Karaz-a-Deron
-
Durastor podszedł do kowala z wykwintnym dziełem rzemiosła wojennego i zagadał.
- Potrzebuję dwadzieścia pięć bełtów tych o. - Wskazał na amunicję z hartowanymi grotami i charakterystycznymi rowkami. - Ile to będzie kosztować? -
- Dobry wybór. - skomentował krótko kowal, akurat niezajęty pracą przy kowadle. - To naprawdę dobry wybór, dlatego będzie dwie sztuki złota od jednego bełtu, czyli pięćdziesiąt za wszystko.
-
Wyłożył pięćdziesiąt sztuk złota i rozejrzał się po kuźni.
- Przydałby mi się zapasowy miecz. Coś z gotowych: jednoręczne ostrze, bronią będę siekał demony, więc musi być wytrzymałe, ale z drugiej strony posłuży jako zapasowe, więc zadowolę się tym co masz, bo nie mam za dużo czasu na przebieranie. - Oznajmił kryteria zakupu miecza. -
- Nie robię mieczy. - odparł bez żadnych dodatkowych słów, zgarniając złoto, a w zamian kładąc przed tobą bełty. - Młoty, topory, halabardy, to mam. Mieczy szukaj gdzie indziej.
-
- Wezmę topór. Byle wytrzymały i można nim zarżnąć demony, a powiadam, że w sytuacji życia lub śmierci lepiej mieć przy sobie topór niż nic, bez znaczenia czy umie się nim posługiwać. - Powiedział do krasnoluda czekając na towar.
-
- Jedno ostrze czy dwa? Jednoręczny, długi czy dwuręczny? A może do rzucania?
Pytając, wskazał na swoje wyroby zawieszone na ścianie, których rzeczywiście miał sporo. -
- Jednoręczny, krótki do walki w zwarciu i możesz dołożyć dwa małe do rzucania. - Stanowczo przedstawił kryteria doboru broni.
- Ile będzie za wszystko? -
- Za te do rzucania będzie dziesięć złota za sztukę, za ten normalny trzydzieści. Razem za wszystko będzie znowu pięćdziesiąt złota.
-
- Biorę. - Wyłożył pieniądze na stół Duras i zgarnął dwa topory do rzucania razem ze służącym do walki w zwarciu. Uzbrojony po zęby wyszedł z nowym sprzętem, wsiadł na tygrysicę Artemis i pojechał w miejsce umówionego spotkania.
-
Twoje pojawienie się wzbudziło niemałą sensację wśród trzech tuzinów rekrutów. Nie wyglądali na niedoświadczonych gołowąsów, ale żaden z nich nie jeździł na tygrysie, niewielu pewnie widziało nawet takie zwierzę na oczy, więc trzymali się przezornie z daleka.
-
Poszukał dowódcy wzrokiem.
-
Żaden z Krasnoludów nie wyróżniał się ekwipunkiem, aparycją czy czymkolwiek innym na tle pozostałych, więc najwidoczniej udało ci się wyrobić szybciej, niż myślałeś i dzięki temu masz jeszcze nieco czasu.
//Jak chcesz pogadać z innymi Krasnoludami to śmiało, jak nie, to napisz tylko, że czekał albo coś w tym guście i akcja pójdzie już do przodu.// -
Duras zszedł z tygrysicy, rzucił jej do jedzenia jedną porcję suszonej baraniny i zagadał do krasnoludów.
- Dobry, jestem Durastor Rzeźnik z Lodowego Szczytu. Jak tam nastroje przed wyprawą? -
Patrzyli na ciebie nieco podejrzliwie, bo widzieli gołym okiem, że nie byłeś jednym z nich. Owszem, byłeś Krasnoludem, jak oni, ale nie wyglądałeś jak inni brodacze ze stolicy lub okolic.
- Gdzie jest ten… Lodowy Szczyt? - zapytał jeden z nich, póki co ignorując twoje pytanie. -
Durastor odstawał od tutejszych krasnoludów, ale wcale nie czuł się gorszy z tego powodu. Wręcz przeciwnie, czuł się trochę lepszy jako wychowanek mroźnych i brutalnych szczytów.
- Na północ od stolicy. Dużo tam potworów i strasznie zimno. Oprócz tego dzikie zwierzęta. ale są tam osady, samotne chaty, przytulne jaskinie. Co prawda mieszkanie na szczycie nie jest tym samym, co u korzeni gór, ale też mamy kowali. - opowiedział. -
Pokiwał głową, podobnie jak kilku stojących bliżej, którzy nie zadali pytania, ale też ich to nurtowało.
- I co robisz tutaj? Odkąd przybyły Demony, rzadko kiedy widujemy kogoś z powierzchni, zwłaszcza, gdy upadły nasze ostatnie twierdze tam, na górze. -
- Jak to po co? - Zapytał zdziwiony. - Demony to problem nas wszystkich, a na wojnie łatwo o chwałę i stanie się kimś, o kim bardowie układają ballady! - Oznajmił entuzjastycznie przepełniony pozytywną energią. - Aż mnie ręce swędzą, żeby demonom wpierdol wpuścić!