Moskwa
-
Wtedy zaryglują drzwi i będą siedzieli tutaj tak długo, aż ktoś nie przybędzie im z odsieczą lub sami zemrą z głosu i pragnienia.
Właściwie, co znajdowało się na linii jego strzału? -
Jakże patriotycznie, towarzysze byliby Ci z Ciebie dumni i z radością uhonorowaliby Twój grób jakimś medalem. A jeśli chodzi o przedpole, to był to już wspomniany wcześniej plac, pozbawiony jakichkolwiek osłon, więc wszelkich wrogów miałeś jak podanych na srebrnej tacy.
-
“Czyli zapowiada się tydzień gapienia w okienko?” Pomyślał, przejeżdżając otwartą dłonią po przyłbicy. “Nudy, ale lepsze to niż zabawa w wieżowcu.”
Rozejrzywszy się, powrócił do sierżanta. Nóż, będzie miał jakieś zaskakujące rozkazy? -
Jeśli zaskakującym było dla Ciebie zaniesienie gratów do środka i pilnowanie przedpola przez jednego żołnierza oraz zmienianie go przez godzinę to tak, był jak najbardziej zaskakujący.
-
Mhm, co za niespodziewany zwrot zdarzeń.
Zaniósł co miał, a później ruszył do pilnowania przedpola. Bacznie obserwował sytuację na powierzonym mu sektorze, drugą dłonią dopieszczając i polerując metal swojego oręża. -
- Chuj nie służba. - skomentował po kilku minutach takiego siedzenia jeden z towarzyszących Ci żołnierzy.
- Kurwa, daj spokój. Chciałbyś, żeby Cię co zeżarło albo odstrzeliło łeb? Tak to masz chociaż spokój, a to, że nudno, to już trzeba przeżyć. - odparł mu drugi. -
— Od jak dawna służycie? — Zapytał beznamiętnie zza przyłbicy Potomkin, nawet na chwilę nie odwracając wzroku z obserwowanego przez siebie pola.
-
- Będzie już szósty miesiąc.
- Ta, ja też coś koło tego… Zaciągnąłem się jak brata i matkę zeżarły trupy, i tak nie miałem perspektyw, a tutaj chociaż dawali ciepłe żarcie i dach nad głową. -
— Krótko. — Skwitował ich odpowiedź.
“Służą tyle samo, ale jeden więcej przeżył.” Myślał o sierocie. “Mądry, nie napala się do walki. Doświadczenia.” -
Tamci wzruszyli ramionami, najwidoczniej niewiele ich obchodziło, co sądzisz o czasie czy przebiegu ich służby.
- Dobrze, że wylądowaliśmy w schronie z weteranem, chociaż trochę dłużej pożyjemy, co? - mruknął jeden, a drugi parsknął śmiechem. -
Wbrew temu, że sarkazm był wycelowany w niego, Potomkin także zaśmiał się zza przyłbicy, bo żart był przedni. Spojrzał na przedpole. Na zachodzie bez zmian?
-
Jeśli cokolwiek się wydarzy, to będziesz o tym najlepiej poinformowany, masz miejsce w pierwszym rzędzie z doskonałym widokiem na cały ten pierdolnik.
- Zombie nauczyły się obsługiwać granatniki albo czołgi? Bo jak nie, to za cholerę nie wiem, po co tu takie umocnienia, do walki z sztywnymi średnio one potrzebne.
- To jak przylezą wyłaź na zewnątrz, żebyś tylko potem nie narzekał, że Ciebie tam zeżarły żywcem, a nas nie.
- Kutas z Ciebie, Wania.
- No pewnie. Myślisz, że czemu tyle przeżyłem? -
I to podobało się Potomkinowi najbardziej. Nic, tylko strzelać, strzelać i jeszcze raz strzelać. Rozejrzał się za jakąś czystą szmatką i, o ile szczęście mu dopisze, smarownicą.
-
Musiałeś zająć się czyszczeniem broni na zasadzie o wiele większej prowizorki, nie było tu nic takiego, czego poszukiwałeś.
-
W takim razie zerwał niewielki kawałek rękawa z swojego munduru i nasączył go kilkoma kroplami wody z manierki. Zapasy przedłużały życie, ale broń je chroniła i to na niej Potomkin wolał polegać. Zabrał się za dokładne, szczegółowe polerowanie.
-
I tak na czyszczeniu broni minęły Ci pierwsze godziny służby na tym odcinku frontu, pozostali zajęli się spożywaniem prowiantu lub grą w karty, nie mając nic ciekawszego do roboty.
-
Karty właściwie lubił, czasem nawet grał. Niektórzy mówią, że to właśnie poker najwięcej powie Ci o osobowości każdego z graczy, ale dla Potomkina bardziej pasowała w to miejsce rosyjska ruletka.
Po odbyciu swojej godzinnej wachty i zmianie spojrzał czy przy grających pozostawały wolne miejsca. -
O dziwo Wasza pokerowa buda mogła dziś narzekać na braki spragnionych zysku i hazardu, wiec jak najbardziej było tam miejsce dla Ciebie.
-
W takim razie nie tracił zbędnego czasu na zadumy i przysiadł się do grających. Może jeszcze nie wyszedł z wprawy całkowicie.
-
Nie oponowali w żaden sposób, więc zagraliście kilka partyjek, w których karta szła Ci jak sam skurwysyn. I szła by pewnie jeszcze przez jakiś czas, gdyby nie syrena, która rozryczała się na alarm.