Stary Trakt
-
Fakt, że nie zostało sprecyzowane to, na kogo należy czekać, poniekąd niepokoił Mormoga, patrząc na to, że nie jest wiadome to, kogo należy atakować. Jednak nie można siedzieć bezczynnie w obozie i zastanawiać się, kiedy uda się w końcu znaleźć kogoś bądź coś, na co mają czekać. Głowociach zdecydował się więc ruszyć z następnymi czujkami, a w międzyczasie posłał również jednego ze swoich Goblinów do Alryne, aby złożyć raport Cesarskim.
-
Nie było jasnych instrukcji, bo i takich nie potrzebowaliście: każdy, kto miał broń, prowiant, narzędzia, materiały budowlane czy informacje był odpowiednim celem, o ile dacie radę tego kogoś pokonać i odebrać mu te dobra. Gobliny z fortu zauważyły zniknięcie jednego z twoich ludzi i jego wilka, ale nic sobie z tego nie robiły, same też czasem znikały, więc chyba nic nie podejrzewały. Chyba.
- Szefo! - usłyszałeś wołanie, które powtórzyło się kilka razy. Po chwili zatrzymał się przed tobą jeden z wilczych jeźdźców. - Szefo, chopy mówio, że jedzie ktoś! Sam. Odkąd tu siedzim, to nikt sam nie jeździł, to chyba siem zasadzim na niego? -
- Pierdolisz? - zapytał zaskoczony swojego podwładnego, lecz po chwili zorientował się, że mógł to być ktoś, na kogo herszt kazał czekać. Albo i nie. - Dobra, prowadźta mnie tam. Musim go wzionć żywego, bo może jego Gobasy z fortu szukajo. Zdechlak z oczywistych powodów nam sie nie przyda.
Po tych słowach, Mormog wziął swoją broń i dosiadł Warghana, a następnie wziął ze sobą kilku wilczych jeźdźców. Gdy to zrobił, nakazał bandzie ruszyć za wilczym jeźdźcem, który odnalazł kogoś. -
Większość twoich ludzi leżała skryta w zaroślach wzdłuż drogi, ich wilki czekały nieopodal aby pognać za ofiarą samotnie bądź z jeźdźcem na grzbiecie. Ty miałeś do dyspozycji najlepszą kryjówkę, bo znajdującą się na małym wzniesieniu, z którego miałeś o wiele lepszy widok na okolicę i sytuację niż inni. I rzeczywiście, zauważyłeś jakiegoś jeźdźca powoli sunącego ku wam traktem. Minie jeszcze kilka chwil nim będziecie mogli go zaatakować, więc możesz przekazać jeszcze rozkazy swoim Goblinom, dzięki temu, że czają się dość blisko siebie, twoje słowa dotrą po chwili do każdego z nich.
-
Przyjrzał się bliżej jeźdźcowi, wyciągając w międzyczasie łuk i jedną ze strzał z kołczana.
- Dobra, chłopcy, gdy ten chłystek wywali sie z wierzchowca, spróbujcie go pochwycić jak najszybciej. I jak mówiłem wcześniej - chcę go mieć żywego. Z martwego jeźdźca niczego sie nie dowim, jeśli nie bedzie tam dokumentów czy tego typu pierdół. - przekazał rozkazy swoim Goblinom. -
Przekazywane ustnie rozkazy cichły coraz bardziej, gdy docierały do kolejnych Goblinów. Pozostaje ci liczyć, że niczego nie pokręcono po drodze, bo wtedy cały plan może trafić szlag…
Jeździec w końcu się zbliżył. Nie sprawiał wrażenia, jakby mu się spieszyło, wręcz zachęcał do napadu powolnym krokiem swego wierzchowca. Musiał być kimś, bo choć całe życie dosiadałeś tylko wilków i Wargów, to jednak potrafiłeś rozpoznać dobrego konia, tego zaś nie powstydziliby się najmożniejsi rycerze i szlachcice Cesarstwa: był wielki, gołym okiem można było poznać, że silny i wytrzymały, nawykły do długich i szybkich biegów. Jedynie jego oczy, krwistoczerwone, niepokoiły cię, bo nigdy nie widziałeś takich u konia. Może to jakaś lokalna odmiana? Albo sprawka Wampirów?
