Porte Isla
- 
Był to nieco poobijany szaro-bury kocur. Otarł się o nogi Dokji i zaczął mruczeć. 
- 
- Będziesz od dzisiaj Sung-Sung. - Otworzył plecak i przygotować kotu “gniazdo” w otwartym plecaku. Ułożył kota w gnieździe, założył ponownie plecak i ruszył dalej w drogę. 
- 
//zapiął ten plecak? 
- 
//Nie, niech se kot pooddycha 
- 
Kot rozglądał się, jak wygląda świat z nowej perspektywy. Nawet nie miał ochoty wyskakiwać. Dokąd właściwie Dokja teraz zmierzał? 
- 
Do portu, szukając statku córki Holendra. 
- 
Wypatrzył w końcu statek, a na nim zapisaną nieco fikuśnym pismem nazwę “Mroczne Widmo”. 
- 
No to idziem na pokład. Mają jakąś dechę na ląd opuszczoną? 
- 
Mieli, nawet mieli z jednej strony barierkę. Dokja poczuł, że jego kitku wpija z lekkim zdenerwowaniem pazurki w plecak, a co za tym idzie w seksowneplecki Dokji.
- 
- Spokojnie Sung-Sung. To stabilny grunt. - Uspokoił kota i go pogłaskał. Spróbował znowu zrobić krok. Jak zareagował kot? 
- 
Skulił się w torbie. Ale raczej nie będzie wariował. 
- 
Wszedł na statek. Rozejrzał się. 
- 
Od razu popatrzyło na niego kilku chłopaków, raczej dzieciaków. 
- 
- Prowadźcie do swej Pani. - 
- 
— Ale my nie jesteśmy kotami. 
- 
- Co? 
- 
— Nie mamy żadnej pani. 
- 
- A Pani Kapitan? 
- 
— Aaaaa… my zaprowadzimy do siostrzyczki! 
- 
- Na to czekam 
 

