Colder
- 
Najwyraźniej właśnie zjechało się kilka podobnych wozów z zaopatrzeniem. Ludzie i elfy wnosiły i wynosiły rzeczy z budynku. 
- 
- A to co, jakiś dom handlowy? - zapytał, wskazując na budynek. 
- 
— To jest hotel. Miasto wymarło, więc tutaj właściwie przebywa cała okolica. 
- 
- Wszyscy mieszkają w jednym hotelu? - zapytał zaskoczony. 
- 
— Rozrósł się. Ludzie z Colder się wynieśli gdy miasto spłonęło, ci co zostali pracują w hotelu. Ale tak, niektórzy mieszkają tu na stałe. Choćby Zella, bo jest szefową tutaj. 
- 
- Zella, mówisz… - przypomniał sobie to imię. Nie tylko z opowieści ojca, ale także z faktu że ktoś niedawno powiedział że ma na nią uważać - Są tu inne hotele? Albo chociaż sklepy z ekwipunkiem obozowym? 
- 
- Zella, mówisz… - przypomniał sobie to imię. Nie tylko z opowieści ojca, ale także z faktu że ktoś niedawno powiedział że ma na nią uważać - Są tu inne hotele? Albo chociaż sklepy z ekwipunkiem obozowym? 
- 
— Brzmisz jakbyś się jej bał. Coś między wami nie wyszło? 
- 
- Nie między mną konkretnie… - powiedział cicho - Powiedzmy że nie chcę być pośrednikiem w pewnej dyskusji w której ona jest jedną ze stron. Ale wracając do mojego pytania 
- 
— No nie za bardzo. Znaczy mógłbym ci coś ogarnąć i byś sobie przenocował w mieście, ale no… 
 Likho popatrzył na LJa, jakby chciał zapytać, ale jednak się wstrzymał.
- 
- Rozumiem. - spojrzał na Likho - No mów, nie krępuj się. 
- 
— Nie gadaj, że znowu chodzi o twojego ojca. 
- 
- Jeśli nie wiadomo o co chodzi, zawsze chodzi o mojego ojca. - westchnął - Był kiedyś z Zellą… 
- 
— I tego się tak boisz? Przecież nie jesteś jego niańką? 
- 
- Niby nie, ale ktoś mi kiedyś powiedział że mam na nią uważać. A że był to wróżbita, to zakładam że wiedział o czym mówi. 
- 
— Tchórz jesteś i tyle. Wezmę nam pokój. Jak się ogarniesz, to przyjdź. 
 Dojechali na miejsce. Likho od razu zeskoczył i podreptał do hotelu.
- 
Westchnął. Przez chwilę rozważał możliwość noclegu w jednym ze spalonych domów, ale szybko uznał to za głupi pomysł. Raczej nieśmiało ruszył za swoim towarzyszem. 
- 
Woźnica chyba się ucieszył, że LJ odpuścił sobie kombinowanie. LJ dość szybko znalazł się w hotelu. Hol był duży i dobrze ogrzany, ale na szczęście tuż obok była szatnia. Likho, już bez kurtki, rozmawiał z dziewczyną w recepcji. 
- 
On również ruszył do szatni, już po drodze pozbywając się płaszcza 
- 
Szatniarz odebrał jego płaszcz i dał mu numerek. 
 

