Miasto Ur
-
-Jak myślisz, która roślina jest najpiękniejsza w tym ogrodzie?
-
- Athel Warinst, bez dwóch zdań. Teraz to ledwie sadzonka, ale gdy wyrośnie, będzie równie piękne, jak te Królewskie Drzewa, które rosną w Verden. Jego kora jest gładka i pomaga leczyć wszelkie dolegliwości, a liście o barwie złota lub srebra mogą cofnąć człowieka znad granicy śmierci. Mówi się, że jego soki pozwalają nienaturalnie przedłużyć życie, ale nigdy żaden Elf nie zranił drzewa, aby je zdobyć i się o tym przekonać. Mówi się, że kiedyś całe puszcze tych drzew porastały świat. Po wojnie między bogami się to zmieniło, choć w sercach największych puszcz zamieszkanych przez Elfy wciąż rosną. Podobno dopóki choć jedno takie drzewo rośnie, wciąż istnieje nadzieja dla Elfów, nieważne w jak złym położeniu by byli.
-
-Chciałabym już zobaczyć to drzewo w pełnej okazałości. Myślisz, że będzie równie piękne jak te z elfich lasów?
-
- Potrzeba jeszcze wiele lat, aby uzyskać odpowiedź na to pytanie, ale myślę, że tak.
-
-Niestety czasu nie można pominąć złotem… - Uśmiechnęła się lekko.
-
- Co nie znaczy, że niektórzy nie próbowali. - mruknął pod nosem i po chwili milczenia dodał: - Wybacz, pani, ale muszę już wracać do moich obowiązków. Mam nadzieję, że zaszczycisz mnie jeszcze kiedyś rozmową.
Po tych słowach oddalił się, wracając zapewne do pracy. -
Skoro nie miała już z kim rozmawiać, to poszła poszukać Zimtarry.
-
Z tego co powiedzieli ci zagadnięci sługusi, bo sama nie mogłaś go znaleźć i potrzebowałaś pomocy, to miał obecnie ważne spotkanie i nie życzy sobie, aby ktokolwiek mu przeszkadzał.
-
Skoro tak chciał, to poszła rozjerzeć się po pałacu i w ten sposób zabić czas.
-
Minęło tak kilka godzin, aż w końcu podbiegł do ciebie jakiś sługa, który powiedział, że Zimtarra może cię w końcu przyjąć.
-
Poszła więc czym prędzej do Zimtarry.
-
Czekał na ciebie w wielkim salonie, z kieliszkiem jakiegoś bursztynowego trunku w dłoni.
- Witaj. Wybacz, że musiałaś czekać, ale byłem naprawdę zajęty. O czym chciałaś ze mną pomówić? -
-Chciałam cię po prostu zobaczyć. - Podeszła do Zimtarry i złapała go za dłoń. - Czułam się trochę samotna bez ciebie…
-
Odwzajemnił uścisk.
- Niestety, ale przez jakiś czas musi to wyglądać. Mam nadzieję, że skończymy to prędzej niż później. -
-Może poszlibyśmy na jakiś spacer? - Zapytała spoglądając w jego oczy. - Chyba, że nie masz czasu…
-
- Wyjście poza mury tego pałacu stało się ostatnio groźniejsze niż kiedykolwiek, ale jeśli spacer po ogrodzie cię satysfakcjonuje, to chętnie.
-
Vader:
-
A co byś niby chciał robić, cudzoziemcze? - zapytał, unosząc lekko brew, widocznie niezbyt przekonany co do tego, że poradzisz sobie doskonale bez wzroku.
-
Co ty pierdolisz, do chuja pana Lorda Ur?
Ozel “Ślepiec” Golton
-- Raczej to samo, co większość tutejszych najemników.Drumen “Ogórek” al-Malik
-- Osoba, która chce zabić pracodawcę w tej chwili znajduje się w tym pokoju. -
-
-Wolałabym gdzieś wyjść, ale jeśli tak mówisz, to taki spacer mi wystarczy.
-
Vader:
Uśmiechnął się pod nosem, ale nie wyśmiał cię, a zaledwie lekko wzruszył ramionami.
- Szukaj pracy na targu niewolników, tamtejszym kupcom zawsze brakuje chętnych do pilnowania i pozyskiwania towaru.- No to dawaj, powiedz no, który to. - mruknął kpiąco, choć cofnął się dyskretnie pod ścianę, aby nikt nie mógł zadać mu ciosu w plecy.
Taczka:
- Obiecuję, że gdy tylko się to zmieni, pokażę ci Ur o jakim nigdy nie śniłaś. - dodał z błyskiem w oku i podał ci rękę, kierując się w stronę ogrodów. -
Ozel “Ślepiec” Golton
Oczami wyobraźni widział siebie, jak zajmuje się wyłapywaniem biednych dusz i doprowadzaniem ich na targ, gdzie zostaną sprzedani. Z drugiej jednak strony, może tam znajdzie kogoś, kto zaoferuje mu lepszą pracę. Pokiwał więc głową barmanowi.
-- Zapewne więc tam też zajrzę, jak skończę jeść. Dziękuję za informacje.Drumen “Ogórek” al-Malik
-- Miałem trochę czasu, także swoje spostrzeżenia, wraz z odpowiedzią, spisałem. – Mówiąc to sięgnął do swojej torby, z której to też wyciągnął przed najemników tamtego żebraka, którego wówczas porwał, żeby zobaczyć, czy można ukryć się w plecaku bez dna. – Taktyczny bezdomny! – zawołał, wyciągając go. Nie wierzył jednak, nawet o drobinę, że bezdomny będzie wystarczająco taktycznym rozegraniem, dlatego też, licząc na moment szoku wśród nowych przeciwników, rzucił w dwóch z nich nożami do rzucania.