Dodge City
-
//Jakby co, to jeszcze jeden post z twojej strony i zmiana tematu.//
-
— No i kij. — Westchnął. Nie cierpiał jazdy na koniu, wedle możliwości starał się ograniczać ją do zupełnie niezbędnego minimum. Nie potrafił włazić na koński grzbiet, tak samo schodzić z niego, a dłuższe wycieczki zawsze kończyły się dla niego długotrwałym bólem tyłka. Ale jak trzeba to nie poradzisz, trzeba.
— Ogryzek, idziemy. — Zawołał na psa i wspiął się na konia, którym dotarł do Dodge. Poczekał aż kundel wskoczy na górę i gdy już miał go między nogami, pędem wyruszył w stronę Nadziei. -
//Zmiana tematu, zacznę ci, gdy będziesz na miejscu.//
-
@Kubeł1001 napisał w Dodge City:
Vader:
Jak na kogoś, kto niedługo zawiśnie, koniokrad był dziwnie spokojny, ale nie tobie się nad tym zastanawiać, bo dzięki temu podróż była spokojna, zaoszczędziłeś też nerwów i czasu. Jeśli jego kumple chcieli go odbić, co raczej wątpliwe, skoro sami ci go wydali i pewnie mieli dziesięciu innych, którzy zajmowali się tą robotą, to nie zasadzili się na ciebie po drodze, dzięki czemu spokojnie dotarłeś do samego Dodge, gdzie powinieneś odstawić przestępce i odebrać nagrodę.Jeżeli dobrze pamiętał, powinien go odstawić u szeryfa. I tam właśnie też ruszył, nie chcąc, by z jego winy przedłużało się to jeszcze bardziej.
/// Tak, wiem, 3 miesiące bez odpisów. Jest mi przykro z tego powodu, ale postaram się to naprawić aktywnością. /// -
- Wziąłeś go żywcem? - zapytał Szeryf Denton na wasz widok, widocznie zdziwiony. Wedle zlecenia koniokrad mógłby być równie dobrze martwy, a jeśli nie, to pewnie długo nie pożyje, jak ktoś zemści się na nim po wyjściu na wolność, czy to dawni kompani, czy okradziony ranczer. Mimo to mężczyzna bez słowa wsadził bandytę do celi, zabierając mu wszystko poza ubraniem, co wrzucił do jednej z szaf w swoim biurze. Ze stojącego nieco dalej sejfu wyciągnął mieszek i przeliczył monety.
- Sześć srebrników. Miało być pięć, ale że gość pomagał Krwawej Dłoni to ten jeden potraktuj jako bonus ode mnie. Dałbym ci więcej, ale zakładam, że nie zabrałeś ze sobą ukradzionych koni? -
-- Gdybym je znalazł, to bym je sprowadził – odparł, przerzucając do tyłu głowy myśl, że o tym zapomniał.
-
- Zdarza się i tak. - mruknął, wręczając ci monety. Odebrał też od ciebie więźnia, którego wsadził do jednej z kilku znajdujących się tu cel. - Niedługo ktoś powinien się po niego zjawić. Wiem, że pewnie jedyne, o czym teraz myślisz, to przewalenie wypłaty na alkohol, jedzenie, ciepłą kąpiel, wygodne łóżko i ewentualnie jakieś dziwki, ale dostałem cynk o ciekawej robocie, której nie wystawia się na tablice z innymi. Zainteresowany?
-
-- Zawsze – odpowiedział. – Co to za robota?
-
- Nie wiem za wiele, sam bym chciał. Tak czy siak, musisz pojechać do Szeryfa Browna w Imperium, on zna szczegóły i wypłaci ci nagrodę, gdy się zgodzisz. Mogę powiedzieć tylko tyle, że w kolonii pojawił się jakiś nowy, groźny gang i Hoodoo chce go rozbić zanim zrobi się groźny, i tak mamy już wystarczająco problemów z innymi bandziorami.
-
Pokiwał głową.
-- W takim razie wiem już, gdzie się udać. Później, jak przeżyję i tak pewnie wrócę popracować trochę na korzyść tego miasta.
Odparł, pożegnał się z szeryfem, a następnie odwrócił się na pięcie. Imperium, Szeryf Brown. Im szybciej tym dotrze, tym bardziej na tym skorzysta. -
//Zmiana tematu. Zacznę ci, gdy będziesz na miejscu.//
-
Podróż do Dodge City zajęła Grantowi około trzy dni, lecz szczęśliwie dla niego przebiegła ona bez większych komplikacji. Po przybyciu do Dodge, Grant zdecydował się wpierw sprawdzić tablicę zgłoszeń, nim odwiedzi lokalny saloon bądź biuro Szeryfa. W końcu trzeba powrócić do fachu, który się praktykowało od kilkunastu lat, a na dobry początek można podjąć się któregoś ze zleceń, które zostały wystawione w Dodge City.
