Strzaskana Skała
-
Poza górnikami, którzy nie mieli ochoty na rozmowy i poznawanie się, wciąż byli nieufni wobec wszystkich najemników, może poza Oswaldem, miałeś do czynienia z nim samym, a także kilkoma innymi. Dwóch z nich, Todd i Thomas, to zwykli i pospolici rewolwerowcy, bracia, którzy uciekli z rodzimego rancha, aby przeżyć przygodę i się obłowić. Młodzi entuzjaści, tacy zwykle giną pierwsi. Ciekawszą postacią był też Jacob Scott, najemnik, a wcześniej ktoś bardziej znienawidzony niż Krwawa Dłoń lub najgroźniejsi Amaksjanie: poborca podatkowy. Doskonale posługiwał się rewolwerami i bronią wyborową, choć nie miał już najlepszej kondycji, nałogowo palił tytoń, a przy tym był równie mrukliwy, nieuprzejmy i sarkastyczny, jakbyś spodziewał się po kimś, kto wykonuje taki zawód. Był też miejscowy, pochodzący z pobliskiego miasteczka, nazywany Starym Murrey’em, choć aż taki stary nie był, na jego czarnej czuprynie nie widziałeś żadnego siwego włoska. Choć strzelcem był raczej przeciętnym, to jego znajomość okolicy oraz umiejętności zastawiania sideł i tym podobnych na pewno byłyby bezcenne dla grupy, rzecz jasna bardziej, gdyby Ciebie z nimi nie było, no ale jednak. Niewielu, co prawda, ale trzeba pamiętać, że to dopiero początek, i jeśli biznes się rozkręci i pojawią się kolejne zagrożenia, to przybędzie też więcej najemników.
-
Z pewnością… Ale przynajmniej teraz Seymour wiedział, co z sobą począć. Odłożył zbędne klamoty do swojego namiotu i ulokował się w środku, a następnie ruszył na zewnątrz, w poszukiwaniu najdogodniejszego miejsca, z którego mógłby obserwować zarówno obóz, wyrobiska jak i otoczenie Strzaskanej Skały.
-
Nie było nigdzie takiego punktu obserwacyjnego, musiałbyś wdrapać się na jakieś drzewo, a i tak nie widziałbyś wszystkiego. Z kolei taki widok miałbyś na samej górze skały, ale inna kwestia, czy dasz radę się tam wspiąć.
-
W takim razie poszukał zacisznego miejsca na skraju lasu, z którego mógłby dogodnie obserwować jedną stroną skał, najlepiej tą, z której znajdują się wyrobiska.
-
I odnalazłeś takie miejsce, pozostali najemnicy preferowali obserwowanie okolicy z obozu, a bracia w tym czasie patrolowali konno okolicę.
-
Dlatego dobrze się uzupełniali. Jedni na miejscu, drudzy w ruchu, a on w terenie. Seymour spamiętał to miejsce, po czym powrócił do obozu, by zameldować Oswaldowi o tym jaką taktykę obrał na patrolowanie swojego kawałka terenu.
-
Chwilowo zajęty był w swoim namiocie nad studiowaniem jakichś papierzysk, ale odłożył je, gdy wszedłeś.
- O co chodzi? -
Sey odchrząknął.
— Chciałem jedynie powiedzieć, że jeżeli będę znikał na większość dnia, to nie dlatego, że postanowiłem wypiąć się i zbiec, ale dlatego, że będę trzymał na wszystko oko od strony puszczy. Żeby potem uniknąć niepotrzebnych nieporozumień. -
Pokiwał głową.
- Nie strzelaj do wszystkiego, co się rusza, dziś wieczorem powinno wrócić jeszcze dwóch naszych ludzi, którzy poszli na zwiady i znaleźli jakąś opuszczoną farmę. Wysłałem ich tam z powrotem, po zapasy, coś przydatnego, a może dowiedzą się też, co sprawiło, że farmerzy uciekli i czy może to zagrozić też nam. -
— Oczywiście. Czy jest coś, co jeszcze powinienem wiedzieć?
-
- Zawołamy Cię na posiłek, chyba że coś Cię do tego czasu zeżre. I zamelduj, jeśli nie wrócą do wieczora.
