Wielkie Równiny
-
Bardziej ból, niż obrażenia, bo wciąż byłeś do zabicia, o ile można zabić coś, co już nie żyje, przynajmniej częściowo. Tak czy siak, po kilku chwilach Ubairg rzeczywiście wciągnął cię na górę bez trudu. Gdy rozejrzałeś się wokół, zauważyłeś, czemu: niedaleko, jako tako ukryci przed wzrokiem innych, leżeli dwaj zamordowani strażnicy.
-
Chwycił swój rębak, ale po chwili go odłożył, wziął zwykły sztylet, będzie lepszy do skrytobójstwa. Powinien w teorii owinąc buty szmatami, by nie wydawały odgłosów, ale już jebać. Dał zielonemu znak, “ja na tą wieżyczkę, ty na drugą” wskazując palcami i poderżnięcie gardła na znak tego co dalej zrobią. Najciszej jak mógł przesunął się w kierunku drabiny do swojej wieżyczki. Dałoby radę wejść po niej albo na tyle szybko by nie dać szansy na reakcję albo na tyle cicho by przeciwnik nie zauważył?
-
Ubairg ruszył dalej, widocznie tamte trupy były kiedyś strażnikami na warcie w wieży. Jeśli chodzi o ciche lub niepostrzeżone dotarcie do celu, to jak najbardziej, a przynajmniej tak ci się wydawało, bo w końcu jeśli tamten dzikus potrafił, to czemu ty masz nie podołać?
-
//herszt najmeników to ten sam który nosił znak wizjonerów?//
Poprosił jadącego obok najemnika aby użyczył mu na chwilę swojego konia. Kiedy przesiadł się z wozu, spiął wierzchowca ostrogami aby zrównać się z dowódcą.
- Słuchaj… - zaczął - Naprawdę doceniam że zawsze w nocy dokładanie badasz okolicę, ale myślę że od czasu do czasu mógłby zrobić to ktoś inny. Nie chciałbym abyś padł tu z braku snu. I tak dziwne że dotąd tak dobrze się trzymasz, można by pomyśleć że jesteś nadczłowiekiem. - Uśmiechnął się lekko. - W dodatku… Pewnie wydaje mi się tak bo się na tym nie znam… Ale sądzę że poświęcasz temu trochę zbyt wiele czasu. Prawie tak jakbyś badał każde pojedyncze ziarenko pisaku na tym pustkowiu. - Zażartował, chcąc nadać całemu pytaniu bardziej swobodny i mniej podejrzliwy wydźwięk.
-
//Tak.//
- Bo tak jest. - burknął, biorąc najwidoczniej twoje słowa na poważnie. - Znam tę kolonię jak własną kieszeń, a nawet lepiej. Prerie, lasy, rzeki, jeziora, bagna i wszystko inne. Może miasta są mi już bardziej obce, to fakt, ale bywam tam dużo rzadziej, niż na otwartej przestrzeni. A inni… Znają się na swojej robocie, ale tylko jeśli polega na strzelaniu i skalpowaniu. Ja mam umiejętności, które sprawiają, że jestem najlepszy do wyszukiwania zagrożeń i problemów. -
//Czekaj, ale znak wizjonerów znajduje się na amulecie który nosi dowódca, czy dowódca ma wytatuowany znak na ciele?//
Wzruszył ramionami.
- W każdym razie, nie zaszkodziłoby gdybyś brał kogoś ze sobą do pomocy. Jest też inna sprawa. - Na te słowa spoważniał. - Wnosząc po tym symbolu… - Gestem pokazał że ma na myśli znak wizjonerów na jego ciele. - … mógłbyś się zajmować bardziej świetlanymi zadaniami. Dlaczego więc wybrałeś dowodzenie grupą najemników?
