Los Angeles [USA]
-
David, ominął to miejsce, raczej myślał o jakiejś budce z hot dogami czy miejscu gdzie pracowali by miejscowi od których mógłby dowiedzieć się czegoś ciekawego o tym miejscu, restauracje gdzie pracowali jakieś studenciaki raczej go nie interesowały.
-
Nie musiałeś szukać daleko, na dworcu było ich sporo, oferujących tak poszukiwane przez ciebie hot-dogi, jak i inne fast foody, do wyboru, do koloru.
-
David zamówił jedzenie i gdy jeden ze sprzedawców przygotowywał jedzenie zapytał- Dzieje się coś ciekawego w mieście, przyjechałem pozwiedzać i jestem dosyć ciekawy. -
-
Tamten wzruszył obojętnie ramionami, szykując ci jedzenie.
- A skąd mam wiedzieć? Stoję tu od szóstej rano do dwudziestej, jak wrócę do domu nie mam czasu zastanawiać się, co dzieje się w tym gównianym mieście. Gdybym mógł, pracowałbym jeszcze więcej, żeby tylko uzbierać kasę i się stąd wynieść. -
- Aż tak źle tu się dzieje? - Udał zdziwienie. - W telewizji trąbią jak to OAB przeprowadza udaną akcje za udaną akcją. - Wzruszył ramionami, udając że coś takiego słyszał.
-
- A widzisz ich tu gdzieś? - burknął, po chwili wręczając ci zamówienie. - Dolar pięćdziesiąt się należy.
-
Wyjął banknot 200 dolarowy i podał sprzedawcy. -Nie mam jak rozmienić same duże pieniądze. - Powiedział to dosyć ostentacyjnie w sumie zależało mu na uwadze. - Chyba nie chcesz mi powiedzieć, że to wszystko propaganda, nie chciałbym popaść tutejszej mafii, Jeśli AOB nie ma tu zbytniej kontroli to troszkę te moje wakacje mogą nie wyjść. -
-
Zawahał się, jak to uczciwy obywatel, ale w końcu przed chwilą sam wspomniał ci o tym, że chce zarobić jak najwięcej, więc zabrał banknot.
- Za wcześnie, mały ruch miałem, nie mam jak wydać… - odparł, choć nie byłeś pewien, ile w tym prawdy. - Nie mówię, że nic nie robią. Oni, policja i chłopaki w rajtuzach coś próbują, ale to jak z tą… No… Tą, co miała kilka głów. Jakiś smok czy co. Utniesz jedną głowę, wyrastają następne. To tu tak samo jest z gangami. -
- Nigdy się tym szczerze nie interesowałem, myślisz że te całe AOB jest warte swojej roboty, jakoś nigdy nie miałem zaufania do służb rządowych, z drugiej strony mafia też nie wydaje się czymś dobrym. A ci złole w rajtuzach też nic ciekawego nie przedstawiają, chciałbym sie temu przyjrzeć z bliska,chodza plotki o jakichś akcjach? -
-
//*OAB.//
- Robi czy nie… Dopóki żaden dupek z mocami nie wysadzi mi mieszkania albo tej budki to uznam, że robią to, co trzeba. Widziałem kiedyś jednego z nich, w dziwnym stroju, z działkami na łapach. Policja nic mu nie mogła zrobić. Nie żeby ci cali ludzie Agencji coś mogli, ale oni chociaż go pogonili zanim zrobił większą demolkę. - odparł i nagle ściszył głos do konspiracyjnego szeptu, uprzednio wyciągając szyję, aby rozejrzeć się wokół budki. - O czym dokładnie myślisz? -
Sam zniżył głos do konspiracyjnego szeptu. - Sam nie wiem, trochę zawsze trzymałem się z dala od tego bagna i jestem ciekaw jak to naprawdę wygląda, bo póki co widzę głównie odklejonych od życia facetów w rajtuzach. A że mam czas chciałbym zobaczyć jak żyją z tym normalni ludzie, nie za bardzo chce mi się wierzyć telewizji. -
-
- Wystarczy chodzić i się rozglądać. To miasto jest chore, nie minie dzień, a będziesz mieć okazję wpakować się w niezłą kabałę.
-
- No cóż to i tak więcej niż się spodziewałem, dzięki i powodzenia w przeprowadzce. - Pożegnał się ze sprzedawcą i zaczął zwiedzać miasto, być może w międzyczasie zobaczy coś ciekawego.
-
Również się pożegnał i od razu odwrócił do kilku klientów, którzy zajęli twoje miejsce. Co do ciekawych rzeczy, to musiałeś przyznać, że nie widywałeś tak często policyjnych patroli, czy to radiowozów, czy chodzących parami lub trójkami funkcjonariuszy. Raz nawet minęła cię opancerzona furgonetka antyterrorystów. Poza tym jednak nic szczególnego nie przykuło twojej uwagi.
-
Lue
Australijczyk stanął na chodniku przed lotniskiem. Rozejrzał się dookoła. Był tutaj. Wreszcie, po kilku godzinach lotu, był tutaj! Zaciągnął pełną pierś powietrza i… Zakaszlał, nieprzyzwyczajony do takiej ilości spalin w powietrzu.
— Crikey. — Mruknął do samego siebie, odsuwając ramię od ust. — I to jest miasto!
Na dobry początek wypadałoby zgłosić się gdzieś, jako niezależny bohater. Hmm… Mógł to przemyśleć nieco lepiej. Ale hej, od czego są punkty informacji turystycznej i nie wiem, policjanci? Na pewno oni mu z tym pomogą.
Tak myśląc, wziął swoją torbę pod pachę i udał się pieszo w kierunku centrum, wypatrując miejsca lub osoby, u której mógłby zasięgnąć informacji.
-
Funkcjonariusze ochrony i zwykli policjanci kręcili się na lotnisku w o wiele większej ilości, niż w Australii, ale nie wiedziałeś, czy jest tak w każdym mieście w USA, czy może tylko tutaj. Tak czy siak, mogłeś zapytać o drogę któregoś z nich, ale już na lotnisku odnalazłeś tak biuro informacji, zawierające ogólne wskazówki dla podróżnych, oraz małą budkę z typowo turystycznymi mapami, broszurami i tym podobnymi.
-
Czyli dokładnie to, czego potrzebował! Udał się do budki, siadając w środku i zabrał za przeglądanie ulotek, mając nadzieję, że któraś z nich powie coś na temat spraw bohaterstwa w mieście. Jeżeli nie znalazł tego w ulotkach, spojrzał na mapę. Może z niej dowie się czegoś więcej.
-
Niestety, superbohaterzy nie byli tu atrakcją turystyczną, a budka oferowała tylko i wyłącznie tego typu materiały, więc ta próba znalezienia informacji spaliła właśnie na panewce.
-
— Bugger. — Wymruczał do siebie pod nosem, odkładając ulotki. Udał się w takim razie do biura informacji turystycznej.
-
Nie było ono szczególnie oblegane, więc nie czekałeś długo, aż przyjęła cię całkiem ładna, młoda blondynka z szerokim uśmiechem na ustach. Pewnie obdarzała nim każdego, a lata praktyki sprawiły, że wyglądał prawie jak autentyczny.
- Dzień dobry panu. Witamy w Los Angeles. W czym mogę pomóc?