Leśny Trakt
-
Potwierdził bez chwili wahania.
- Oczywiście. Samej cię przecież nie puszczę, a jeśli pomoże to jakoś naszej sprawie, to gra tym bardziej jest warta świeczki. Przygotuj się i czekaj pod bramą, ja postaram się zebrać jeszcze kilku ludzi czy Elfów do pomocy, bo jeśli natkniemy się tam na armię Orków, to nawet ja ich wszystkich nie pokonam, i tam się z tobą spotkamy. Zgoda? -
— Zgoda! — Odpowiedziała, ucieszona.
Od razu udała się do swojego namiotu, odchodząc mruknęła tylko nieśmiałe “dziękuję” pod nosem.
Od razu zastanowiła się, co powinna zrobić w ramach “przygotowania”. Wcześniej wybierała się poza obóz tylko z Gelu i to on ogarniał wszystko w tym zakresie. Przejrzała to, co właściwie mogło okazać się przydatne i mogła wziąć z sobą. -
W swoim namiocie miałaś właściwie jedynie wodę, nieco naczyń i sztućców, różnego rodzaju prowiant, jak brzozowy chleb, owoce leśne i suszone czy pieczone mięso, skóry i futra do spania oraz liny i szmatki niezbędne do zakneblowania ust, zawiązania oczu i skrępowania dłoni. Na dobrą sprawę tylko to powinnaś ze sobą wziąć, chyba że Agroks uzna inaczej, choć nie ma sensu tracić czasu zbyt częstym chodzeniem od bramy do namiotu i nic nie zaszkodzi zabrać to ze sobą teraz. Co do wody i prowiantu to wątpiłaś, aby był potrzebny, nie będzie to raczej dłuższy wypad, a nic innego nie było sensu zabierać, choć przez myśl przeszło ci, aby poprosić kogoś o szpadę czy chociaż sztylet. Nie żebyś w starciu z Orkiem wiele tym zdziałała, ale i tak dawało to jakieś poczucie bezpieczeństwa i nie czyniło cię kompletnie bezbronną.
-
Hmm… Nie była pewna co do brania sztyletu ani szpady. Zawsze miała magię w swoim rękawie, słabą i nie do końca wyćwiczoną, lecz zdecydowanie bardziej efektywną niż jakikolwiek sztylet w jej dłoniach. W takim razie wzięła wyłącznie liny i szmatki, po czym udała się pod bramę.
-
Tobie przygotowanie się zajęło o wiele mniej czasu, niż reszcie, bo choć Agroks pojawiłby się sam może i od razu, zabierając tylko topór i tarczę, to musiał najpierw zebrać kilku niezajętych niczym i chętnych na taką eskapadę ludzi czy Elfów. Zebrał ostatecznie pięciu ochotników, dwoje ludzi i trzech długouchych, uzbrojonych w kołczany pełne strzał, łuki, noże, sztylety i jednoręczne miecze.
- Gotowa? - zapytał wojownik. -
— Gotowa! Tak myślę… — Odpowiedziała głosem podszytym lekką niepewnością.
-
Słowo się rzekło, więc gdy tylko jeden z Elfów, tak jak zawsze przy opuszczaniu obozu, zakneblował ci usta, zawiązał oczy oraz ręce w nadgarstkach, za plecami, i obrócił w miejscu kilka razy, wyruszyliście w drogę.
-
Więc no cóż, szła w wskazanym kierunku.
-
Podróż była o wiele dłuższa niż zwykle, bo i dystans większy, a musieliście celowo nadłożyć drogi, aby ominąć z dala wioski wokół dworku i prowadzące do niego trakty. W końcu jednak znaleźliście się na zalesionym, niewielkim wzgórzu. Gdy jeden z Elfów zdjął ci z oczu opaskę dokładnie poznałaś to miejsce, bez trudu mogłabyś wskazać, gdzie toczyła się najpierw bitwa ludzi twojego ojca i Heśnika, a później ich wspólna obrona przeciwko niespodziewanemu atakowi zielonoskórych. Widziałaś też miejsce, gdzie skryłaś się wraz z służbą i wozami, gdzie część z nich została wymordowana, a ty wzięta w niewolę przez jednego z goblińskich najeźdźców, co zapoczątkowało trwającą do tej pory niedolę twoją i tych ziem. Dworek… cóż, i on mógł zostać rozpoznany, ale z trudem, widocznie walki o dworek, o których wspominał Gideon, trwały krótko, ale były zaciekłe, widziałaś sypiące się miejscami mury, wyłamaną bramę, a w środku najpewniej nie było dużo lepiej.
-
Czy dostrzegała w dworku, bądź na jego dziedzińcu, jakikolwiek ruch lub obecnych mieszkańców?
