowiedź.
“Służą tyle samo, ale jeden więcej przeżył.” Myślał o sierocie. “Mądry, nie napala się do walki. Doświadczenia.” -
Tamci wzruszyli ramionami, najwidoczniej niewiele ich obchodziło, co sądzisz o czasie czy przebiegu ich służby.
- Dobrze, że wylądowaliśmy w schronie z weteranem, chociaż trochę dłużej pożyjemy, co? - mruknął jeden, a drugi parsknął śmiechem. -
Wbrew temu, że sarkazm był wycelowany w niego, Potomkin także zaśmiał się zza przyłbicy, bo żart był przedni. Spojrzał na przedpole. Na zachodzie bez zmian?
-
Jeśli cokolwiek się wydarzy, to będziesz o tym najlepiej poinformowany, masz miejsce w pierwszym rzędzie z doskonałym widokiem na cały ten pierdolnik.
- Zombie nauczyły się obsługiwać granatniki albo czołgi? Bo jak nie, to za cholerę nie wiem, po co tu takie umocnienia, do walki z sztywnymi średnio one potrzebne.
- To jak przylezą wyłaź na zewnątrz, żebyś tylko potem nie narzekał, że Ciebie tam zeżarły żywcem, a nas nie.
- Kutas z Ciebie, Wania.
- No pewnie. Myślisz, że czemu tyle przeżyłem? -
I to podobało się Potomkinowi najbardziej. Nic, tylko strzelać, strzelać i jeszcze raz strzelać. Rozejrzał się za jakąś czystą szmatką i, o ile szczęście mu dopisze, smarownicą.
-
Musiałeś zająć się czyszczeniem broni na zasadzie o wiele większej prowizorki, nie było tu nic takiego, czego poszukiwałeś.
-
W takim razie zerwał niewielki kawałek rękawa z swojego munduru i nasączył go kilkoma kroplami wody z manierki. Zapasy przedłużały życie, ale broń je chroniła i to na niej Potomkin wolał polegać. Zabrał się za dokładne, szczegółowe polerowanie.
-
I tak na czyszczeniu broni minęły Ci pierwsze godziny służby na tym odcinku frontu, pozostali zajęli się spożywaniem prowiantu lub grą w karty, nie mając nic ciekawszego do roboty.
-
Karty właściwie lubił, czasem nawet grał. Niektórzy mówią, że to właśnie poker najwięcej powie Ci o osobowości każdego z graczy, ale dla Potomkina bardziej pasowała w to miejsce rosyjska ruletka.
Po odbyciu swojej godzinnej wachty i zmianie spojrzał czy przy grających pozostawały wolne miejsca.