Milan
-
- Likho? Co jest?! - mówił z wyciągniętą bronią, zaniepokojony zachowaniem (i wyglądem) przyjaciela.
//No jakieś dziwne szepty, no to założyłem że o jakiego potwora chodzi
-
— Możesz wstać, czy trzeba ci pomóc? Ta rana nie wygląda dobrze.
-
Spojrzał na siebie. Okazało się że faktycznie, leży a nie stoi. Toteż spróbował to zrobić o własnych siłach.
-
Było to dość bolesne, ale podniósł się. Zaczął się za to chwiać, więc Likho pokuśtykał bliżej i zarzucił sobie jego ramię.
— Ja sobie jakoś poradzę, ale tobą musi się zająć specjalista. Idziemy.
Powoli ruszył do wyjścia, nie bacząc na tamtych. -
Widząc że sytuacja się rozwiązała, schował nowo zdobytą broń do spodni, wcześniej ją zabezpieczając.
- Co się tam w zasadzie stało? -
— Powiedzmy, że znaleźliśmy kompromis. Kolesiowi niespieszno było umierać drugi raz, a i ja tylko bym stracił, gdybym go zabił.
-
- A ja zdaje się że wymieniłem łom na pistolet - mruknął - Trochę głupio że wyszliśmy z tego całego zdarzenia na zero. A nawet na minusie, licząc ten postrzał.
-
— Czy ja wiem? — Likho wyjął z kieszeni karty. — Na mój gust to jest trochę na plus. Więc jednak na zero.
-
Uśmiechnął się.
- No ciebie to jednak zawsze można liczyć -
— Cieszę się. A teraz szybko, zanim ci się zemdleje.
-
- Spokojnie, twardy jestem. - uśmiechnął się niemrawo. Mogli już znaleźć tego lekarza
-
Dotarli na miejsce, gdzie z przyczyn technicznych zostali rozdzieleni. Gdy LJ się obudził po wszystkim, było rano.
//punkcik w ??
-
Przetarł zmęczone oczy i usiadł na łóżku, po czym rozejrzał się po sali.
//Morfologia
-
Spostrzegł, że na łóżku z drugiej strony pokoju leży Ethan. Jego towarzysz siedział obok, skrobiąc notatki i co jakiś czas patrząc w stronę LJa.
-
To było strasznie niezręczne. Spróbował wstać, by uniknąć niepotrzebnej konfrontacji.
-
Tamten wyglądał, jakby chciał coś powiedzieć, ale zrezygnował. LJ czuł się lekko zamroczony. Pewnie przez leki. Udało się wstać.
-
Sprawdził czy wszystko ma przy sobie. A jeśli wszystko miał, postanowił opuścić salę.
-
Facet zaśmiał się, gdy LJ w końcu doczłapał do drzwi. Na korytarzu było spokojnie, widział grupkę dzieci siedzącą nad czytankami. Chyba czas skierować się do wyjścia.
-
Tak też właśnie zrobił.
-
Na zewnątrz mijał pomału kolejny poranek. Po dłuższej chwili wypatrzył Likho siedzącego na moście.