[Deravierres] Awangarda
-
///Napisz jeszcze, jaka to dokładnie pozycja, bo wcześniej rzuciłem ci parę możliwości.///
-
//Poprawione.//
-
Nazar
Przy stole zrobiło się ciasno. Przez takie zagęszczenie strzelcy będą sobie wzajemnie przeszkadzać, ale tutejszy rynek osłon nie należał do najbogatszych. Wszyscy byli wcelowani w zakręt, z którego miał nadejść wróg. Ten nie kwapił się jednak do kontynuowania ataku. Nie wyściubił chociażby kawałka nosa.Za ścianą, która oddzielała jedną odnogę od drugiej, rozległ się przeszywający uszy huk. Coś ciężkiego z głuchym odgłosem uderzyło w jego hełm, poprzedzając mżawkę czarnej jak smoła ziemi. W głowie miał mętlik. Widział podwójnie. Nikt nie wybiegał zza zakrętu. Jeden ze strzelców obok niego ruszył się spazmatycznie, odwrócił się w drugą stronę. Po chwili uderzył tyłem głowy w kant stołu. Na jego klatce piersiowej widniały trzy dziury po kulach.
-
//Czyli, jeśli dobrze rozumiem, wszyscy atakują z lewej?//
-
///Być może. Weź jednak pod uwagę, jak szybko musieliby się przemieścić z lewej, żeby wpakować kolesiowi po drugiej stronie trzy kulki.///
-
Pokręcił głową kilka razy, niezbyt intensywnie. Nie żeby pomagało, właściwie nigdy w takiej sytuacji nie pomogło, ale tak już robił i taki miał zwyczaj. W zwyczaj miał też kląć na czym świat stoi, co też zrobił, najpierw wychylając głowę zza stołu, a później rozglądając się za siebie i wokół.
-
Nazar
///Umówmy się, że to nie była morfina. To był w zasadzie placeholder dla fikcyjnej substancji.///
Mocne ruchy głową na niewiele się zdały. W uszach ciągle rozlegał się drażniący, przypominający szum śnieżącej kablówki, pisk, oddzielający go od świata zewnętrznego ścianą stereo, prawie wysadzającą mu głowę. Chociaż wzrok zaczął przechodzić ze stanu rozszczepienia do ujednolicenia.Adrenalina ponownie dotarła do szczytu. Skok jej poziomu, dodatkowo zmieszany z coraz skuteczniejszym działaniem silnego środka przeciwbólowego i kakofonią dźwięków wprawił go wręcz w nadrealny stan. Serce waliło mu jak oszalałe, a jego ciężka praca zdawała się zagłuszać irytujący jazgot w uszach. Przez chwilę czuł się jak wyjęty z tego świata, wszystko jakby uległo spowolnieniu, a hałasy z zewnątrz jakby dolatywały do niego z opóźnieniem. Całe otoczenie wydawało mu się dziwne.
Poczuł lekkie uderzenie w ramię od swojej lewej strony. Plutonowy coś krzyczał, ale w tym stanie słowa do niego nie docierały. Słyszał je jak pijacki bełkot, którego prawdziwe znaczenie rozmyło się niczym piaskowe zamki w czasie przypływu. Udało mu się jednak wyczytać trzy krótkie słowa z ruchu ust – „Są za nami”.
-
Spojrzał na niego nieco mętnie, unosząc brwi, ale oczy rozszerzyły mu się momentalnie, gdy zrozumiał sens jego słów. Od razu obrócił się w kierunku nacierających, wycelował tam lufę karabinu i zaczął metodycznie opróżniać magazynek, chcąc ich nie tylko pozabijać, ale też przystopować w miejscu.
-
Nazar
Na drugim końcu przejścia stał jakiś wrogi żołdak z pistoletem. Nazar wystrzelił, gdy tylko go zobaczył, ale był szybszy. Od razu rzucił się za zakręt, a kula zatopiła się w drewnie. -
Krzyknął za nim jakiś wulgaryzm i sięgnął od razu po granat. Wyciągnął zawleczkę, poczekał chwilę, aby dać tamtym jak najmniej czasu na reakcję, i cisnął nim nad zakrętem okopu tak, aby wpadł tam, gdzie spodziewał się zastać tego przyjemniaczka i ewentualnie jego kumpli. Wtedy ponownie sięgnął po karabin i wycelował go w tamtym kierunku, gdyby tamci próbowali zaatakować lub uciec przed eksplozją i odłamkami.
-
Nazar
///Prima aprilis skurwysyny///
Cisnął granatem przed siebie. Nie widział dokładnie, gdzie go poniosło, ale przy odrobinie szczęścia poharata paru żołdaków Przymierza albo przynajmniej ogłuszy ich na krótką chwilę. Nie doczekał się jednak donośnego huku eksplozji, tylko wystrzałów karabinów i terkotu kaemów, które zlewały się w jedną kakofonię. Niewybuch. Co za szmelc. Może przy trupach znajdzie kolejny, o ile nie trafi na idealny egzemplarz, który wybuchnie mu w rękach sekundę po puszczeniu dźwigni spustowej.- To jakaś jebana trumna! – wykrzyknął plutonowy. – Trzeba się przebić do dalszej części okopu, inaczej nas zaleją.
-
- Dajcie mi jednego żołnierza, będziemy osłaniać odwrót, a ty prowadź resztę w jakieś bezpieczne miejsce i przygotuj się do obrony, dołączymy do was.
-
Nazar
- Zostaliśmy tylko my. -
- Skoro tak to się cofamy, nie ma komu kupować czasu. Tylko spokojnie, oddajemy im teren powoli. - odparł i pozwolił mu ruszyć przodem, zajmując miejsce za nim, skąd cofał się tyłem, uważnie obserwując potencjalne miejsca, którymi mogliby kierować się ku nim wrogowie, gotów posłać każdemu kulkę.