Przeklęte Bagna
-
Pokiwał głową i odszedł, zajmując kawałek wysepki najbardziej oddalony od wartowników i głównego obozowiska. Poznałeś, że po charakterystycznych gestach, mruczeniu pod nosem, mamrotaniu, zamkniętych oczach i tym podobnych, że wchodzi w swój szamański trans, tak jak już wiele razy, czy to przed bitwą, czy w jej trakcie, czy w sytuacjach takich jak te. Zajęło mu to dobrą godzinę, ale w końcu wstał i podszedł do ciebie.
- Gotowe. Z rana bedo. - powiedział tylko i powlókł się do swojego namiotu, o wiele bardziej zmęczony, niż powinien po takim rytuale. -
Nie pozostało mu więc nic innego, jak pójść spać.
Oby tylko Ronk miał kurwa racje… - pomyślał przed snem. -
Miał, bo zbudziło cię o świcie ponure wycie wilków twoich wojowników, a później okrzyki wartowników. Szczęśliwie nie lazła na was armia potopionych w bagnie Nieumarłych, płazy nie wróciły też po dokładkę. Gdy się obudziłeś, zauważyłeś wokół was światełka, przypominające jakieś błędne ogniki czy coś w tym guście. Dopiero po chwili rozpoznałeś, że to jakieś dziwne stworki. Mniejsze o połowę od Goblina, z długimi łapami i nogami, chodzące na czworaka. Ich głowy przypominały kryształy, które świeciły niebieskim, żółtym, czerwonym i zielonym blaskiem. Doliczyłeś się trzydziestu w pobliżu i wielu kolejnych światełek dalej, prześwitujących przez mgłę. Nie miały chyba złych zamiarów, nawet nie miały broni, ale po wczorajszych przeżyciach twoi ludzie nie byli w stosunku do nich zbyt ufni. Jeden nawet w panice cisnął oszczepem w kierunku najbliższego stworka, ale ten zniknął i po chwili pojawił się z powrotem, tuż obok wbitego w ziemię małej wysepki pocisku. Gdy tylko żołdak dostał po łbie kilka razy sękatym kosturem Szamana, żaden inny nie próbował narazić się duchom, bo tym najwidoczniej były, rozumiejąc, że to jakieś dziwne obrzędy, których oni sami nigdy nie zrozumieją.
-
Po tym, jak wziął swój ekwipunek, wyszedł z namiotu i podszedł bliżej szamana. Wciąż obserwował stwory, nie wiedząc, czy za chwilę dojdzie tu do walki.
- Gadaj no, Ronk… Co to za stwory? - zapytał szamana, drapiąc się po głowie. -
- Duchy. - odparł, jakby to było oczywiste. Później westchnął i zaczął tłumaczyć: - Te tu wzieły se i zdechły. Kiedyś tam. Jedne dawno, inne niedawno. Ale włóczo sie po bagnie cały czas, także wiedzo, gdzie som inne Gobbasy. I nas zaprowadzo i chyba też te wielkie ropuchy bedo trzymać z dala. Chyba, ni wim do końca.
-
Pokiwał głową, mniej więcej rozumiejąc to, o czym mówił szaman. To, że Ronk nie wiedział do końca, czy duchy będą trzymały ropuchy z dala od Goblinów, czy nie, tworzyło niewielką niepewność u Mormoga, ale najlepiej będzie zaufać w to, co mówił szaman.
- Yhym. Zaraz idziem szukać innych Gobasów, a potem im pomożem. -
Pokiwał głową i odszedł, bo nie miał już nic do dodania. Twoi wojownicy wciąż niepewnie czekali na rozkazy, przypatrując się duchom z nieufnością.
-
Dosiadł więc swojego wierzchowca, a następnie zwrócił się ku swoim wojownikom.
- Ruszamy szukać Gobasów! Duchy majo nas do nich zaprowadzić. - rzekł do swoich podwładnych. Gdy cała banda wojowników była przygotowana do drogi, Mormog dał sygnał do wymarszu. -
Jeśli oczekiwałeś, że teraz wszystko pójdzie z górki, to byłeś w błędzie, choć na pewno poszło sprawniej, niż gdybyście nie mieli pomocy duchów. Błądziliście po bagnach dobre trzy dni, ale gdyby nie duchy, zajęłoby wam to tygodnie lub lepiej. No i podczas podróży z tymi świecącymi stworkami nic was nie napadło. Trzeciego dnia wędrówki duchy nagle zniknęły, zostawiając was na środku bagna. Wietrzyłeś w tym postęp, a w twoich szeregach niemalże zaczęła się panika, gdy z mgły zaczęły wyłaniać się małe tratwy, na każdej siedziało kilka Goblinów. Zależnie od tego, jak duże były, jeden lub dwóch wiosłowało, a pozostali dzierżyli włócznie, łuki i oszczepy, którymi w was celowali. Wszystkie bez wyjątku były proste i prymitywne, ale swoje zadanie spełniały.