-
— Tajest. — Odmruknął w odpowiedzi i skinął mu kapeluszem. Wyszedł z namiotu. Konia pozostawił uwiązanego w obozie, bo tak spore zwierzę może jedynie zdradzać jego pozycję wśród zarośli i krzewów puszczy, więc do swojego nowo znalezionego punktu obserwacyjnego udał się pieszo, z wiernym psem u boku.
-
Zgodnie z zapewnieniem Oswalda, otrzymałeś posiłek, a wcześniej i później nie działo się nic ciekawego, przez myśl przeszło Ci nawet, że dostaniesz niemałą wypłatę za nic. Wrażenie to zepsuły dźwięki stworzenia przedzierającego się przez gęstwinę, z której po chwili wyszedł człowiek. No, tak Ci się przynajmniej zdawało, bo na pierwszy rzut oka nie wyglądał, ubiór miał niekompletny i w niekiedy w strzępach, pozbawiony był broni, cały umorusany błotem, innym brudem i chyba krwią, tak świeżą jak i już zakrzepłą, a z oczu biło mu coś, co najpierw wziąłeś za obłęd, a dopiero później przypomniałeś sobie, że niekiedy widywałeś coś takiego tuż przed naciśnięciem spustu podczas swoich polowań - paniczny strach.
-
To, że był człowiekiem, jeszcze nie zyskiwało mu takiego zaufania o Seymoura, by mógł schować broń.
— Ktoś ty? — Wycedził ostrożnie, celując do niego z rewolweru. -
Nie odpowiedział, pokręcił jedynie głową i opuścił ją, aby nagle zerwać się do biegu. Z niewiarygodną prędkością, bo nim zdążyłeś wystrzelić, ten był już obok Ciebie i odepchnął Cię, przewracając na ziemię, a następnie pobiegł dalej w kierunku obozowiska.
-
— Stój, gnoju! — Warknął za nim, ale teraz nie było już z tego wielkiego pożytku.
Gość sam się skazał.
Seymour przylgnął do ziemi i nakierował muszkę szczerbinki na uciekającego. Odda dwa strzały, jeden po drugim. Pierwszy wymierzył w nogi biegnącego. Jeżeli ten nie poskutkował przynajmniej spowolnieniem oszalałego, to błyskawicznie załadował kolejny pocisk do komory i wystrzelił po raz drugi. -
No i się udało, powaliłeś go na ziemię, a strzał zwabił wszystkich pozostałych najemników, rzecz jasna z bronią w ręku. Jednak zamiast ataku bandytów czy dzikusów znaleźli tylko rannego, śmiertelnie przerażonego mężczyznę, do którego od razu podeszli.
- Nie strzela się do swoich, kretynie! - krzyknął w Twoim kierunku Murrey, pomagając wstać trafionemu przez Ciebie. Pozostali się nie odezwali, ale ich spojrzenia jasno mówiły, że schrzaniłeś sprawę, bo najwidoczniej kropnąłeś tego, który miał wrócić z farmy. Choć wątpliwe, żeby wyciągnięto wobec Ciebie konsekwencje, zachowałeś się tak, jak powinieneś, a do tego go nie zabiłeś, choć lepiej będzie teraz obgadać sprawę z Oswaldem, nim któryś z kumpli trafionego nie spróbuje opowiedzieć wszystkiego w bardziej niekorzystnym dla Ciebie świetle. -
Dlatego Seymour wstał i przewiesił rusznicę przez ramię, po czym przywołał Ogryzka do siebie. Nie bał się reakcji pozostałych, ale groźnie wyglądającego, wiernego psa zawsze warto było mieć u nogi. Podreptał do namiotu Oswalda, chcąc zameldować o całej sytuacji.
-
Dla wszystkich była to tylko praca, ale zwykle w każdej robocie dba się o dobre relacje ze współpracownikami, zwłaszcza jeśli ci Twoi są uzbrojeni, w niektórzy równie groźni, jak Ty sam. Z najemnikiem spotkałeś się w połowie drogi, musiał słyszeć strzał i szedł sprawdzić, co się stało, z bronią w dłoni. Widząc, jak idziesz do niego, a nie trzymasz wartę, zdziwił się nieco, ale uznał to chyba za znak, że nie wydarzyło się nic poważnego i schował broń do kabury, czekając na to, co masz mu do przekazania.
-
// Najemnik tj. Oswald, tak? //