Miasto Kasuss
-
Milczała w bezruchu. Wiedziała, że jeśli zacznie od razu się szarpać, będzie mieć na sumieniu dzieciaki. Wymieniała w myślach ich imiona raz jeszcze. Spojrzała na niego przelotnie. Nie musiał się powtarzać, pamiętała jak wcześniej przyznał się do własnej naiwności. Trzeba było zatruć ostrze czy cokolwiek. Nie uciekłby wtedy.
-
Uśmiechnął się lekko pod nosem.
- Dobrze, czyli zwróciłem twoją uwagę. Kiwnij głową, jeśli chcesz poznać szczegóły, a ja zdejmę ci knebel, żebyśmy mogli to przedyskutować. -
Kiwnęła niemrawo głową. Ciekawe co by zrobił, jakby udawała umierającą. Uśmiechnęła się do własnych myśli. W innych okolicznościach może by się polubili.
-
Od razu pozbawił cię szmaty owiniętej wokół ust i tej, która była w środku.
- Jak mówiłem, dowiedziałem się wielu rzeczy. To prawda, że planujesz przenieść się wraz ze swoimi podopiecznymi z Kasuss? -
Zakaszlała z lekką przesadą i znów kiwnęła głową. Co miała kłamać, skoro i tak wszystko wiedział?
-
- Gdzie dokładnie? Ponoć dzieci mówiły tylko o wielkim mieście, czyli może to być prawie wszędzie.
-
Też mi przesłuchanie. Szkoda, że nie upilnowała dzieciaków, by nie gadały za dużo. Wzruszyła lekko ramionami.
— Nie pamiętam. To nie był mój plan. -
- Jasne, rozumiem. Ale i tak nalegam żebyś przypomniała sobie, najlepiej teraz, chyba że mam dać ci kilka dni do namysłu, bo to też mogę załatwić.
-
— Podobno chodziło o Hammer, ale kto wie? Wątpię, żeby ktokolwiek się przejmował moim zdaniem.
-
- Hammer? Cóż, liczyłem na coś innego. Tak czy siak, jestem gotów złożyć ci pewną propozycję.
-
Nie odezwała się. A miała ochotę splunąć. Czekała na jego czczą gadaninę.
-
- W zamian za zwrócenie ci wolności i obietnicę, że tobie, twoim sierotkom i temu mężczyźnie, który też u ciebie bawi, z ręki mojej lub któregoś z moich poddanych nie stanie się krzywda, chcę abyś zebrała ze sobą kilku z nich, rzecz jasna pod przykrywką uliczników. Gdy trafią do miasta, przez jakiś czas będą odgrywać swoją rolę, później znikną i na tym skończy się umowa, nie zobaczysz nas więcej. Mogę nawet pomóc w zbieraniu funduszów i zapewnić ochronę podczas przenosin.
-
— Skąd mam wiedzieć, że nie będą tacy porywczy jak ta bestyjka, która udawała mnie? Twoi sobie nabroją, uciekną, a my będziemy przez nich w kłopotach.
-
- Dopilnuję żeby broili, jeśli w ogóle odważą się sprawiać kłopoty zamiast robić to, co im kazałem, w innych formach, których nie da się powiązać z wami.
-
Popatrzyła na niego, zamknęła na moment oczy i wyobraziła sobie, że jest daleko stąd. Sama. Albo nie, z Dethanem. I że po latach zamiast pilnować ulicznych dzieci zrobią sobie swoje. Wzdrygnęła się, nie wiedząc jak skomentować głupie myśli.
— Brzmi jak plan. Ale nie spartol tego, kochasiu. -
- Gdybym nie potrafił utrzymać swoich podwładnych w ryzach ty, twoje sierotki i ten mężczyzna, który też się tam kręci już dawno bylibyście martwi, więc o to martwić się nie musisz.
-
— Mogę już iść, czy masz mi coś jeszcze do powiedzenia?
-
- To zależy czy zgadzasz się na naszą umowę.
-
— Nie zostawiłeś mi wiele do decydowania, skarbie. A, jeszcze jedno. Tamto dziecko, którym mnie zaszczułeś, żyje jeszcze?
-
- Spodziewałem się, że odmówisz, więc postanowiłem trzymać je tu, uważając to za dobrą kartę przetargową. Ale tak, mam je tu, a skoro się zgodziłaś, mogę je niezwłocznie wypuścić.