- No to znaleźlim. - skwitował Ronk na widok Goblinów, mając zapewne świadomość, że odnalezienie ich to jedno, musicie jeszcze zdobyć ich zaufanie i tak dalej. -
Pokiwał głową, a następnie zszedł z Warghana. Zdobycie zaufania Goblinów może się okazać ciężkim zadaniem, lecz przynajmniej o tyle dobrym jest to, że najemnikom udało się je znaleźć. Być może w pryszłości uda im się znaleźć jeszcze więcej Goblinów w okolicy Przeklętych Bagien, ale nie był to czas na przemyślenia. Mormog zdecydował się podejść kilka kroków bliżej Goblinów na tratwach, unosząc przy okazji dłoń w geście dyplomatycznym.
- Upuśćta broń, Gobasy. My przyszlim Wam pomóc. Przecież napierdalacie się z karłowatymi kurwami, a jakiekolwiek wsparcie Wam sie przyda, ni? - odparł do Goblinów na tratwach. -
Nie opuścili, ale widocznie nieco im ulżyło, od początku nie byli też zbyt bojowo nastawieni. Oczekiwali jednak, aż powiesz coś więcej.
-
Podrapał się przez chwilę po podbródku w celu zastanowienia się, co można “zaoferować” Goblinom.
- Wytępim jak najwięcej ropuchów, ile możem, a przy okazji spróbujem Wam skołować lepszy ekwipunek. -
- Ropuchy dobre. - odparł jeden z Goblinów. - Zżerajo tych, co tu wlezo, to my mamy spokój. Ale szefy bedo chciały z wami gadać. Macie tu czekać, ni?
Po tych słowach jego tratwa odpłynęła, ale pozostałe zostały w miejscach. Dopiero po jakiejś godzinie zrozumiałeś, czemu musieliście czekać: Goblin sprowadził kolejne tratwy, kilkanaście łódek złączonych w jedno. Trzy takie wielkie łodzie były w stanie przewieźć was wszystkich i wasze wilki do szefów, gdziekolwiek są, ale sporo wskazuje, że będziecie kierować się na sam środek bagna, gdzie nie ma już suchego lądu i gdzie nie dostalibyście się pieszo, a płynięcie wpław mogłoby skończyć się w przepastnej gardzieli któregoś z wielkich płazów. -
- Wsiadać na łódki. - odparł krótko do swoich najemników, a następnie wszedł na najbliższą łódkę.
-
Wsiedli, choć niechętnie. Nie żeby nie ufali Goblinom, choć może trochę nie ufali, bardziej niepokoiły ich tratwy, które nie wyglądały na wytrzymałe, a nikt nie miał ochoty na przymusową kąpiel w bagnie z ropuchami. Niemniej, płynęliście już jakiś czas i nic się nie wydarzyło.
//Jeśli chcesz pogadać z Goblinami to śmiało, jeśli nie to napisz, że czekał czy coś i w następnym poście docieramy na miejsce.// -
Czekał więc na moment, kiedy tratwy dopłyną na miejsce spotkania. W międzyczasie obserwował, czy w pobliżu nie ma żadnych ropuch.
-
Były, doskonale je widziałeś, ale jedynie śledziły was wyłupiastymi ślepiami, przezornie trzymając się poza zasięgiem łuków, oszczepów i długich dzid, nie mając ochoty na atak. Dzięki temu bez przeszkód dopłynęliście do kryjówki Goblinów. Mogłeś tylko zastanawiać się ile czasu, pracy i trudu im to zajęło, musieli bowiem transportować drewno z lasu na skraju bagien, co nie było wcale proste i przyjemne. Tak czy siak, widocznie wykorzystali swoje rzemieślnicze zdolności, budując wielkie, drewniany fort. Właściwie można mówić o kilku fortach, ponieważ Goblinów było za dużo, aby pomieściły się w zabudowaniach na jednej wyspie, więc mostami połączono ją z innymi, gdzie ustawiono kolejne chaty, mury, palisady i wieże. Konstrukcja nie tylko imponująca, ale przez swoje położenie niemalże nie do zdobycia, tak przez ukrycie w centrum bagien, jak i to, że będąc pięćdziesiąt metrów od niej, wciąż nie widziałeś fortu, który otaczała gęsta mgła.
//Zmiana tematu. Założę nowy, z tym fortem, i zacznę ci tam.//