Leśny Trakt
-
- Mamy ich śledzić? Albo spróbować wyprzedzić i zorganizować zasadzkę? - zapytał Agroks, wskazując ruchem głowy w kierunku, w którym udał się szlachcic, kobieta i ich świty.
-
Jednak z drugiej strony, jak mogli w ogóle podejmować walkę z takim wrogiem, jakim był Gideon, bez stosowania niemoralnych czynów? Przecież w tym tempie nigdy nie zdobędą sojuszników, sił, funduszy by go obalić… A teraz stała przed nią szansa! Nie wykorzystanie jej było by… równym złem. Zaprzepaszczenie przedłużyłoby wszystko, rozlało niepotrzebną, niewinną krew… A jak ona, przyszła dziedziczka tych ziem, miałaby do tego dopuścić?
— …Zasadzka to doskonały pomysł. — Odpowiedziała, jakby z trudem. — Tylko musimy pochwycić Emilidę i tego szlachcica żywymi. Oboje muszą przeżyć, ich świta może zginąć. Ale Argoksie. — Spojrzała na wojownika. — Emilida nie może Cię rozpoznać. -
Towarzyszący ci ludzie i Elfy pokiwali głowami, naradzając się cicho między sobą.
- Jeden z nas odprowadzi cię do obozu i wezwie stamtąd pomoc, my tymczasem pójdziemy za nimi. - powiedział Agroks po tej krótkiej naradzie. - Nie chcemy narażać niepotrzebnie twojego życia, pani. Zajmę się wszystkim i zadbam o to, aby się nam udało. -
Odpowiedziała, po kilkusekundowym namyśle.
— Niech tak będzie, tylko pamiętaj, szlachcic i Emilida muszą być żywi i możliwie nie skrzywdzeni. Jeżeli wszystko pójdzie po mojej myśli… To znacznie posuniemy się do przodu. -
Skłonił głowę.
- Będzie, jak sobie życzysz.
Po tych słowach machnął ręką i pobiegł w kierunku lasu, a za nim niemalże wszyscy z twoich dotychczasowych towarzyszy. Został z tobą tylko jeden z Elfów, czekając z szmatkami i linami, aby zwyczajowo skrępować cię przed wyruszeniem w drogę powrotną. -
— Czy to na pewno dobry pomysł? — Zapytała, patrząc na liny i szmatki. — Idziemy tylko w dwójkę. Oślepiona i związana, gdyby coś się stało, byłabym bardzo łatwym celem.
-
- A co ma się stać? Ochronię cię, w tym lesie nic nam przecież nie grozi. Zresztą, tak rozkazuje Gelu.
-
— W takim razie chodźmy. — Odpowiedziała. — …A z Gelu rozmówię się sama. — Dodała już ciszej, mrucząc pod nosem.
-
//Czyli zgodziła się na więzy i całą resztę w drodze powrotnej?//
-
// I guess. Środek lasu to nie hipermarket, żeby robić fochy. No i strażnik lasu jest Killroyowi barana winny, z Gelu będę się kłócić. //
-
Po tradycyjnym już chyba skrępowaniu na czas wędrówki znów skierowaliście się do obozu Leśnej Straży. Wbrew twoim obawom nie napotkaliście po drodze nic niebezpiecznego, więc od razu po przekroczeniu bramy obozowiska Elf pozbawił cię opaski, knebla i więzów, odchodząc do swoich spraw. Lub prosto do Gelu, aby złożyć mu raport.
-
Jeżeli rzeczywiście udał się do Gelu, to Densissma szła w tym samym kierunku. Choć nie wiedziała jak przebiegnie ta rozmowa, nie chciała zwlekać z nią; musiała skonfrontować się z dowódcą Straży sama, gdy nawet Argoks jest daleko.
-
Elf zniknął w jednym z namiotów, którego pilnowało dwóch wartowników. Nie miałaś szans wejść tam za nim, bo tamci skrzyżowali włócznie, postępując kilka kroków naprzód, abyś nie mogła też podsłuchiwać rozmowy długouchego i Gelu. Dopiero po kilku minutach tamten wyszedł, a wartownicy odsunęli się na tyle, abyś mogła wejść do środka i porozmawiać z liderem Leśnej Straży.
-
Od razu weszła do namiotu, starając się nie zwracać uwagi na strażników, a tym bardziej powstrzymując się od posłania im wymownych spojrzeń.
-
Nie patrzyli bezpośrednio na ciebie, ale przed siebie, choć czułaś, że mimo to mieli cię na oku, w razie gdybyś spróbowała czegoś głupiego. Nie żeby cię o coś podejrzewali, taka ich praca i za tę czujność należałaby im się nawet w jakimś stopniu pochwała.
Wewnątrz nie było wiele mebli, nie było ich właściwie wcale, za kufry i szafki służyły tobołki i juki, a za łóżko rozłożony na nieheblowanych deskach barłóg złożony ze skór i futer. Dopiero po chwili dostrzegłaś w kącie kilka pniaków robiących za krzesła oraz zbity z ledwo co obrobionych desek stolik. Właśnie tam siedział Gelu, wyraźnie nad czymś zamyślony, ale gdy tylko weszłaś do środka, wstał i zrobił kilka kroków w twoim kierunku, nie odzywając się jednak jako pierwszy. -
— Gelu. — Stanęła w miejscu, patrząc na elfa. Myślała o tym już wcześniej, i teraz była gotowa zacząć to, do czego przygotowywała się w drodze. Mimowolnie, wyczuwając nadchodzący stres, jej pięści zacisnęły się. — Musimy poważnie porozmawiać
-
Skinął głową i wskazał ci na jedno z wolnych siedzeń, oczekując na to, co masz mu do powiedzenia.
-
Zasiadła na wolnym miejscu, jednak minęło kilka sekund, nim wypowiedziała to, co w tym czasie zdążyła już parukrotnie przemyśleć na wszelkie możliwe sposoby, a przynajmniej tak jej się wydawało.
— Chcę być traktowana jak sojusznik, nie jak zakładnik. — W końcu wydusiła z siebie. -
Na te słowa wstał i powoli spacerował po namiocie, stawiając kilka kroków, zawracając i powtarzając proces, nie miał bowiem wiele miejsce na dłuższą wędrówkę.
- Co przez to rozumiesz? - zapytał w końcu. -
Odetchnęła głęboko.
— Nie ufasz mi. Twoi wojownicy nie ufają mi. Za każdym wejściem i wyjściem muszę być oślepiana i krępowana, tak jakby spodziewano się po mnie, że będę skora do wydania nas Gideonowi, pomimo tego, że jestem mu tak samo wroga jak i ty. Gelu, zrozum mnie. — Przeniosła uprzednio pozbawione celu spojrzenie na elfa. — Jak mogę Ci zaufać, jeżeli ty za nic nie ufasz mi?