Moskwa
-
— Więc do kurwy pilnuj, żeby w razie czego taki miotacz odstrzelić! — Huknął Taczankin, który coraz obficiej pocił się pod pancerzem i bynajmniej nie była to zasługa temperatury.
-
Twój argument przemówił obu do rozsądku, choć nijak mogli wykonać to zadanie, nie mieli jak strzelać do przeciwników, chyba że z małej strzelnicy w pancernych drzwiach, zamknięto Was trzech po to, żeby łatwiej i szybciej przeładować kaem i żeby nie ucichł od razu po stracie jedynego strzelca. Tymczasem w pobliżu znów coś huknęło, a Ty nie miałeś wątpliwości, że to nic, co rzucałyby nawet najsilniejsze Zombie, a najprawdziwsza artyleria. Mimo to na horyzoncie wreszcie udało Ci się coś dostrzec i była to właśnie horda Żywych Trupów.
-
To był widok, jakiego Potomkin w tym momencie najbardziej potrzebował. Teraz widział wroga, widział swój cel. Uspokoił się. Zamontował karabin w łożu, nastawił przyrządy celownicze na odpowiednią odległość i zrównał je z nadciągającą falą nieumarłych.
— Marsz nie cichł na peronach… — Zagrzmiał zza przyłbicy, czekając, aż horda zbliży się na odpowiednią odległość. — Kiedy wróg zakrył horyzont…
Powoli, z delikatnym wyczuciem, zacisnął palec na spuście DShK. Z karabinu bluzgnął ogień wypluwanych kul kaliber dwanaście kropka siedem. -
Nie były to Zombie pierwszej świeżości, widać to było choćby po brakach w ich ciałach czy kończynach, a także powolności, stanowiły więc tym łatwiejszy cel. Potężna amunicja nie zabijała, a wręcz siekała pechowe truposze, rozsadzała czaszki, przepoławiała, urywała kończyny, wyrywała fragmenty zgniłego mięsa. Zabiłeś w pojedynkę większość z nich, tylko kilka, najbardziej na flankach, zdołało w porę się odsunąć, aby wyjść poza zasię Twojej niszczycielskiej broni.
- Flankują, skurwysyny! - usłyszałeś, ale nie były to słowa żadnego z Twoich towarzyszy. Dopiero po chwili poznałeś w tym głos kurdupla, który Wami dowodził, ale czy zareagowałby tak na widok kilku Zombie omijających bunkier? -
// Skąd dobiegał głos Oficera Kurdupleckiego? Góra czy radio czy jeszcze kaj indziej? //
-
//Siedzisz w betonowym klocu, który jest raczej dźwiękoszczelny, ze względu na grubość ścian i drzwi, do tego wokół wali artyleria, także nie wiem jak głośno musiałby się on drzeć. Z radia.//
-
— Niech jeden siądzie przy radio i dopyta co odwala się na zewnątrz! Drugi niech ogarnia drzwi! — Wrzasnął tubalnym głosem, chcąc przebić się przez huk artylerii.
-
//Co masz na myśli przez to “ogarnianie drzwi”?//
-
// "chyba że z małej strzelnicy w pancernych drzwiach, " - Utrzymywanie pancernych drzwi poprzez nadzór z strzelnicy. //
-
Tak też zrobili, ale póki co niewiele się działo. W radiu znów cisza, a do drzwi nikt się nie dobijał. Ty zaś w końcu zobaczyłeś nowy cel, choć był on ledwie w Twoim zasięgu, nie jechał prosto na bunkier, ale dalej od niego. Sam w sumie nie widziałeś co to było, ale przypominało jakiś niewielki czołg, wielkości Łady w kapeluszu i na szpilkach, choć z jego przedniego pancerza sterczało jarzmo kuliste z karabinem maszynowym, drugi zaś znajdował się w wieżyczce.
-
Komsomolec, pomyślał Potomkin i w tym samym momencie w jego głowie pojawiła się tabela z wartościami penetracji poszczególnych pocisków kal. 12,7mm. 29 milimetrów na odległości dziesięciu metrów, ale na dalszych dystansach nie mogło być o wiele gorzej.
— Przeciwpancerna! Mamy taśmę przeciwpancerną?! — Ryknął, dobrze wiedząc, że standardowe kule nie zrobią na hartowanej stali większego wrażenia. Jednocześnie wgapiał się w pojazd, chcąc zidentyfikować jego przynależność; wróg czy swój? Czerwona gwiazda na kadłubie była?! Nasi strzelali do niego?! -
Nie strzelał do Ciebie, ale gdzieś strzelał. Ciężko określić czy do tych, którzy atakowali Wasze pozycje czy samych Czerwonych. Pojazd nie był oznakowany, a przynajmniej ze swojej pozycji żadnego znakowania nie widziałeś. Pomimo gorączkowych poszukiwań tamci dwaj nie znaleźli taśmy z amunicją przeciwpancerną lub znaleźli, ale nie mieli pojęcia, jak taka taśma wygląda.
-
— Szukajcie skrótu “бб” (od “бронебойный” czyli “przeciwpancerny”) na kulach! Te, których szukamy powinny być bardziej przyszarzałe, z twardym rdzeniem! — Wytłumaczył dwójce, nie spuszczając tankietki z oczu.
-
Nawet jeśli znaleźli, to możesz dać im znać, żeby przestali i zajęli się czymś innym, bo pojazd już odjechał. Wciąż był jakoś widoczny, ale nie byłeś w stanie go ustrzelić, nie z tej pozycji.
-
— Dobra, zostawcie ją, wracamy na stanowiska! — Odkrzyknął im. — Czy z radia przyszedł jakikolwiek rozkaz, wyjaśnienie?!
-
Pokręcili bezradnie głowami. Miałeś przeczucie, że teraz ich morale wisi na włosku, a nie ma im się co dziwić, to raczej kiepska sytuacja, zwłaszcza dla takich, którzy ze strzelania do Zombie trafili na pierwszą linię niemalże regularnej wojny.
-
Właściwie… To wszystko było takie surrealne. Ludzkość właśnie przeżywała Apokalipsę, prowadziła ostateczną walkę z Nieumarłymi, która zadecyduje o ich bycie. Pomimo tego człowiek nie był zdolny do zaprzestania bratobójczej walki. Niesamowite, zupełnie niesamowite. Kraj nie odzyska już tej dawnej jedności, ustanowionej słowem i siłą, jaką miał w dawnych, dobrych czasach… Ajajaj…
Szkoda, pomyślał Potomkin. Chciał pomóc towarzyszom, ale nie potrafił się ku temu przełamać. Nigdy, podczas żadnej z bitw nie potrafił, ale rzadko kiedy musiał. W końcu to nie on był dowódcą, a teraz czuł się odpowiedzialny za tą rolę.
— Towarzysze. — Odezwał się, zaskakując samego siebie. — Obronimy ten bunkier, niezależnie od tego kto nas zaatakuje ani czym. — Bacznie obserwował przedpole. — Dokonali tego nasi ojcowie, ojcowie naszych ojców, a teraz dokonamy tego my. Czy to jasne? -
- Z ludźmi można negocjować, z Zombie nie. - mruknął pod nosem jeden z towarzyszących Ci żołnierzy, choć obaj wcześniej pokiwali zgodnie głowami.
-
— A z faszystami negocjowaliśmy? — Rzucił w odpowiedzi.
-
Zaprzeczyli, choć jeden bardziej niemrawo niż drugi. Nie chciał ginąć, żaden z Was nie chciał, a poddanie się i jakieś szanse na przeżycie to zawsze coś lepszego niż trwanie w oporze i pewna śmierć.