Kreeou
-
Bardzo stara osada elficka, do której wstęp mają naprawdę nieliczni ludzie, głównie ci, którzy przysłużyli się elfom. Wysłannicy Trefla czy inni afiszujący się złoczyńcy nie są tu mile widziani, najczęściej pozbywania za pomocą sławnych trucizn. W Kreeou mieszkają najstarsze elfy. -
Gulasz
Była to raczej duża wieś niż miasto. Muzyka powoli robiła się głośniejsza.
Likho odwrócił się i szedł normalnie. LJ zauważył grupkę elfiątek grających w piłeczkę.
-
Rozglądał się po okolicy, podziwiając elfie miasteczko.
-
Spostrzegł elfy składające strzały, kilku zbierających się do lasu, kobiety pracujące, co ciekawe, przy szydełkach i dwoje dość dojrzale wyglądających elfów, którzy o czymś dyskutowali.
-
Przechadzał się więc dalej, nie wiedząc kiedy będzie mógł opuścić towarzystwo leśnego stwora.
-
Likho został otoczony przez gromadkę dzieciaków, którym zaczął pokazywać sztuczki z piłką. Nie był jakimś mistrzem, ale szło mu całkiem nieźle.
-
Również zaczął się przepatrywać przypadkowemu pokazowi umiejętności
-
Nie trwał on zbyt długo. Spomiędzy domostw wyszło kilka elfów. Dzieciaki wzięły piłkę i zeszły na bok. Likho uśmiechnął się i lekko ukłonił. Elfy popatrzyły na niego, po czym też się ukłoniły.
— Kogo do nas przyprowadziłeś, duchu lasu?
Likho skinął na LJa, by podszedł bliżej. -
On również się ukłonił. Wygląda na to że taki jest tutaj zwyczaj.
- Nazywam się Lawrence Norrys Junior. Lub L.J., po prostu. -
Któryś z elfów wyjął notes i zapisał.
— Zbiera pan karty, tak? -
- W rzeczy samej, tak.
-
— Glejt jest?
-
- Jest. - tu wyciągnął i pokazał elfowi glejt.
-
Obejrzał go sobie.
— Długo zamierzasz tu zabawić? -
- Tyle co pozbieram karty. Najdłużej na noc.
-
Pokiwał głową.
-- Stan cywilny? -
- Wolny.
-
– Hm, pierwszy raz ktoś odpowiedział bez wahania.
-
- Gdy ostatnio patrzyłem na swoje dłonie nie widziałem obrączki. Stąd ta pewność.
-
— Mial chyba na myśli, że pierwszy raz ktoś się nie zastanawiał, po co im twój stan cywilny — wtrącił Likho.
Elf zamknął zeszyt i odszedł. Pozostali jeszcze przez moment się śmiali.