Moskwa
-
Bohaterstwo nie jest kwestią pamięci, a czystości wobec własnego sumienia.
— Zależy im na bunkrze, inaczej już dawno by go wysadzili razem z nami. — To mówiąc, zbliżył się o krok do otworu strzelniczego. — ZA MOIMI PLECAMI JEST TONA TROTYLU. — Wrzasnął z całych sił, opuszczając przyłbic. — TYLKO KURWA POCZUJĘ JAKIŚ SMRÓD W WENTYLACJI ALBO USŁYSZĘ, ŻE KRĘCICIE SIĘ BLIŻEJ, NIŻ MI SIĘ TO PODOBA, TO ZDETONUJĘ TEN BUNKIER I WAS W NIEBYT, ZROZUMIANO?! -
Najwidoczniej albo nie chcieli już negocjować, albo woleli na spokojnie zebrać jakieś argumenty, bo żadna odpowiedź nie padła. Ty zaś nie byłeś pewien czy taka deklaracja poprawiła waszą sytuację czy jednak tylko tym bardziej utwierdziła tamtych w przekonaniu, że powinni zabić was jak najszybciej.
-
— Więc plan jest taki: czekamy. — Odpowiedział swojemu towarzyszowi, ponuru obserwując przedpole.
-
- No dobra, ale co dalej? - odparł tamten, wracając na pozycję przy drzwiach. Tymczasem na przedpolu absolutnie nic się nie działo, najwidoczniej specjalnie omijali ten wycinek dawnego frontu, obchodząc go z daleka, bo, zresztą słusznie, obawiali się, że skorzystasz z okazji i ich zwyczajnie odstrzelisz.
-
— Dalej czekamy i mamy nadzieję że nasi na czas przypuszczą kontratak i odbiją bunkier, nie zabijając nas po drodze. Chyba, że ty widzisz inne opcje.
-
- Skoro nie wyszliśmy wtedy, to nie dadzą nam wyjść teraz. Jakbyśmy chociaż mieli szanse, że nas nie kropną, to można by chociaż spróbować, a wcześniej to jakoś zaminować i rozsadzić w cholerę jak już odejdziemy odpowiednio daleko.
-
Taczankim zamilkł na moment.
-- Sprawdź czy mamy dymne. -
Byliście dość dobrze wyposażeni, ale głównie w standardową amunicję do broni maszynowej, mieliście w końcu pruć z kaemu, aż się przegrzeje, i ubić jak najwięcej atakujących Zombie czy innego ścierwa. Ale znalazły się też granaty, bardziej przydałyby się w wyczyszczeniu z was tego bunkra atakującym, ale i wy mogliście wyrzucić je przez strzelnicę albo otwór w drzwiach, robiąc przykrą niespodziankę wrogom wokół i zmuszając ich do trzymania na dystans, gdyby były to granaty odłamkowe. I takich było najwięcej, ale poza nimi były też dymne, choć raczej mieliście ich użyć inaczej, niż do osłony odwrotu, przecież nie tego po was oczekiwano. Ale i nie takiego obrotu spraw wy oczekiwaliście.
-
-- Czyli mamy naszą szansę. Jeżeli nasi nie wrócą na czas, zrobimy tak, jak mówisz. – Odpowiedział
-
- O ile wrócą. - mruknął ponuro, wracając na swoją pozycję.
//Robisz coś konkretnego czy raczej przyspieszamy?// -
— O ile.
// Przyspieszamy. //
-
Czekaliście długo i ciężko było wam liczyć upływający czas. Na dobrą sprawę opowiedzieliście sobie wzajemnie historie życie po dwa razy, pomiędzy tym śpiąc na zmianę, aby tamci się nie podkradli. Przez strzelnicę nie było widać wiele, zastawili ją jakimś betonowym klocem. No, może nie do końca zastawili, bo ustawili go jakieś pięć metrów od bunkra, ale skutecznie utrudnili wam strzelanie z tego kierunku. Nie byłeś pewien czy to jeden z kroków w pacyfikacji bunkra czy po prostu chcieli spokojnie chodzić tamtędy bez ryzyka dostania kulki, ale nie było to raczej ważne, nie teraz. Czas mijał, z grubsza, wyglądając przez strzelnicę w drzwiach, oceniałeś, że minęły dwa dni, gdy monotonną ciszę przerywaną pochrapywaniem twojego towarzysza przerwał gwałtownie suchy wystrzał z automatu Kałasznikowa, później długa seria, a potem cała kanonada pocisków z różnej broni, w tym ciężkich i wielkokalibrowych karabinów maszynowych i lekkich działek montowanych w różnych pojazdach, w tym transporterach piechoty i wielu innych. To wcale nie musiało oznaczać, że przybyła odsiecz. To mogła być ich broń, to wszystko, mogli strzelać do jakiejś większej hordy Zombie, może pojawili się jacyś dobrze uzbrojeni bandyci. Cholera wie. Ale wtem przed kanonadę przebił się jeden krzyk, który upewnił cię, że to oni, towarzysze i kamraci, przybyli wam na pomoc, gdy pośród pola bitwy rozległo się donośne “URAAAA!”
