Wioska Klanu Mors
- 
- Moja wiocha to korytarzem na lewo tam, gdzie się pierwszy raz spotkaliśmy. Przyjdź, jak dostaniesz w dupę, to pogadamy. - powiedział i odszedł, odpuszczając sobie negocjacje w tej chwili. 
- 
Po upewnieniu się że goblin poszedł obejrzał się za siebie, patrząc z powrotem na wioskę okupowaną przez koboldy. Widział coś czy słyszał? 
- 
Kompletnie nic, najwidoczniej odpuścili sobie pościg lub nie wiedzieli, co spotkało tych, którzy Cię ścigali. Tak czy siak, teraz już na pewno nic nie zwojujesz, gdy wszyscy są postawieni w stan gotowości. 
- 
Jest za daleko by odpuścić więc ruszył z powrotem do wioski, sam będąc na gotowości. Może uda się wychwycić jakiś patrol? W mniejszych liczbach są bez szans, przynajmniej tak uważał Queek. 
- 
//Do wioski? W sensie, że tej, gdzie spotkałeś Koboldy, czy tej swojej?// 
- 
//Do wioski okupowanej przez koboldy 
- 
Na szczęście lub nieszczęście, po drodze nie spotkałeś żadnych patroli ani pojedynczych wrogów. Wszyscy przeciwnicy zgromadzeni byli w wiosce, uzbrojeni, w stanie gotowości. Sam najpewniej nic tu nie zdziałasz. 
- 
Wrócił więc do wioski swojego klanu, ale jeszcze tu wróci. 
- 
Podróż powrotna odbyła się już bez jakichś ekscesów, jak wielkie monstra, które widziałeś na oczy po raz pierwszy, czy szurnięte Gobliny. W wiosce nikt zbytnio nie wiedział o Twoim wypadzie i jego celu, toteż nikt nie witał Cię jak bohatera. Na dobrą sprawę to tylko niektórzy wojownicy pozdrowili Cię skinieniem głowy. 
- 
Do tego zadania potrzeba elity tak-tak. Queek udał się do swojej bazy żeby zebrać drużynę z swojej gwardii. 
- 
Bądź też tego, co z niej zostało po walce z tymi ognistymi bestiami. Niemniej, ci, którzy przeżyli, wciąż byli najlepszymi wojownikami w wiosce, zaraz po Tobie, ma się rozumieć, i to cud, że wszyscy byli na miejscu i jeszcze nie poszli się upić czy coś w tym guście. 
- 
Udał się do kapitana gwardii gdzie wydał mu rozkaz. 
 - Zwołaj-zbierz gwardie w arenie, natychmiast! - Po czym sam udał się do areny żeby tam zebrać trochę mięsa armatniego.
- 
Arena świeciła wyjątkowo pustkami, jakoś po ostatniej porażce nikomu nie marzyło się walczyć, więc stałeś tu sam, dopóki nie przybyli wszyscy ocaleli z ostatniej walki gwardziści. 
- 
Nieco zniesmaczony sytuacją wydał rozkaz wymarszu z powrotem do okupowanej wioski, maszerując na czele wojska. 
- 
//To, że nie ma tu nikogo, nie znaczy, że nie możesz zwerbować więcej wojowników.// 
- 
//Wiem o tym, po prostu Queek nie rozważył takiej opcji kiedy zauwazył pustą arene.// 
- 
A więc wyruszyliście, a ciemnymi korytarzami Podmroku niósł się jakże miły dla Twojego ucha dźwięk zgodnego marszu skaveńskich żołdaków oraz chrzęst ich zbroi i oręża. Zbliżyliście się nieniepokojeni po drodze niemalże do samej wioski, czyli jest to odpowiedni moment, aby rozważyć jakiś plan czy pójść na zwiad. Albo po prostu wejść tam z marszu. 
- 
-Wyślij najzwinniejszego gwardzista na zwiad-obchód raz-raz!- Wydał rozkaz do kapitana gwardii. 
- 
Wysłał, rzecz jasna nie siebie, ten zaś zostawił na miejscu większość ekwipunku, który by tylko przeszkadzał lub narobił zbędnego hałasu. Wrócił cały i zdrowy, a także nadspodziewanie szybko. 
 - Pusto. Ruiny. - powiedział szybko, bo i nic więcej nie było do dodania. Koboldy najwidoczniej zdecydowały się opuścić wioskę po Twoim wypadzie.
- 
Kiwnął głową po czym jednym ruchem dłoni wysłał rozkaz wejścia do wioski. 
 