Jeździec odziany był w długi, ciężki, czarny płaszcz z kapturem, równie ciemny jak sierść jego wierzchowca. Osłaniał on postać niemal całkowicie, zwłaszcza, że nasunął kaptur głęboko na głowę i siedział lekko pochylony. Spod płaszcza wystawały jedynie odziane w pancerne rękawice dłonie, które trzymały końskie wodze, a także stopy w strzemionach, także w jakichś pancernych butach czy też ochraniaczach o ostrym czubku.
- Zimno. - szepnął siedzący obok ciebie Goblin, ten sam, który powiadomił cię o jeźdźcu. Rzeczywiście, może nie były to jeszcze letnie upały, tak jednak nie narzekałeś na zimno do tej pory, teraz zaś coś się zmieniło i temperatura spadła gwałtownie. -
- Ta, nagle stało sie zimno. Magia czy ki chuj? - odparł nieco zdenerwowany tym, co się dzieje. W dodatku niepokoił go fakt, że zauważył u jeźdźca elementy zbroi, co mogłoby oznaczać, że ten jest odziany w pełną zbroję. No i jeszcze ten koń z krwistoczerwonymi oczyma… Czy właśnie natknęli się na Wampira?
- Nie podoba mi się to, chłopcy. Ale niestety musim obserwować sytuację, bo ni wim, czy mamy do czynienia z Wampirem, czy jakimś magiem w płytówce. Może sie okaże, że te Gobasy z fortu z nim współpracujo. - zwrócił się do swoich wojaków po chwili. Choć mógłby zarządzić atak na jeźdźca, straty mogłyby okazać się wysokie, patrząc na to, że jeździec jest potencjalnym magiem bądź co gorsza Wampirem. -
Nie niepokojony, jechał traktem dalej. Zatrzymał się dopiero po chwili, w centrum waszych linii, jakby zapraszając was do ataku, co było bez sensu, bo przecież nic o was nie wiedział… Prawda? Rozejrzał się krótkimi ruchami głowy, które wyglądały bardziej, jakby czemuś zaprzeczał, a ty wciąż nie mogłeś dostrzec jego twarzy. Po chwili znów ruszył w drogę i teraz masz ostatnią szansę, aby go zaatakować, chyba że pozwolisz mu przejść i zaczekasz na kogoś innego.
-
No cóż, pora więc zaryzykować. Głowociach zdecydował się strzelić z łuku w konia, na którym jeździła tajemnicza postać, a jeśli ta spadła, Głowociach dał sygnał swoim wojakom do ataku, samemu ruszając na Wargu w celu pochwycenia jeźdźca.
-
Trafione w bok zwierzę stanęło dęba, zrzucając jeźdźca. Nie zabiłeś w ten sposób konia, ale rana sprawiła, że ten zerwał się po tym do biegu, pozostawiając swojego jeźdźca samego. Ten podniósł się zaskakująco szybko, wyciągając spod płaszcza długi miecz, który chwycił oburącz. Na ten widok część Goblinów zatrzymała się, ale w końcu przewaga liczebna dodała im sił, toteż rzucili się do ataku. A jeździec, kimkolwiek był, radził sobie zaskakująco dobrze. Rzeczywiście musiał mieć na sobie jakiś pancerz, bo ciosy twoich wojaków zdawały się nie robić mu żadnej widocznej krzywdy, on zaś z krzywdzeniem Goblinów nie miał problemu, kilku raniąc ciosami pancernych rękawic i butów, a dwóm zdejmując głowy z barków. Czarę goryczy przerwało jednak coś innego: jeden z Goblinów zaatakował go od tyłu, z okrzykiem na ustach i bronią wzniesioną do ataku. Jeździec odwrócił się ku niemu błyskawicznie, wyciągnął ku niemu dłoń, w której nie dzierżył miecza, a ten posłusznie się zatrzymał. Twoi wojownicy patrzyli z coraz większym przestrachem na to, jak ich kompan cierpi katusze, nie mogąc się nawet ruszyć, nie mogąc zrobić nic, aby to przerwać. Nie wiedziałeś, co ten potwór mu robił, ale robił coś bolesnego w środku, kończąc to dosłownie eksplozją małego pokurcza. Od pasa w dół był nietknięty, ręce i głowa się ostały, ale cała reszta zmieniła się w resztki skóry, całą masę krwi i wnętrzności. Widząc to, twoi wojownicy co do jednego uciekli, tylko kilku nie zwiało od razu, zabierając rannych. Jeździec rozejrzał się wokół, ponownie schował miecz pod płaszcz i podjął przerwaną wędrówkę, tym razem pieszo.
