Lotnisko Międzyplanetarne [HOMEWORLD]
-
Forsteryt, czy Benitoid to mała różnica, skoro osoba o której mowa i tak nie wie, że jest tym na F.
Czując na sobie ciężar swoich win… Których nawet właściwie nie zna, Benitoid po chwili stanął tam, gdzie mu kazano stanąć. Kiedy to się stało, przed nim otworzyła się swego rodzaju… Kabina. Rozsuwana kabina. To pewien rodzaj windy. Ale innego punktu wyjścia tutaj nie ma, więc nie pozostaje nic innego, jak wejść do jej środka. -
I tak uczynił, przy okazji sprawdzając status swoich systemów.
-
Odmowa dostępu do głębszych danych, ale ogólnie rzecz biorąc wszystko jest sprawne.
Tymczasem, winda najwidoczniej już doszła na miejsce. Jego sensory wizualne doświadczyły ogromnej ulgi, ponieważ wreszcie zobaczyły coś innego niż oślepiająca biel. Drzwi windy się otworzyły, a Benitoid zobaczył pomalowany w kolorze beżowym niezwykle długi, pod względem wąskości przeciętny pokój, po którego bokach stoją ciągnące się aż do końca i aż do sufitu szafki wypełnione segregatorami tak ciasno, że dają wrażenie, jakby za chwilę miały się rozlecieć. Daleko naprzeciwko Benitoidu za biurkiem stoją następujące osoby.
Agat, siedząca cierpliwie za biurkiem i kierująca głowę w kierunku swojego “gościa” w taki sposób, że nawet spod grzywki można wyczuć jej przeszywające spojrzenie, które jasno mówi, że to do niej ma podejść, najlepiej tak szybko jak to tylko możliwe:
Jej Perła, cierpliwie stojąca z obojętnym wyrazem twarzy tuż obok swojej mistrzyni, trzymając złożone dłonie przed sobą w typowo “perłowy” sposób:
-
Ten Klejnot na ręce Perły wewnętrznie nieco…cóż, jakby to rzec, zdziwił Benitoida, gdyż według jego informacji w data-bazie Perły powinny mieć Klejnoty w symetrycznych miejscach - na klatce, brzuchach, czole i tak dalej…ale nie na rękach. Defektywna Perła? Prawdopodobnie, ale nie on tu jest od osądów.
Nie chcąc zbytnio podpaść Agatowi, podszedł prędkim kroczkiem do niej i po dotarciu na swoje miejsce stanął i wykonał Homeworld’owy salut.
-Benitoid 000A-0001, gotów do służby Mój Agacie. -rzekł Benitoid spokojnym, ale stanowczym i lekko żołnierskim tonem, patrząc jej centralnie w oczy (a raczej miejsce gdzie powinny być pod jej fryzurą) przez jego kompletnie czarny wizor. Benitoid właściwie to nie był przerażony Agatem…a pod wrażeniem i delikatnie wewnątrz nawet jej współczuł. Na pewno biedna musi być zaharowana, skoro ma tu AŻ TAKĄ ilość “papierkowej roboty”. -
Tym bardziej nie powinien wydawać osądów, kiedy samemu odczuwa w klatce piersiowej szarpiące uczucie, jakby nie nadawał się do absolutnie niczego i był najgorszym defektem. Lepiej zachować milczenie, żeby nie pogarszać ani swojej sytuacji psychicznej, ani nie podpaść szefostwu.
Agat, kiedy usłyszała Benitoid, lekko podniosła głowę do góry w jego kierunku i zacisnęła usta. Następnie z pełną surowością powiedziała:
-To nie ty tutaj decydujesz, czy jesteś gotowy do służby, tylko ja. Nie jesteś gotowy do służby. I nie będziesz, dopóki ja tego nie uznam. Nie stać mnie na straty spowodowane przez amatorstwo i bezmyślność. Więcej strat oznacza więcej dokumentów do wypełnienia. A więcej dokumentów do wypełnienia oznacza… Nie ważne. Wiedz, że najpierw musisz przejść przez odpowiedni kurs szkoleniowy. Ale najpierw, odpowiesz mi na kilka pytań. Podaj swoją specjalizację i przeznaczenie w społeczeństwie. -
-Specjalizacja to technik międzyplanetarnego lotniska Homeworld, a przeznaczenie w społeczeństwie to…klejnot techniczny. A przynajmniej tak wynika z mojej bazy danych. -odparł Benitoid, zachowując neutralny do bólu głos. Skoro w bazie danych ma takie info…no…to raczej chyba nie ma mowy o błędzie, nie?
