Miasto Hammer
-
Jonathan Waasi
-- Ty odwrócisz ich uwagę, bym mógł dostać się do środka. Dalej radzę sobie sam. -
- Oby to radzenie nie skończyło się na palu, stosie albo szubienicy. - odparł. - Kiedy zaczynamy?
-
Nana
Nana zawsze chciała zobaczyć miasto Hammer, a po ostatniej walce z olbrzymem potrzebowała chwili spokoju. Podróż minęła jej znacznie spokojniej, gdy mknęła szlakiem, a bezdroża omijała szerokim łukiem. Z reguły nocowała w zajazdach, karczmach, oberżach, tak jej minął czas, aż do dotarła do wielkiego Hammer, o którym tyle słyszała od mistrza.
Dlatego zawitała do bram miasta na swoim wielbłądzie. -
Białe mury i budynki były rzeczywiście tak urokliwe i niespotykane, jak opowiadał ci twój mistrz, nie widziałaś bowiem nic podobnego w żadnym miejscu, do którego zawędrowałaś, a same mury zdawały się lśnić w promieniach słońca.
Przed bramą powitało cię coś do tej pory niespotykanego, bo zamiast zwykłej milicji albo miejskiej straży zastałaś tam dwóch Paladynów Srebrnej Dłoni, zakutych w białe zbroje ze złotymi i srebrnymi malowaniami. Nie nosili hełmu, widziałaś więc twarz dwóch dość przystojnych, młodych ludzi, na których jednak widok twojego wielbłąda nie zrobił większego wrażenia, musieli mieć już gości z Nirgaldu. Ale Golemy na pewno ich zaciekawiły, na tyle, aby oparli dłonie o rękojeści mieczy, które tkwiły póki co w pochwach.
- Witamy w Hammer. - zaczął jeden z mężczyzn, obdarzając cię uśmiechem.
- Imię, nazwisko, miejsce pochodzenia, status społeczny i cel przybycia do miasta. - odparł na to drugi, już o wiele bardziej oschle i służbowo. -
Nana
Widok golemów zawsze budził podejrzliwość. Nie były one wyłącznie domeną alchemii, bo przecież nekromanci też potrafili je tworzyć. Hammer na etapie murów zgadzały się z opowieściami mistrza na temat niespotykanej architektury. Co dopiero będzie za bramami.
Nana zmierzyła strażników spokojnym spojrzeniem, pomimo trzymanie przez nich broni blisko rękojeści. Nie miała się czego obawiać.
- Ahanti Sahrenders, Slovania, uboga szlachta. Jestem podróżującym alchemikiem. - oznajmiła ściągając z głowy kaptur.
- Przybyłam tutaj celem zwiedzenia miasta - powiedziała rzeczowo. -
- Zatem nie masz nic przeciwko, jeśli sprawdzimy, czy nie jesteś pod kontrolą żadnej mrocznej Magii? - zapytał Paladyn, który zadał ci też poprzednie pytania.
-
Nana
- Nie mam nic przeciwko. - odpowiedziała Nana. Domyślała się jedynie, że to może mieć coś wspólnego z magia światła. Przecież z niej są znani paladyni.
-
I rzeczywiście, jeden z nich zdjął pancerną rękawicę i przyłożył ci palec do żył na nadgarstku. Poczułaś przyjemne ciepło, które zaczęło koncentrycznie rozchodzić się po całym organizmie, a gdy przestało, poczułaś, że masz w sobie nieco więcej energii niż wcześniej.
- Wszystko w normie. Witamy w Hammer. - powiedział Paladyn, wraz z kompanem odstępując na bok, aby umożliwić ci wjazd do miasta, -
Ten post został usunięty!
-
Nana
Spodziewała się czegoś bardziej złożonego, ale przy tylu odwiedzających miasto procedura musi być uproszczona. Chyba, że nie sprawdzają każdego tylko alchemików i podejrzanych.