-
Nie ma sensu już ścigać jeźdźca, patrząc na to, do czego ten był zdolny, i choć liczył na to, że Gobliny powalczą przez trochę dłuższy czas, tak nawet w razie zwycięstwa grupka wilczych jeźdźców odniosłaby spore straty. Przynajmniej zginęło tylko trzech wojowników… Głowociachowi nie pozostało więc nic innego, jak odnaleźć swoich wojowników i powrócić do obozu.
-
Szczęśliwie nie uciekli daleko, może obawiając się innych niebezpieczeństw, jakie czekają na nich na tych ziemiach, inni wracali na pole bitwy po ucieczce, może dlatego, że było im głupio, że tak postąpili, choć nie ma co się im dziwić. Nie licząc tych trzech trupów nie straciłeś nikogo więcej, a w obozie zajęto się się rannym, którzy powinni nadawać się do walki za kilka dni.
-
Udał się więc na rozmowę z rannymi żołdakami. Chciał się dowiedzieć, czy udało im się przyjrzeć bliżej jeźdźcowi, z którym niedawno walczyli - jest przecież możliwość tego, że jeździec okaże się być jednym z tych przeklętych krwiopijców.
-
Choć mieli go na wyciągnięcie włóczni czy miecza, żaden nie powiedział ci nic interesującego. Wszyscy opowiadali o strachu, który ich ogarnął i przenikliwym zimnie, jakby aura chłodu otaczała to coś. Co ciekawe, nie widzieli też jego twarzy, skrytej pod kapturem, choć żaden nie wspomniał też o błyszczących na czerwono oczach, które były niejako wizytówką Wampirów na równi z kłami i bladą cerą.
-
Teoria o tym, że jeździec jest Wampirem, nie została całkowicie obalona, aczkolwiek Mormogowi nic nie przychodziło do głowy w kwestii alternatyw do tego, kim mógłby być tajemniczy jeździec. Szaman mógłby być w tej sytuacji pomocny - przynajmniej mógłby wywróżyć przyszłość czy inaczej wykorzystać swoje szamanistyczne zdolności do tego, aby pomóc ustalić tożsamość jeźdźca. Mieszaniec zdecydował się udać na spotkanie z Szamanem, by omówić całą tę sprawę.
-
Odkąd tylko opuściliście bagna, ten nie miał wiele do roboty, spędzał większość czasu na próbie przywołania duchów czy innych stworzeń, które jakoś mogłyby pomóc wam w waszej misji, ale póki co bez większych sukcesów.
-
- Ronk, możesz Ty mi pomóc w sprawie? Chopaki mnie wezwali ze względu na to, że znaleźli jakiegoś chujka w pobliżu. Ale siem okazało, że ten chujek to jakiś Mag czy kij wie co, a nie wykluczam tego, że to może być jeden z tych całych krwiopijców - a to ze względu na to, że poczulim zimno chwile po tym, jak znaleźliśmy chopa. Czy Twoja magia mogłaby sie przydać do tego, aby odkryć, kim on jest? - zapytał Szamana, w międzyczasie drapiąc się po głowie.
-
- Jak go żeście nie ubili ani nie zabrali mu czego, to trza bendzie czekać, aż nowy przylezie, bo tera to ja nic nic nie zrobiem. Było od razu wołać, a nie. Ale tera moge duchów popytać, może one by co wiedziały.
-
- To przyzwij duchy i je spytaj. Może one coś wiedzom na ten temat.
-
- Przyjdź no później. - mruknął nieco obrażony, bo jak każdy Szaman brał sobie do serca tak rady duchów, jak i same duchy, szanując je o wiele bardziej niż inne Gobliny.