Nadzieja
-
W niewielkim pomieszczeniu nie było wiele miejsca, zwłaszcza, gdy obaj weszliście do środka. Niemalże całą przestrzeń zajmowały szafy, gabloty, kufry i beczki, a także jeden pusty stół, na który Adrien zaczął wyjmować swoje zabawki, po jednej z każdego modelu, bo miał tu ich jednak sporo.
- Na początek to cacko: W&L Dweller, solidna strzelba. Dupy nie urywa, chyba że dobrze wymierzysz, hehe. A na serio to nic specjalnego, ale rekompensuje to spory magazynek. Tu mam coś bardziej klasycznego, Pokerzysta, obrzyn, przyjaciel każdego szulera, w sam raz na dyskretne akcje. No, dyskretne do momentu, gdy trzeba go wyciągnąć i pociągnąć za spust. Dalej mam to cudeńko, Szczekacz, prosto z wojskowej dostawy. Nie wnikaj, skąd to mam, ale uprzedzam, że nikogo nie zabiłem. Mam też stare, dobre karabiny Harlk, w kilku wariantach: klasyczne, skrócone i z lunetą. Komplet rewolwerów, masz w czym wybierać: Webley Mark IV, Vulcanic 10, Smithson 1590. No i to, mam tylko jeden egzemplarz. Mówią na to Potwór, nie bez kozery. Do tej pory widziałem tylko jednego najemnika, który chodził z tym po mieście, ale nigdy go nie użył, więc nie wiem, czy działa tak dobrze, jak wygląda. Ale w sumie wygląda tak, że niewielu odważy się dać ci pretekst go wyjąć. Do każdej spluwy mam też pełno amunicji, a tamtych skrzynkach też dynamit i broń białą, noże bojowe i uniwersalne, kilka fikuśnych maczug tubylców, scyzoryki, nawet szabelka po oficerze armii się znajdzie, co go Zombie zżarły.
Opowiadając o poszczególnych spluwach, wyjmował je i prezentował na stole, jedna po drugiej, odsuwając się na koniec na tyle, na ile pozwalało zaplecze, abyś mógł przyjrzeć się dokładniej każdej broni, wziąć do rąk i tak dalej. -
— No, no… — Sey z niemalże nabożną czcią chwycił w dłonie broń określoną przez Adriena “Potworem”. — Nie wiem skąd go wytrzasnąłeś, ale faktycznie, nie chciałbym stać po drugiej stronie lufy. Wygląda niesamowicie. Masz coś przeciwko temu, żebym oddał jeden albo dwa próbne strzały?
-
- Pewnie, że mam, jełopie. - odparł, uderzając cię lekko otwartą dłonią w tył głowy. - Jak huknie, to zlecą się wszyscy z okolicy, ale to mały problem. Gorzej, że nieważne w co trafisz, to mi to rozwalisz, kula z tego bydlaka przejdzie przez każdy mebel, drzwi, dach czy ścianę. No i pewnie rozwali ci łapę przy okazji, ale to już twój problem. Ja tam się nie znam, nie strzelam z czegoś takiego, ale jak na moje to bardziej sprzęt na pokaz niż do prawdziwego zabijania. Ale jak go kupisz, to amunicję dam gratis i możesz sobie z niego walić na zewnątrz gdzie chcesz, kiedy chcesz i w co chcesz.
-
— Stoi. — Odparł bez chwili zastanowienia. — Oddam Ci za niego mojego Webleya. Wiesz jak dbam o broń, jest w dobrym stanie. Tylko powiedz ile muszę Ci do niego dopłacić.
-
Wziął od ciebie broń i przyjrzał się jej, zważył w dłoni i odłożył na bok.
- Faktycznie, spluwa prawie jak z warsztatu. Powiedzmy, że trzy srebrniki? -
— Trochę to jest… Ale co tam, wyłożę Ci tego ostatniego srebrnika w miedziakach, najwyżej później wyproszę od szefa na pokrycie kosztów służbowych, nie? — Zaśmiał się, dobywając z portmonetki odpowiednią sumę, którą położył przed Adrienem. — Tu masz.