-
Rzeczywiście, było w czym przebierać: pewien ranczer żalił się na grupy Ubairgów siejące spustoszenie w stadach jego bydła oraz wśród pachołków i pilnujących wszystkiego rewolwerowców, stąd płacił za każdą głowę tubylca, z zastrzeżeniem, że wypłata pojawi się dopiero wtedy, kiedy ataki ustaną, więc zabicie losowych Ubiargów zapewne by nie pomogło. Idąc dalej, grupa osadników potrzebowała ochrony na szlaku. Z tego, co zrozumiałeś, zakładano nowe miasto gdzieś na Wielkich Równinach, gdzie część ludzi już się osiedliła, a teraz kolejna grupa chciała do nich dołączyć, potrzebni byli im jednak rewolwerowcy, aby ochronić ich przed dzikimi zwierzętami, bandytami i agresywnymi tubylcami. Kolejne zadanie dotyczyło schwytania dezerterów z Armii Oczyszczenia, którzy pałętali się gdzieś po Wielkich Równinach, nie różniąc się niczym od pospolitych bandytów, przy czym oni plamili dodatkowo honor swoich mundurów.
-
Wstępnie odrzucił zlecenie ranczera na Ubairgów, patrząc na swe pozytywne relacje z jednym z plemion, a gdyby rzeczywiście doszło do spotkania między Grantem i członkami plemienia Jedwara, mogłoby być nieciekawie. Zlecenie osadników już bardziej go interesowało, a jeśli wszystko przebiegnie sprawnie, to być może osadnicy odwdzięczą się w przyszłości. Ostatnie ze zleceń było czymś w miarę typowym dla łowcy nagród, ale tym razem Grant postanowił odpuścić sobie tego typu zlecenie. Zamiast tego, zerwał z tablicy ogłoszenie osadników i wyruszył do saloonu w poszukiwaniu owych zleceniodawców.
-
Saloon, jak zwykle, pełen był różnych bywalców i na pierwszy rzut oka byłeś w stanie wyłapać tylko tancerki, kelnerki i prostytutki, pozostali mogli być równie dobrze spluwami do wynajęcia, jak i poganiaczami bydła, koniokradami albo i szukanymi przez ciebie osadnikami.
-
Uznał, że mógłby spróbować dowiedzieć się, czy wśród siedzących przy stołach ludzi znajdują się gdzieś ci osadnicy, których Grant szuka, u barmana. W tym celu, podszedł do kontuaru i poczekał na barmana, aby pokazać mu ogłoszenie wystawione przez osadników.
-- Wiem, że nie jesteś informacją turystyczną dla przejezdnych, ale wiesz może, czy ostatnimi czasy byli u Ciebie ludzie, którzy wystawili to ogłoszenie? - zapytał, jednocześnie kładąc na blacie dziesięć miedziaków. Potrzebował informacji, a zazwyczaj nie otrzymuje się ich za darmo. -
Mężczyzna rzucił okiem na kartkę tylko przelotnie. Spoglądał na nią tak długo, jak dużo czasu zajęło mu zgarnięcie miedziaków z lady, czyli niewiele. Po tym wskazał ci ruchem głowy na jeden ze stolików i wrócił do polerowania kufli.
-
Kiwnął głową w ramach odpowiedzi, po czym udał się do wskazanego przez barmana stolików. Przysiadł się do stolika, jednocześnie kładąc na stole kartkę z ogłoszeniem.
-- Przybyłem w sprawie ogłoszenia. Jestem nim zainteresowany i chciałbym się dowiedzieć nieco więcej informacji na jego temat. -
Czworo siedzących przy stoliku ludzi, trzech mężczyzn i kobieta, popatrzyli najpierw na ciebie, później na siebie, a potem znów na ciebie.
- Tak. - odchrząknął jeden z mężczyzn, przejmując inicjatywę. - A jakie są właściwie twoje… referencje? -
-- Jestem zawodowym łowcą nagród. Zaryzykowałbym wręcz stwierdzenie, że jestem jednym z lepszych rewolwerowców w Oskad. Istnieje niewielka szansa, że spudłuję tego typu bronią. Jeśli trzeba zabić coś z bliższej odległości, ten miecz załatwi sprawę. - odparł, wskazując kciukiem na otrzymaną przez Ubairgów broń. - Wielu dzikusów zginęło po oberwaniu nim. Oprócz tego, dobrze znam się zarówno na tropieniu, jak i na myślistwie.