Nana na swoim wiernym wielbłądzie oraz z równie lojalnymi goleniami weszła do miasta. Chwilę podziwiała architekturę, ale szybko skierowała się na targ lub do dzielnicy handlowej, zależy jak leży, co bliżej to lepiej. Tam wypatywała, oprócz uroków miejsca, rydwanu. Zgadza się, potrzebny był jej rydwan. -
Mogło tak być, ale mogło być tak przyjemnie i szybko, bo rzeczywiście nie uprawiałaś żadnej złej Magii, jak Demonologia czy Nekromancja. Kto wie, co by się wtedy stało? Czy to przyjemne ciepło przeszłoby w palący ogień? Chyba lepiej nie wiedzieć.
Hammer nie było nigdy miastem handlowym, kupców i towary z całego świata przyciągały nadbrzeżne metropolie w rodzaju Imalin i Gilgasz. Tutaj oczywiście też był sporych rozmiarów targ, ale korzystającymi z dobrodziejstwa protekcji Paladynów byli głównie okoliczni chłopi, miejscowi rzemieślnicy, górnicy i kamieniarze z okolicy oraz drobni kupcy. Wszyscy oni oferowali wiele towarów na sprzedaż, ale żaden z nich nie miał na stanie rydwanu. Zwłaszcza, że był to archaiczny środek transportu, używany rzadko nawet w twojej odległej, pustynnej ojczyźnie. -
Nana
To było do przewidzenia. Rydwany są archaiczne, ale pewnie są tu doświadczeni kowale i to całkiem sporo. Ci wszyscy paladyni muszą skądś mieć bronie i ludzi od ich konserwacji. Młoda alchemiczka skierowała swojego wielbłąda w kierunku zakładów rzemieślniczych nawigując swój cel podróży wyszukiwaniem szyldów pracowni kowalskich.
-
Najlepsi kowale z pewnością pracowali do Paladynów, ale zakon musiał mieć też własnych rzemieślników, którym nie pozwalał wykonywać zleceń od kogokolwiek innego. Tak czy siak, udało ci się odnaleźć kilka kuźni, w jednej z nich nawet pracował Krasnolud, a to dobrze rokuje, bo rasa ta jest znana w całym Elarid właśnie ze swych zdolności kowalskich i im podobnych.
-
Nana
Zawitała do kuźni krasnoluda i zsiadła z wielbłąda.
- Witaj, dostojny krasnoludzie. - przywitała się w sposób oficjalny i od razu przeszła do rzeczy.
- Potrzebuję rydwanu, nietypowego. Zajmujesz się czymś takim? - zapytała, żeby wiedzieć od razu czy podejmie się stworzenia jakiekolwiek rydwanu, lecz postanowiła sprostować.
- Rozmiar dla dwóch osób, z przodu ma znajdować się zdobienie z metalu przedstawiające łeb sępa, a po boku skrzydła. - podała już więcej szczegółów. -
- A co ten… rydwan? - zapytał, drapiąc się po głowie, gdy wysłuchał twoich słów. - Taki wóz czy co?
-
Nana
Keasnolud poważnie ją zagiął, ale postanowiła mi wytłumaczyć.
- To taki wóz bojowy na dwöch kołach, do którego podczepia się konie… - objaśniła zwięźle. -
- I ma być cały z metalu, ta? - dodał, bo chociaż zrozumiał już, czym jest rydwan, najwidoczniej nie był w stanie zrozumieć idei całkowicie metalowego wozu.
-
- Ma być cały z metalu. To będzie baza pod golema, którego stworzę.- sprecyzowała. - Ile to będzie kosztować?
-
- Ma być cały z metalu. To będzie baza pod golema, którego stworzę.- sprecyzowała. - Ile to będzie kosztować?
-
- Dużo. - odparł od razu i podrapał się po głowie w zamyśleniu. Po chwili dopiero odparł: - Zależy jaki materiał. Jak z żelaza to co najmniej pięćset, jak ze stali to z siedemset.