-
Nie przeliczył, bo i nie było wiele do liczenia, ale i nie powodu, aby ci nie ufać. Zgodnie z umową, wręczył ci rewolwer i zapas amunicji w postaci trzech tuzinów naboi.
-
Seymour poprzyglądał mu się jeszcze przez kilka chwil, po czym cmoknął z zadowoleniem i po krótkich manewrach dłonią, wpakował go do kabury.
— No i ślicznie… Ale chyba już na mnie czas. Tak prawdę mówiąc to i tak już nadwyrężyłem trochę czas służbowy, taka robota. Ale dobrze było Cię zobaczyć. — Wyciągnął do Adriena rękę na pożegnanie. -
Uścisnął ją i potrząsnął.
- Ciebie też było miło zobaczyć. Wpadnij, jeśli znowu będziesz w pobliżu. -
— Wpadnę. — Wyszczerzył schowane w brodzie usta. — Masz to jak w banku.
Pożegnał się z Adrienem i opuścił rusznikarnię przyjaciela, stając na zewnątrz.
“Tylko gdzie Oswald miał tego profesorka?” Zastanowił się, rzucając wzrokiem na okolicę. Wyciągnął z kieszeni adres jajogłowego i szybkim krokiem, prawie biegiem skierował się tam. -
//To tu mój błąd, bo byłem pewien, że razem z listem wręczył ci też jego adres, ale sprawdziłem posty i zapomniałem o tym wspomnieć. Uznajmy, że masz jednak ten adres.//
-
// Poprawione. //
-
Odnalazłeś go w centrum, w jednej z okazałych kamienic, więc albo jego przodkowie przybyli tu z pierwszymi osadnikami, albo miał tyle złota, że wykupił sobie ten lokal. Wszystko byłoby pięknie, gdyby nie fakt, że drzwi były zamknięte, a w środku nie widać było śladu życia, ani ruszających się firanek, ani światła, nic.
- Szuka pan tego starego wariata? - usłyszałeś za swoimi plecami. Odwróciwszy się, zauważyłeś małego chłopaka, przyzwoicie ubranego, choć brudnego. - Bo jak coś może wiem. -
Sey zatrzymał się i spojrzał na dzieciaka, zaskoczony.
— No młody, jakbyś zgadł. Wiesz, gdzie jest? -
- Wszyscy, co się tu kręcą, go szukają. Nawet jacyś dziwni ludzie w czerwonych ciuchach. Ale jak chciałem im pomóc to kazali mi się wynosić i nastraszyli mnie bronią. - powiedział, odbiegając trochę od tematu. Spuścił na chwilę głowę, a później podniósł i zauważyłeś na jego twarzy chytry uśmieszek. - Pan chyba taki nie jest, co? I potrafi pan wynagrodzić za pomoc?
-
— Hmm, hmm… — Seymour starmosił swoją brodę. — Chyba nie jestem, jakby się tak zastanowić. Co byś chciał w zamian, młody?
-
Popatrzył na ciebie zdziwiony.
- Jak to co? Srebrnika. To powiem wszystko. A jak powiem jeszcze więcej to może dwa. -
Sey skrzywił się.
— Jakby to ten, młody… Powiedzmy, że nie jestem obecnie przy kasie. Ale może coś innego by Cię zainteresowało. — W jego dłoni pojawiła się świeżo co zakupiona u Adriena bestia. — Strzelałeś kiedyś z takiego cacka? -
- Pan chce żeby mi wszystkie palce połamało? - zapytał wyraźnie oburzony twoją propozycją. Najwidoczniej pogłoski o tym, że w Nadziei nawet dzieci wiedzą, jak posługiwać się bronią, nie były takie przesadzone, i młody zdawał sobie sprawę, że może i to fajne cacko, ale strzelanie z niego to kiepski pomysł. Skrzyżował ramiona na piersi i demonstracyjnie się obrócił, odchodząc na kilka kroków. Pewnie tak łatwo nie odpuści okazji do wyłudzenia czegoś od ciebie, ale nie masz co liczyć, że da się spławić łatwo.
-
// Ja bym za dzieciaka dał se połamać palce, tylko mówię. //
— Dobra, dobra… — Schował broń do kabury. — To zrobimy inaczej. Wiesz, jak działa kupowanie na rachunek, młody?