-
// Jakim cudem ustawili ten kloc, skoro Potomkin i jego towarzysz cały czas wartowali, nawet jak sam napisałeś “pomiędzy tym śpiąc na zmianę, aby tamci się nie podkradli”. Jakim jełopem trzeba być żeby nie zauważyć gości ustawiających betonowy kloc przed twoim nosem i nie rozstrzelać ich przy okazji?
-
//Ustawili to nie pod samym bunkrem, ale kilka metrów przed. Nie napisałem, że nie widzieli tego, zauważyli, ale nie mogli nic zrobić, w moim zamyśle to było mniej więcej tak, że tamci pchali to przed sobą, mając w ten sposób osłonę, a gdy ustawili to na miejscu, rozbiegli się i tyle ich widziałeś. Coś w tym guście. I nie napisałem nigdzie, że nie możesz tego zwyczajnie rozwalić.//
-
-- Broń, towarzyszu. – Tylko na taką komendę było go stać. Gruntem było, by teraz to odsiecz nie wzięła ich za wrogów.
Załadował taśmę ppanc i nakierował CKMa na betonowy kloc. 12,7mm powinna sobie z nim poradzić, zaś wcześniej nie chciał marnować amunicji bez potrzeby.
-
I poradziła, musiałeś wypruć sporo pestek, ale z drugiej strony od tego były i miałeś ich w bród, więc szybko przerobiłeś prowizoryczną osłonę na kawałki gruzu. Odsłoniłeś sobie dzięki temu przedpole, a choć nie ma tam jeszcze żadnych uciekających wrogów, to mogą się niedługo pojawić.
-
Taczankin musiał przed sobą przyznać, że wzruszała go ta chwila. Niezależnie od tego, jaki będzie jej finał. Nie był pewien tego, kiedy kontratak mógł nadejść. Za dzień? Miesiąc? Dwa lata? Obmyślał różne plany i scenariusze tego, jak mogliby stąd uciec wraz z towarzyszem, nie oddając bunkra w ręce wroga. Jednak kontratak nadszedł, ku radości serca człowieka-konserwy.
— Pamiętaj, jak nasi tu dotrą, to od raz wrzeszcz, że jesteśmy swoi. — Pouczył jeszcze raz żołnierza, a sam przygotował się do zaaranżowania wrogowi spotkania trzeciego stopnia z ołowiem.
-
Cokolwiek sprowadzili wasi, lub jaką przewagą liczebną dysponowali, dość szybko złamali obrońców. Wielu z nich, czasem nawet porzucając broń, zaczęło bezwładną ucieczkę w kierunku, z którego przyszli, a kilku z nich wystawiło się przez to na twój ogień.
-
Potomkin już wiele lat temu podpisał kodeks, wystawiony mu przez własne sumienie. Kodeks, wedle którego nigdy nie podniósł dłoni na żołnierza machającego białą flagą, ani tego, który opuszczał swą pozycję z uniesionymi ramionami. Śmierć każdego cywila mordowała cząstkę jego samego. Lecz ucieczka, taka ucieczka… Kodeks Potomkina Taczankina nie opisywał tego. Nawet słowem.
Skierował lufę wprost na uciekających z pola walki wrogów, odmierzył odległość i… zacisnął palce na spuście. Karmazynowy przypływ czas rozpocząć.
-
Prawdopodobnie nawet nie wiedzieli, co ich trafiło, tak szybko ich skosiłeś, a celnie posłana seria z wielkokalibrowej broni daje pewność, że już nie wstaną. Niestety, reszcie przypomniało to o twojej obecności w bunkrze, lub o obecności broni maszynowej, ale wychodzi na jedno, przez co nikt ci już się nie napatoczył. Walka jednak wciąż trwa, to wyraźnie słychać nawet tutaj.
- Wychodzimy? - zapytał pilnujący drzwi żołnierz.