-
Owszem, tuż po twoim powrocie ostrzegano cię przed udawaniem się poza własny dworek, aby uczyć się Magii, ponieważ po ostatnich najazdach Orków pełno tu było trupów atakujących, obrońców i zmasakrowanych wieśniaków, których nie miał kto grzebać, przez co pełno było w okolicy wilków, a ponoć też i Ghuli. Jednak padlinożerców wybito, ciała pochowano lub spalono i wszystko wróciło do normy. Jednak napad na ten dworek miał miejsce później, poległych tam nie pochowano nie tylko przez brak szacunku do nich, ale i dlatego, że ścierwojady mogły odstraszać ciekawskich lub chciwych, liczących na odrobinę pańskich łupów, wieśniaków. Dlatego widziałaś wyraźnie kilka wilków oraz o wiele więcej kruków i wron, musiały być więc tam wciąż niepochowane zwłoki. Nie był to jednak problem, ptaki uciekną od razu, a nie wątpiłaś, że towarzyszący ci łowcy bez trudu zabiją też wszystkie wilki, nim te w ogóle zorientują się, że są zagrożone. Wszyscy, poza Agroksem, który łuku i strzał nie miał, nakładali już pociski na cięciwy i wybierali cele, czekając tylko na twój rozkaz.
-
W myślach zanotowała sobie, by później wyciągnąć strzały z ciał zwierząt. Zbyt wiele “przypadków” działań uzdolnionych łuczników mogłoby dać Gideonowi powód do podejrzeń. Rozejrzała się jeszcze dookoła, by upewnić się, że nikogo w okolicy nie ma i gdy tą pewność zdobyła, kiwnęła niezręcznie głową, nie wiedząc czy takiej formy “rozkazu” oczekiwali.
-
Nie mogłaś mówić, przynajmniej nie w sposób zrozumiały przez ciągle tkwiący w ustach knebel, więc woleli taki znak, konkretny, niż jakiś niewyraźny pomruk. Okolica była pusta, nie licząc was, wilków i ptaków, więc tamci oddali strzały, kładąc drapieżniki trupem oraz płosząc stado ptaków, które przerażone zerwało się do lotu i uciekło stąd wgłąb lasu.
-
Teraz Densissma spojrzała pytająco na łuczników, wskazując swoje więzy. Byli z dala od obozu, nie mogli już dać jej wolności?
-
Czekali tylko na polecenie Agroksa lub twoje, a gdy takie otrzymali, niezwłocznie rozwiązali twoje dłonie. Knebel pozostawili, sama mogłaś się go pozbyć, oni w tym czasie rozeszli się, rozstawiając warty, aby móc powiadomić was o zbliżającym się zagrożeniu, tak padlinożercach, jak Orkach czy przypadkowych chłopach, gdy tylko je wypatrzą. Kilku, na czele z Agroksem, pozostało, oczekując na twoje rozkazy.
-
— Chodźmy do wnętrza dworku. Może znajdziemy tam coś ważnego. — Zasugerowała cicho. Nie potrafiła przywyknąć do wydawania rozkazów.
-
Trzy Elfy bezgłośnie zniknęły w lesie, ustawiając warty. Ich bystre oczy powinny szybciej dostrzec niebezpieczeństwo, niż wzrok zwykłych ludzi. Agroks zaś skinął głową bez słowa sprzeciwu, aprobując ten plan, i ruszył naprzód, a wraz z nim jeden z zabranych na wyprawę ludzi. Drugi czekał, aż sama ruszysz, aby zamknąć bezpiecznie pochód.
-
Także podniosła się i niepewnie ruszyła na dziedziniec dworka, czując strach przed tym, co mogła zobaczyć wewnątrz. Jednak już podjęła decyzję i nie zamierzała stchórzyć.
-
Bądź co bądź dworek został zdobyty przez sługi Gideona nie wczoraj, więc nie zastałaś tam obrazu rzezi i świeżych trupów, jednak i tak nie było przyjemnie. Obraz nędzy i rozpaczy otwierały porąbane meble, zniszczone obrazy, gobeliny i dywany, spalone szczątki innych przedmiotów. Orkowie musieli urządzić rabunek po zwycięstwie i zabrali to, co polecił im Gideon, lub to, co uznali za wartościowe, niszcząc wszystko inne, co ich nie obchodziło lub nie miało dla nich wartości. Zauważyłaś też resztki stosu pogrzebowego, rozpalonego dzięki porąbanym meblom. Zwęglone szkielety nie należały jednak do ludzi, była to tradycyjna metoda pochówku dla tych Orków, którzy zginęli poza granicami swojego państwa. Sądząc po ilości kości, mogłaś czerpać choć odrobinę radości z tego, że Heśnik i jego ludzie nie poddali się tak łatwo i zabrali ze sobą wielu Orków. Jeśli o nich mowa, to ich trupy nie były spalone, ale też nie zostały pogrzebane. W większości były pożarte, część częściowo, inne obrane z mięsa prawie w zupełności przez wilki, Ghule, kruki i mniejszych padlinożerców.
- Proponuję się rozdzielić, nie możemy tu długo zabawić, a tak sprawdzimy dworek szybciej. - rzucił Agroks i spojrzał na towarzyszących wam ludzi. - Idźcie na lewe skrzydło, my sprawdzimy prawe… O ile ci to odpowiada, pani. - dodał, patrząc na ciebie. -
Odwzajemniła jego spojrzenie, jednak w o wiele bardziej osłupiałej i niepewnej manierze.
— T-tak. zróbmy tak. — Odpowiedziała. Po tym ruszyła za Argoksem.