-
//Może faktycznie niejasno wyraziłem się na ten temat w Czatach. Gość ma wisiorek, prawie na pewno tubylczą robotę, ale poza tym też tatuaż przedstawiający znak Wizjonerów.//
- Każdy z nas ma jakiś cel. Ja znalazłem swoje miejsce tutaj, a skoro się przydaję, to po je zmieniać? Zwłaszcza, że jedyne na czym się znam, to rozszarpywanie gardeł, patroszenie i odrywanie kończyn. -
Kyle zmarszczył się nieco na ten słowa. Jak dotąd wszystkie wtajemniczone osoby które spotkał byli ludźmi na poziomie i prezentujący jakąś wartość w głównym celu Wizjonerów czyli odkryciu za pomocą badań substancje lub narząd który pozwala dzikusom na władanie magią. Ten człowiek za to wyglądał na jednego z wielu mięśniaków od brudnej roboty których zatrudniano jednorazowo, a mimo to niezawodnie należał do Wizjonerów. Nie podobało mu się to.
- Z ciekawości spytam - w jaki sposób dowiedziałeś się o tym co naprawdę robimy? -
//“My” w sensie twoja postać i Nathan Nożownik czy “my” w sensie Wizjonerzy?//
-
//W sensie ogół Wizjonerów//
-
- Uratował mnie jeden z waszych, po tym jak poturbowała mnie solidnie pewna bestia. Nie mogłem się po tym pozbierać przez jakiś czas, a potem on znowu się zjawił, tym razem opatrzył nie moje ciało, a duszę i umysł. Pokazał mi wiedzę, o której nie śniłem, pozwolił się opanować, być tym, kim jestem teraz. Może i wydaję ci się prostym zabijaką, ale gwarantuję, że nie ma drugiego takiego z umiejętnościami takimi jak moje.
-
- W porządku. - Odpowiedział ugodowo, ale w duszy wciąż nie w pełni przekonany. - To tyle co chciałem wiedzieć.
Zawrócił konia i z powrotem przesiadł się na wóz z Mivockimi niewolnikami na pokładzie, kontynuując podróż. Siedząc i obserwując wolno przesuwający się pustynny krajobraz, zaczął rozmyślać o problemach w badaniach nad magią, jako że temat ten niedawno poruszył i żeby zająć czymś myśli. Grupa Wizjonerów z którą pracował odkąd przybył na ten kontynent zajmowała się poszukiwaniem teoretycznego pierwiastka w ciałach istot uzdolnionych magicznie, który miał pozwalać im na manipulowanie wszelką materią wokół nich. Roboczo nazywano te substancję Oskadium. Jak na razie kierowano się według dwóch tropów. Pierwszy zakładał że Oskadium znajduje się we krwi dzikusów, dlatego też badania polegały na pobieraniu próbki posoki a następnie filtrowanie jej i rozkładanie na czynniki pierwsze które następnie badano pod mikroskopem i porównywano z krwią ludzką. Nie przyniosło to oczekiwanych rezultatów. Kyle zasugerował że może to wynikać z tego że Oskadium utrzymuje trwałość jedynie w specyficznych warunkach w ciele dzikusów, natomiast kiedy wystawione na działanie czynników zewnętrznych, natychmiast ulega rozkładowi. Od tego czasu próbowano sztucznie zapewnić odpowiednie ciśnienie, wilgotność i temperaturę badanej próbce, ale nadal nie było pewności że to coś da.
Według innej teorii Oskadium było częścią mózgu, która pozwalała stworzeniom na panowanie nad magią. Za potwierdzeniem tej teorii przemawiały zgodne zeznania wielu dzikusów według których dłuższe używanie magii powodowało u nich zmęczenie i ból głowy. Badania nad tym tropem posuwały się jednak jeszcze gorzej. W przeciwieństwie do krwi, którą można było uzyskiwać prawie nieskończenie z jednego obiektu, prawie każde jedna operacja nad mózgiem kończyła się śmiercią dzikusa i powodowała potrzebę zakupu kolejnych. Sam mózg jest w dodatku narządem niezwykle skomplikowanym i ledwo poznanym nawet u ludzi, przez co Wizjonerzy pracujący przy tym projekcie sami nawet nie wiedzieli czego szukają.