-
-Dobrze. Czy posiadasz jakiekolwiek pytania, zanim zostaniesz przesłany na kurs szkoleniowy? - spytała się, zachowując surowość i utrzymując jednostronny kontakt wzrokowy, którego nie może utrzymać Benitoid, gdyż nie widzi oczu Agat.
-
-Nie, Mój Agacie. -odparł, będąc wewnętrznie kapkę ciekawy co do kursu szkoleniowego. Aczkolwiek, te dziwne uczucie pustki nadal nie znikało…
-
-Dobrze. Benitoid zostanie odprowadzony do stosownego pomieszczenia i upomniony co do swoich obowiązków. - odparła Agat, po czym jej Perła zbliżyła się do nowo powstałego inżyniera Homeworldu, grzecznym ruchem wskazując, by udał się ponownie do windy.
To uczucie jest naprawdę okropne. Mimo, że konieczne będzie skupienie się na szkoleniu, to ta beznadziejność już teraz zapewnia go, iż zbyt wiele z tego nie wyniesie. -
Benitoid odwrócił się, a następnie skierował do domniemanej windy, ciut ciekaw przyszłości.
Gdyby nie fakt iż według bazy danej on jest pierwszym takim Inżynierem, to stwierdziłby siebie za jakiś defekt…ale co, jeśli każdy przyszły Benitoid też będzie miał cechę wewnętrznej pustki? Oczywiście…o ile w przyszłości w ogóle będą inne Benitoidy. -
Gdy nowo nabyty inżynier Homeworldu wszedł do windy, Perła stanęła przed nim. Po tym, jak drzwi do niej się zamknęły, z jej klejnotu na ręce zaczęły wyrastać krystaliczne narośla pasujące do niej kolorystycznie, aż jej ręka od czubków palców po klejnot stała się czymś w rodzaju kryształowego szpona. Zaczęła szybko kreślić na ścianie symbole, które Benitoid rozpoznał jako alfabet Homeworldu. Napisała “A2-A1”, co najprawdopodobniej jest oznaczeniem miejsca lub pomieszczenia, do którego zostaje odesłany. Znaki zaświeciły się na chwilę jasno, by następnie zniknąć, tak jak z resztą narośl Perły. Winda ruszyła, zostawiając Benitoid przez jakiś czas sam na sam z Perłą, a w każdym razie aż dojadą na miejscu.
Zakładając, że ta wewnętrzna pustka nie zostanie powodem do tego, by nigdy nie powstało więcej Benitoidów. Aż się poczuł gorzej, kiedy doszła do niego myśl, że może stać się powodem niepowstania tylu inżynierów, którzy w przeciwieństwie do niego by tego nie czuli… -
Tyle użytecznych jednostek trafiłby szlag, cały przyszły postęp który mógłby się zadziać o wiele szybciej z Benitoidami by nigdy nie wszedł w życie, a wtedy nadal techniczne sprawy operowałyby jedynie jakieś błahe Perydoty które najprawdopodobniej przy pierwszej oznace stresu zdezerterowały, spowalniając jeszcze bardziej ten drogocenny proces polepszania stanu Homeworld, aby mógł się spokojnie dalej rozwijać…a to wszystko jedynie przez to, że oryginalny Benitoid był jak jakaś skorupa pustego jajka, w którym zrobiono igłą tycią dziurkę i wyssano przez nią wnętrze. Właściwie to trochę ciekawe skąd Benitoid zna takie pojęcie jak jajko…cóż, ale nie będzie w to wnikać. Nie żeby jakiś dziwny produkt rozmnażania się organicznej istoty o nazwie “kura” miał korzystny wpływ na jego pracę, a wręcz przeciwnie - byłby jedynie jakimś śmieciem zawalającym jego umysł.