Miasto Kasuss
-
//Ich? Goblin wrócił za ladę i jest właściwie na wyciągnięcie ręki, więc chodzi o stolik, przy którym siedzi złodziej, tak?//
-
//tak, sorki, przegapiłam ten kawałek
-
Choć udawałaś pijaną, to jednak bez trudu dotarłaś do stolika mężczyzny, który szybko otaksował cię wzrokiem, pomimo tego, że robił tak już jakiś czas.
- Znamy się? - zapytał podejrzliwie, ale z lekkim uśmiechem błąkającym się po ustach. -
— Chyba jeszcze nie. Ale czy to problem? Zawsze jest czas, żeby się poznać bliżej.
Zaśmiała się cichutko i przymrużyła oczy. Może uda się go wziąć na jakieś zaplecze czy coś. -
Uśmiechnął się szerzej, choć czułaś, że jest jeszcze daleki od stracenia czujności. Niemniej, złapał przynętę, odsuwając krzesło obok siebie, abyś mogła usiąść.
- Chętnie. Nazywam się Hunisk, jestem najemnikiem. A ty? -
Zaśmiała się cichutko, przeczesała dłonią włosy i usiadła.
— Cynthia. Jak tam robota, polecasz, czy niespecjalnie? -
- Bywają lepsze i gorsze momenty, czasem nieźle płacą, ale na nudę nie narzekam i to najważniejsze. - odparł, nieco się rozluźniając. - A czemu pytasz? Też chcesz spróbować sił w tym fachu?
-
Pokręciła głową i skrzyżowała ręce na piersi.
— Oj, wątpię, bym się nadawała do takich rzeczy. Zresztą, pewnie do pracy prędzej i tak by wzięli takiego silnego przystojniaka jak ty. -
Uśmiechnął się, tym razem szczerze.
- Rzadko słyszę takie komplementy. Ale powiedz mi: co taka kobieta jak ty robi w takiej dziurze jak ta? - zapytał, mając na myśli albo tę dość lichą karczmę, albo całe miasto. -
— Och, chyba to, co każda inna. Robi co może, by zarobić nieco grosza i przy odrobinie szczęścia się wyrwać. A tak w tej chwili? Przyszłam się rozerwać.
Gdy mówiła o zarabianiu, przesunęła dłonią w dół własnej talii. -
- Ostatnio niemało zarobiłem i myślę, że mógłbym… Hmmm, powiedzmy, że umożliwić ci zarobić. I to niemało. Zainteresowana?
-
Tym razem to ona uśmiechnęła się.
— Och, oczywiście — odpowiedziała i przygryzła wargę. -
Pokiwał głową i szybko dopił drinka.
- Mam wynajęty pokój na piętrze, trzecie drzwi na lewo. Idź tam i zaczekaj na mnie, dołączę jak tylko zapłacę barmanowi. - powiedział i wstał, ruszając w kierunku kontuaru. -
Ruszyła więc w tamtą stronę, trzymając się za usta, żeby tylko nie wybuchnąć śmiechem. Z jednej strony była podekscytowana, dawno się tak dobrze nie bawiła przy zleceniu. Za to z drugiej strony… głupio byłoby tak umrzeć, jeszcze Dethan pomyśli, że Sylvia to nimfomanka jakaś. Trzeba mieć się na baczności.
-
Pokój odnalazłaś bez problemu, był otwarty. Pomyślałaś, że jak na kogoś, kto tyle czasu wymykał się różnym najemnikom i łowcom nagród, to ten cały złodziej jest dość nieostrożny i może tylko szczęściu zawdzięczał, że do tej pory nie został schwytany. Niemniej, ciężko będzie ci przygotować tu jakąkolwiek zasadzkę, pokój jest niewielki, a jedyne, co znajduje się w środku, to zasłane łóżko, kufer, mały stolik i krzesło, a także okno wychodzące na tyły karczmy.
-
Wyjrzała, jak wysoko jest z okna do ziemi. A co do złodzieja, to jej zdaniem po prostu miał jakiegoś asa w rękawie. Może powinna była go dłużej przycisnąć? Teraz to już na to trochę późno. Usiadła więc na łóżku i odetchnęła. Kto nie ryzykuje, nie wygrywa.
-
Karczma nie była duża, a to było jej jedyne piętro, więc może jakieś pięć lub sześć metrów. Faktycznie, raczej pewne było, że gobliński karczmarz jest jeśli nie jego przyjacielem, to chociaż wspólnikiem, ale chyba nie mógł zrobić wiele, skoro złodziej był poszukiwany przez władze, chyba że ma gdzieś pod ręką jakichś osiłków pilnujących budynku, ale tacy się nie rzucili ci się w oczy.
//Upewniając się: to już wszystko i tylko czekasz, tak? Jeśli tak to po prostu daj odpis w stylu, że dalej czeka czy coś, a ja pociągnę akcję dalej, po prostu wolałem dać ci czas w razie gdyby.// -
//jestem debilem i nie mam pomysłu co ze sobą zrobić
Nie wiem czemu ale mam wrażenie że to jakiś zmiennokształtny//
Z dwojga złego spodziewała się raczej, że ma na podorędziu jakąś magię czy inne gówno, ale może ten goblin? Czekała więc dalej. Jak umrze to umrze, a jak nie to dawać hajs. -
//Popsułaś całą zabawę, ale tak, zgadłaś. Nie ma innego sposobu, żeby żył tyle czasu bez opuszczania miasta i wymykał się ciągle nasłanym zabójcom.//
Niedługo się okaże, ale póki co wszystko zdaje się układać po twojej myśli, bo przyszedł sam, na jego twarzy nie widziałaś nawet cienia niepokoju, ręce także trzymał na widoku i nie mógł ukryć w nich broni.
- Rozbierzesz się sama czy ja mam to zrobić? - zapytał, przechodząc do rzeczy od razu po zamknięciu za sobą drzwi do pokoju. -
//a tam popsułam, raz na całą rozgrywkę czegoś się domyśliłam//
Sylvia zawahała się. Powstrzymała się przed nerwowym przełknięciem śliny. Nie pomyślała o tym wcześniej, zaklęła w myślach.
— Ja sama, sama. — Zachichotała.
Postarała się zdjąć swój płaszcz i równocześnie przełożyć swój nóż do bielizny.