Los Angeles [USA]
-
//*OAB.//
- Robi czy nie… Dopóki żaden dupek z mocami nie wysadzi mi mieszkania albo tej budki to uznam, że robią to, co trzeba. Widziałem kiedyś jednego z nich, w dziwnym stroju, z działkami na łapach. Policja nic mu nie mogła zrobić. Nie żeby ci cali ludzie Agencji coś mogli, ale oni chociaż go pogonili zanim zrobił większą demolkę. - odparł i nagle ściszył głos do konspiracyjnego szeptu, uprzednio wyciągając szyję, aby rozejrzeć się wokół budki. - O czym dokładnie myślisz? -
Sam zniżył głos do konspiracyjnego szeptu. - Sam nie wiem, trochę zawsze trzymałem się z dala od tego bagna i jestem ciekaw jak to naprawdę wygląda, bo póki co widzę głównie odklejonych od życia facetów w rajtuzach. A że mam czas chciałbym zobaczyć jak żyją z tym normalni ludzie, nie za bardzo chce mi się wierzyć telewizji. -
-
- Wystarczy chodzić i się rozglądać. To miasto jest chore, nie minie dzień, a będziesz mieć okazję wpakować się w niezłą kabałę.
-
- No cóż to i tak więcej niż się spodziewałem, dzięki i powodzenia w przeprowadzce. - Pożegnał się ze sprzedawcą i zaczął zwiedzać miasto, być może w międzyczasie zobaczy coś ciekawego.
-
Również się pożegnał i od razu odwrócił do kilku klientów, którzy zajęli twoje miejsce. Co do ciekawych rzeczy, to musiałeś przyznać, że nie widywałeś tak często policyjnych patroli, czy to radiowozów, czy chodzących parami lub trójkami funkcjonariuszy. Raz nawet minęła cię opancerzona furgonetka antyterrorystów. Poza tym jednak nic szczególnego nie przykuło twojej uwagi.
-
Lue
Australijczyk stanął na chodniku przed lotniskiem. Rozejrzał się dookoła. Był tutaj. Wreszcie, po kilku godzinach lotu, był tutaj! Zaciągnął pełną pierś powietrza i… Zakaszlał, nieprzyzwyczajony do takiej ilości spalin w powietrzu.
— Crikey. — Mruknął do samego siebie, odsuwając ramię od ust. — I to jest miasto!
Na dobry początek wypadałoby zgłosić się gdzieś, jako niezależny bohater. Hmm… Mógł to przemyśleć nieco lepiej. Ale hej, od czego są punkty informacji turystycznej i nie wiem, policjanci? Na pewno oni mu z tym pomogą.
Tak myśląc, wziął swoją torbę pod pachę i udał się pieszo w kierunku centrum, wypatrując miejsca lub osoby, u której mógłby zasięgnąć informacji.
-
Funkcjonariusze ochrony i zwykli policjanci kręcili się na lotnisku w o wiele większej ilości, niż w Australii, ale nie wiedziałeś, czy jest tak w każdym mieście w USA, czy może tylko tutaj. Tak czy siak, mogłeś zapytać o drogę któregoś z nich, ale już na lotnisku odnalazłeś tak biuro informacji, zawierające ogólne wskazówki dla podróżnych, oraz małą budkę z typowo turystycznymi mapami, broszurami i tym podobnymi.
-
Czyli dokładnie to, czego potrzebował! Udał się do budki, siadając w środku i zabrał za przeglądanie ulotek, mając nadzieję, że któraś z nich powie coś na temat spraw bohaterstwa w mieście. Jeżeli nie znalazł tego w ulotkach, spojrzał na mapę. Może z niej dowie się czegoś więcej.
-
Niestety, superbohaterzy nie byli tu atrakcją turystyczną, a budka oferowała tylko i wyłącznie tego typu materiały, więc ta próba znalezienia informacji spaliła właśnie na panewce.
-
— Bugger. — Wymruczał do siebie pod nosem, odkładając ulotki. Udał się w takim razie do biura informacji turystycznej.
-
Nie było ono szczególnie oblegane, więc nie czekałeś długo, aż przyjęła cię całkiem ładna, młoda blondynka z szerokim uśmiechem na ustach. Pewnie obdarzała nim każdego, a lata praktyki sprawiły, że wyglądał prawie jak autentyczny.
- Dzień dobry panu. Witamy w Los Angeles. W czym mogę pomóc? -
— Cóż, na sam początek mogłaby mi pani powiedzieć gdzie w Los Angeles jest jakiś… urząd? Siedziba? — Pstryknął palcami. — Pal licho co, ale jakieś miejsce, w którym facet może zgłosić się do walki z przestępczością.
-
Przekrzywiła lekko głowę i zamrugała kilkakrotnie. Zdziwienie malujące się na jej twarzy z pewnością było o wiele bardziej szczere, niż uśmiech.
- Cóż… Nie dostaję zbyt często takich pytań, ale mogę pana zapewnić, że nasze służby doskonale sobie radzą, choć z pewnością doceniliby pana… pomoc. -
— Też tak myślałem, w końcu gdyby było inaczej, to ta cała Agencja nie prosiłaby o pomoc, nie? — Zaśmiał się. — To gdzie mam iść?
-
//Jak rozumiem gość nie załapał aluzji i dalej drąży ten sam temat, tak?//
-
// Tak jest. Chyba. ale tak. //
-
- Tak jak mówiłam, nasze służby porządkowe i funkcjonariusze Agencji radzą sobie dobrze. - powtórzyła, z nieco większym naciskiem. - Ale jeśli potrzebowaliby pana pomocy, na pewno by się odezwali.
-
— Oj, ale skoro o Agencji mowa - przecież sama apelowała o pomoc. Widziałem na własne oczy, w internecie!
-
Z westchnięciem, które miało oznaczać, że cierpliwość się jej kończy, wręczyła ci jeden z przewodników turystycznych, na których zaznaczyła coś wcześniej długopisem.
- To, z tego, co mi wiadomo, główna siedziba Agencji w mieście. Proszę tam iść i z porozmawiać właśnie z nimi. - powiedziała. -
— No, o to chodziło, dzięki! — Zasalutował żartobliwie z uśmiechem na ustach, wychodząc z biura informacji turystycznej. — Do zobaczenia!
Gdy tylko stanął na zewnątrz zbadał przewodnik i spróbował zorientować się w terenie, by następnie udać się w kierunku siedziby Agencji.