Warszawa
-
- Nie wiem, ale skoro przeżyłeś tak długo i tak dobrze sobie radzisz, to coś musi w tym być, prawda?
-
– Trzymałem się z dala od głównych ulic, ludzi, zombie i spałem w miejscach, gdzie nikt by nie chciał nawet stopy postawić. Nawet nie wiem, po co tutaj lazłem, skoro mogłem ruszyć na południe i zamieszkać w górach. No ale tak wyszło i jestem teraz tutaj, w kiosku obsranym gównem.
-
- Zawsze później możesz iść w te góry.
-
– Myślę, że jak coś się stało z tą osadą, to teraz wybiorę się na południe, jak nic mi nie stanie na drodze.
-
- Coś musiało się stać, a do tego pewnie nic dobrego.
-
– Będziesz musiał coś ze sobą zrobić, jeżeli osada poszła się jebać.
-
- Tak, tak… Będę musiał. Jak myślisz? Zygmunt da mi jakąś fuchę? Twój plan brzmi całkiem sensownie, ale ja nie mam ochoty wędrować przez pół kraju, żeby zginąć po drodze.
-
– Wędrować nie zamierzam. Pojadę. A czy Zygmunt ci zaufa i da jakąś robotę i schronienie to już będziesz musiał go chyba wybłagać o to.
-
- Ta, pojedziesz. Niby czym? Tym rzęchem, co go dziś znalazłeś?
-
– Oplem Sintrą, który robiłem. Jeżeli ktoś przejął tę osadę, to go stamtąd podpierdolę.
-
- Myślisz, że to będzie takie proste? A jak już spieprzać, to lepiej do Gdańska, regularnie pływają stamtąd statki, które ewakuują ludzi na Grenlandię czy w inne bezpieczne miejsca.
-
– Na Grenlandię się nie wybieram, bo nie wiem, co mnie tak spotka. Ty na pewno znasz jakieś słabe punkty w tej osadzie.
-
- Może i znam, ale po kiego miałbym się tam znowu pchać, jeśli będą mi chcieli na powitanie odstrzelić łeb?
-
– Ty mi pokażesz, a ja się będę pchać.
-
- No, to już prędzej… Myślisz, że dasz radę?
-
– Nie wiem. Oprócz samego samochodu przydałyby się jakieś zapasy.
-
- Podpierdolisz im nie tylko samochód, ale też żarcie? To się nie może udać…
-
– Jak będzie trzeba i będzie wyglądać na łatwiznę… to tak, podpierdolę im samochód i żarcie.
-
Robert jedynie prychnął i zaśmiał się pod nosem, wciąż uważając, że spróbujesz dokonać czegoś niemożliwego i w ten sposób popełnisz zwykłe samobójstwo.
-
Niech prycha i się śmieje. Nie chce mu się dalej chodzić po Warszawie, być w jednej osadzie na jeden dzień i potem nie mieć do czego wracać.
– Chcesz pierwszy wziąć wartę czy ja mam to zrobić?