Ervell
-
Pomógł mu wstać na tyle ile mógł i udał się za nim do domu elfki.
-
Podreptali na miejsce. Caer miała dość głośno włączoną muzykę i zamiatała.
-
Pomachał jej na powitanie, a kiedy do jego mózg uznał że tak głośnie dźwięki są nieakceptowalne, zapytał
- Przyciszysz? -
Przyciszyła, a po namyśle wyłączyła muzykę. Zachichotała.
— Postanowiłeś jednak wrócić? -
- Podobno masz moje spodnie.
-
— A pamiętasz, czemu je zostawiłeś?
-
- Ostatnie co pamiętam to opróżnianie drugiej szklanki tego dziwnego elfiego bimbru. A potem to już rano zawody w wyciąganiu Likho z wody.
-
— Nic a nic? Powinienem być urażony?
Likho oparł się o ścianę i westchnął ciężko.
— Czyli nie pamiętasz, jak wparowałeś tutaj i zaproponowałeś trójkącik? -
Westchnął i rozmasował skronie.
- Bynajmniej. -
— Nie mieliśmy nic przeciwko, ale jak zaczęliśmy się rozkręcać, to tobie się jednak odwidziało, dałeś Likho w zęby i obydwaj poszliście w siną dal.
-
- Dlaczego to zrobiłem, pozostanie zagadką. - pokręcił głową - Przynajmniej obyło się bez zniszczeń i większych ofiar.
-
— A przyszedłeś tylko po spodnie czy masz ochotę wrócić do tego pomysłu?
-
- Jeśli wyleczy mnie to z kaca to jestem w stanie zrobić wszystko.
-
Usłyszał, że Likho zamyka za nim drzwi. Caer odpaliła muzykę, ale nie tańczyła. Pocałowała LJa. Likho znalazł się za nią, ale jego ręce często sunęły dalej, nie bacząc, że nie obmacywał już tylko elfki.
-
Co tu dużo powiedzieć, był nieco zaskoczony obrotem sytuacji. Myślał że po prostu oddadzą mu spodnie i każą spadać. Odpowiedział na pocałunek elfki, ale nie do końca był pewien co ma teraz robić.
-
Przygryzła jego wargę i spojrzała w oczy. Początkowo orientował się, że to ręce Likho pokierowały jego własne na ciało elfki, podczas gdy ona sama go obmacywała. Ale potem te ręce zaczęły się zmieniać i gdy któraś z nich wylądowała w jego gatkach, nie był już pewien, do kogo należała.
-
Wolał cieszyć się z samego dotyku, niż zastanawiać się od kogo pochodzi. Zaczął całować elfkę po szyi, jedną rękę wsuwając jej pod bluzkę, a drugą w spodnie
-
Nim się obejrzał, wylądowali na rozłożonej niedaleko kanapie, i to całą trójką. LJ nie potrafił stwierdzić, czy oni we dwoje się umówili na takie tempo, by on nie mógł zgłosić sprzeciwu. Może tak było, może nie. Ważne było to, że obydwoje wiedzieli, jak się za LJa zabrać. I nie omieszkali z tej wiedzy skorzystać. Nieco później leżeli razem, LJ na środku z wtuloną w niego Caer, a Likho obok niego zziajany leżał na brzuchu.
— Muszę ci przyznać, Caer — zaczął leszy, patrząc się na LJa — że gust to ty masz dobry. -
- To było… - zastanowił się jak dobrać słowa, gładząc ciało Caer - fascynujące. No i faktycznie, nie mam już kaca.
-
Zaśmiała się.
— Wydaje mi się, że z taką łepetyną jak Twoja to większość twoich pomysłów musi prowadzić do fascynujących wniosków.
No tak, jego pomysł. Czy LJ wierzył sam sobie w tej sprawie?