W miarę jazdy Kyle raz po raz rozmyślał jak rozwiązać te problemy i czy ewentualne przeszczepienie Oskadium do ludzkiego ciała pozwoliłoby wreszcie ludziom czystej krwi na panowanie nad magią. -
//Masz w planach coś konkretnego czy mogę przewinąć do jakichś większych wydarzeń?//
-
//Nie, możesz przewijać//
-
Cóż, o niewolników spośród tubylczych ras było łatwo, o ludzi nieco trudniej, ale wciąż była to kwestia kilku odpowiednio umotywowanych listów do kogoś wyższego stopniem, kto mógł załatwić ci jakiegoś zbiega, kryminalistę czy nawet prostego mieszkańca rancha, rzecz jasna w imię sprawy i postępów. Ale tym zająć się możesz dopiero, jak wrócisz do siebie.
Tymczasem na prerii zapadła kolejna noc, ale nim się to stało, twoi ochroniarze zadbali o rozbicie obozu, rozpalenie ognia, nakarmienie dzikusów, przygotowanie posiłków. Jak zwykle, lider całej bandy zniknął gdzieś w mroku. I wszystko zapowiadałoby noc taką, jak wszystkie inne, czyli w zasadzie nudną, gdyby nie nagłe wystrzały, które rozerwały mrok nocy. Nim zorientowałeś się, co właściwie się dzieje, dwaj najemnicy leżeli już martwi, a pozostali chaotycznie szukali ucieczki lub strzelali na oślep. -
Wynajął tych najemników właśnie na takie sytuacje więc oczekiwał że sami się tym zajmą. Nie zamierzał ryzykować życia i próbować pomóc im odeprzeć tak. Sam był tym wszystkim przestraszony więc szybko udał się do według niego najbezpieczniejszej w tej chwili kryjówki czyli pod wóz. Wyciągnął swój osobisty rewolwer (jak zawsze załadowany jedynie do połowy gdyż uważał że tylko mordercy i łotry chodzą z pełnym magazynkiem), gotów bronić się w razie absolutnej konieczności.
-
Wymiana ognia przeciągała się jakiś czas, aż w końcu zapanowała cisza. Jednak z tego co mogłeś zobaczyć ze swojej pozycji (a nie mogłeś zobaczyć wiele) to albo wszyscy obrońcy byli martwi, albo uciekli, albo też wygrali i zaczęli gonić atakujących.
-
Zbyt bardzo obawiał się możliwego postrzału w razi opuszczenie kryjówki, więc na razie postanowił nie ruszać się stąd póki nie zobaczy choć jednego najemnika oznaczającego że zagrożenie, czymkolwiek było, na razi minęło lub gdy zmuszą go do tego inne okoliczności.
-
Tamci wciąż kręcili się po obozie i z każdą chwilą nabierałeś przekonania, że twoja obstawa została wybita, a ty znalazłeś się w bardzo nieciekawej sytuacji. Nim jednak zastanowiłeś się porządnie nad jakimś wyjściem czy rozwiązaniem, noc rozdarło mrożące krew w żyłach wycie, najpierw odległe, a po kilku chwilach dużo bliższe. Nie minęło wiele czasu, gdy zamiast wycia usłyszałeś warczenie, ryk, a potem strzały oraz okrzyki, najpierw zaskoczenia, później cierpienia i przerażenia, ze strony atakujących.
-
Jakkolwiek bał się wcześniej, tak teraz przerażenie wręcz dusiło go w piersi. Póki jego zmartwieniem byli bandyci istniała szansa że można było ich przekupić albo przekonać do darowania mu życia, jednak teraz gdy w grę wchodziło pojawienie się nieznanego i dzikiego stworzenia które na pewno rozerwie go na strzępy przy najbliższej okazji. Mógł jedynie liczyć że napastnikom uda się zabić stwora lub kilku uda się uciec a zwierze pobiegnie za nimi. Wycelował rewolwer w szparę miedzy ziemią a wozem, gotowy strzelić w cokolwiek co zaraz mogło się tam pojawić.