Fort na Przeklętych Bagnach
-
Stopa:
Im bliżej, tym wrażenie, jakie wywarł na tobie fort było mniejsze. Miałeś świadomość, jak kruchy jest, jak łatwy do zdobycia. A jednocześnie rozumiałeś, że bagna wokół to jego najlepsza ochrona, dzięki którym zapewne wszystkie zgromadzone tu Gobliny żyją. Tratwy dobiły do brzegu, pozwalając zejść wam wreszcie na suchy ląd, a ci, którzy nimi płynęli, otoczyli was, gotowi zaatakować przy choć jednym fałszywym ruchu. Nie trwało to jednak długo, bo kilku weszło do fortu i wróciło z niego, nim minął kwadrans.
- Szefy chcą z wami gadać. - rzucił jeden z nich. - Idzie wasz szefo i jeszcze dwóch innych. Reszta siedzi tu. -
Spojrzał więc na Ronka i któregoś z najlepszych wojowników w swojej bandzie, dając im jednocześnie do zrozumienia, że będą wraz z nim szli na spotkanie z przywódcami Goblinów-Rebeliantów. Następnie poczekał na strażników, aby ci zaprowadzili Mormoga i jego towarzyszy na miejsce spotkania z szefami.
-
Pozostali zostali niechętnie, nieufnie patrząc tak na wartowników, jak i bagna wokół nich, rojące się od dzikich bestii.
Strażnicy otoczyli was i poprowadzili do fortu, który do najwspanialszych osiągnięć architektury nie należał, większość chat zbudowano z torfu, gliny i drewna, w pełni drewniane były nieliczne budynki, a was prowadzono właśnie do jednego z nich, mającego kształt długiego domu. Wejścia pilnowały dwa Gobliny, ich widok budził w tobie mieszaninę zaskoczenia i rozbawienia, ponieważ na proste i brudne łachy mieli narzucone przednie kolczugi, elementy pancerza, hełmy, a wspierali się o tarcze i topory. Bez dwóch zdań był to oręż Krasnoludów, który odebrały im ze zbrojowni podczas powstania lub zabitym wrogom. W środku zastałeś jeszcze dwa lub trzy tuziny podobnych wojowników, ci mieli już jednak też młoty lub dwuręczne topory czy obuchy, także krasnoludzkiej produkcji. Poza nimi, na drewnianej platformie, zasiadało sześciu Goblinów, zapewne szefów. Nie różnili się wiele jeden od drugiego, to raczej typowe kaprawe mordy, które jakoś wybiły się na powstaniu i przewodziły tej zgrai, ale fakt faktem, że to oni tu rządzili. -
Skrzyżował więc ręce i spojrzał się na Goblinów, którzy najprawdopodobniej byli hersztami.
- My przyszlim gadać w kwestii współpracy. W czym możem Wam pomóc? - zapytał się, powoli przygotowując się na negocjacje z Goblińskimi Rebeliantami. -
- A kim wy jesteśta, hę? - zapytał jeden z nich skrzekliwym głosem. - My nie mieć kumpli. Krasnale, Orki, ludzie, Wampiry, Elfy, oni nas nie lubio.
- Ale oni Gobbasy przecie. - odparł inny.
- Gobbasy ta, ale chuj wie, skond ich przywiało albo dla kogo robio. -
- My słyszelim o tym waszym buncie przeciwko brodatym kurwom, to zdecydowalim sie wyruszyć na bagna, aby wam pomóc. - odpowiedział jednemu z hersztów, ukrywając fakt, że są na usługach Cesarstwa Kar’koo.
-
- Ta? A skond słyszelim, co? Te ze dwa ksienżyce temu było. Tak szybko siem żescie dowiedzieli tam na stepach o nas?
-
- Nooo, kurwa, podróżowało sie tu i tam, to żem słyszeli o buncie. - odpowiedział wymijająco, choć prędzej czy później hersztowie zmuszą go do wyjawienia dokładnego źródła, skąd pochodzą informacje o buncie.
-
- A od kogo słyszelim? - zaskrzeczał inny Goblin podejrzliwie, dość szybko zmieniając twoje przewidywania w rzeczywistość.
-
- Eh, widze, że nie obedzie sie bez wyjawienia, skond mam te informacje. Cesarzyki z Kar’koo gadali o całym tym buncie, to wyruszylim na bagna, aby pomóc krewniakom.
-
Szeptem naradzali się przez dobry kwadrans, momentami dość burzliwie, wymachując rękoma, przeklinając czy okładając się niekiedy pięściami. W końcu jednak podjęli decyzję.
- Idź no pogadać z Dużym Szefo. - powiedział jeden z Goblinów, wskazując palcami na boczne drzwi, których nie zauważyłeś wcześniej. - Sam. -
- Zostańta tutaj, chłopcy. I póki oni nie zacznom mordobicia, nie atakujta. - szepnął do swoich towarzyszy, a następnie udał się do pomieszczenia, w którym miał znajdować się Duży Szefo.
-
Twoje rady były raczej mało przydatne, bo gdyby miało dojść do konfrontacji, to niewiele mogliby zdziałać, niemniej pewnie spróbują trzymać nerwy na wodzy. Co do ciebie, to znalazłeś się w pomieszczeniu, które nie pasowało zupełnie do wystroju wielkiej sali, w której znajdowałeś się chwilę wcześniej: pomieszczenie było małe, przytulne, z klepiskiem, były tam nawet prymitywne łóżko zasłane skórami i słomą, solidne palenisko i nieco skleconych na szybko mebli. I był też on, gobliński watażka, Duża Szef Goblinów. Większy i na oko lepiej zbudowany od reszty, od stóp do głów ubrany w krasnoludzką zbroję, z dwoma toporami i sztyletem. Gębę miał paskudną, poznaczoną bliznami i ogniem. Najwięcej uwagi przykuwały jednak brody i skalpy zdobiące jego pancerz oraz czaszki, również należące do Krasnoludów.
-
- Więc to ty jesteś Duża Szef Goblinów, ni? Twoje przydupasy kazały mi z tobom pogadać. - odrzekł do goblińskiego watażki.
-
Zmierzył cię krzywym i pogardliwym spojrzeniem, jakby w ciągu kilku sekund dowiadując się o tobie wszystkiego i wyrabiając sobie o tobie pełną opinię.
- Ta. Nie widać? - zapytał i podszedł bliżej. - Zabiłżem wiencyj brodaczy niż ktokolwiek inny, ja żem szedł pierwszy do wyjścia, ścinał łby, a potem żem siem ostatni wycofał, jak już inni wyleźli. Także no ta, ja jestem Duża Szef. A ty kto? -
- Mormog Głowociach. Ja i moja banda gobasów przybylim, aby wesprzeć wasz bunt przeciwko brodatym kurwom.
-
- Przybylim, to widzem, że żeś przybył. A ile chopa masz ze sobom, hę? I jak już żeś przylazł, to co byś żeś chciał w zamian?
-
- Trzydziestu siedmiu chłopa, w tym szaman. Na ten moment wystarczy mi wpierdol krasnalom, a jeśli bede chciał coś więcej, to omówim te kwestie.
-
Świdrował cię wzrokiem dobrą chwilę, a wyraz jego twarzy w ogóle nie zmienił się przez ten czas.
- Wracaj no, jak siem namyślem, to powiem, co z wami bendzie. - powiedział w końcu. -
- Yhym. - odpowiedział, kiwając do tego głową, a następnie wyszedł z pomieszczenia i powrócił do swoich towarzyszy.