Złe Ziemie
-
Z jakiegoś powodu ten człowiek z miejsca nie spodobał się Seymourowi. Było w nim coś, co nie pozwalało mu myśleć o jego zamiarach optymistycznie. Mimowolnie podparł prawą dłonią swój bok; stamtąd ręce nie było daleko do kabury.
— To znaczy? — Zmarszczył brwi. Jeżeli gość oczekiwał, że Sey obróci się na pięcie i wyjdzie, to srogo się myli. — Nie po to pierdoliłem się przez całe Złe Ziemie do was i waszego profesorka, żeby teraz odejść z pustymi rękami, nie? — Dopowiedział, wbrew pozorom spokojnie. -
- Na dobrą sprawę to właśnie to zrobiłeś. Profesor nie żyje. - odparł obojętnym tonem, jak na rasowego najemnika przystało. - Teraz ja tu dowodzę. Chcesz usłyszeć całą historię?
-
Seymour zmrużył oczy. Oczywiście, że skoro dotarł tutaj żywym, to coś innego musiało pokrzyżować jego zamiary, tym razem śmierć profesorka. Mężczyzna, w środku, był bliski zagotowania z złości, choć nie okazywał tego na zewnątrz.
— Skoro lazłem taki kawał po nic, to równie dobrze mogę wysłuchać co masz do powiedzenia. — Odparł. -
- Dla i mnie i części chłopaków to nie była pierwszyzna, już kiedyś wyprawialiśmy się na Złe Ziemie i rabowaliśmy skarbce Wampirów, ale przeważnie wtedy, gdy nie było ich w domu albo ktoś zabił ich wcześniej. Tutaj było inaczej, więc doradziłem profesorkowi wziąć więcej ludzi. Po drodze nikt nas nie niepokoił, ale ciężko, żeby nie dowiedzieli się, że się zbliżamy. - powiedział i przerwał, siadając na skrzyni od amunicji. - Później trzeba było zdobyć zamek, szczęśliwie udało nam się bez wysadzania bramy czy murów. Nieumarli to ciężcy przeciwnicy, ale zdobyliśmy bramę, mury i dziedziniec, a oni cofnęli się dalej. Do tej pory stary trzymał się z tyłu z kilkoma moimi ludźmi, najbardziej zaufanymi, ale gdy zdobyliśmy większość zamku, kazałem im wejść do środka, bo w tym momencie byli bardziej zagrożeni tam niż tu. Później kazałem się rozproszyć i wyczyścić do końca zamek. Gdy sam rozwalałem kolbą karabinu zgniłe czaszki kilku Zombie, podbiegł do mnie jeden z najemników: Grupa Nieumarłych ich zaskoczyła, musieli się rozdzielić, nie wiedział gdzie jest profesor. Ale zabezpieczyliśmy wtedy cały zamek, poza tą wieżą, więc łatwo było się domyślić. Przeszukaliśmy każdy pokój, znaleźliśmy go dopiero kilka pięter pod nami, w komnacie Wampira, gdy jak nigdy nic gadali sobie przy kominku. Wpadliśmy tam we czterech, wycelowaliśmy spluwy w krwiopijcę i kazaliśmy mu się poddać. A ten, szybki jak cholera, skoczył na nas, powalił na ziemię i nawet się nie spocił. Pewnie by nas zabił, gdyby nie profesor, któremu przed walką siłą wcisnąłem rewolwer, żeby miał czym się bronić. Strzelił. Nie zabił dupka, ale go zranił, ten się wkurzył i rozszarpał mu gardło, a potem zmienił się w mgłę i uciekł. Po upewnieniu się, że wszyscy nasi, w tym profesor, są martwi tak na dobre, dla pewności ich skremowaliśmy, żeby później nie zachciało im się wstać. A mogłoby. Od razu może wyjaśnię, co tu jeszcze robimy: profesor wypłacił nam zaliczkę, resztę mieliśmy dostać po powrocie do Nadziei. Ale trup nikomu już nie zapłaci, więc pozwoliłem im zrabować wszystko, co miało wartość. Mieliśmy się wynosić, ale nie uszliśmy daleko, gdy zauważyliśmy, że wokół zamku roi się od czujek. Wampir przeżył i nie miał zamiaru puścić nam tego wszystkiego płazem. Z tego, co wiem, jego armia powinna zjawić się tu jutro o świcie, jeśli się spóźni to o zmierzchu. Walki byśmy nie uniknęli, Nieumarli mogą maszerować bez przerwy, my nie. Więc skoro mamy walczyć, to lepiej bronić się tutaj, niż dać się wyrżnąć na otwartym polu. Kiedy, albo jeśli, odeprzemy atak, wrócimy do Nadziei.
-
Słuchając historii najemnika, Sey jedynie co chwilę kiwał głową, trawiąc coraz to nowe, ale w żadnym razie pozytywne informacje.
— Rozumiem, że teraz jedyny wybór jaki mi zostaje, to siedzieć z wami w zamku i się bronić albo próbować wrócić i skończyć jako przystawka dla krwiopijców? — Spojrzał na faceta niezbyt wesołym wzrokiem. -
- Witamy na Złych Ziemiach. Żeby ci to wynagrodzić, dostaniesz część zysków z łupów, jakie tu zdobyliśmy, o ile obaj przeżyjemy. Co do profesorka… Jeśli mogę jakoś pomóc to daj znać, mam dług o tego starucha, a jak go nie wypełnię, to pewnie będzie mnie prześladować w koszmarach. I jakbyś chciał przejrzeć jego rzeczy albo zapiski, to też mogę to zorganizować.
-
— Prawdę mówiąc, byłoby to najlepsze co mógłbym wynieść stąd. Jeśli nie same papiery, jeżeli wrócimy stąd żywi, to ich odpisy.
-
- Nie wiem do czego był ci potrzebny profesor, ale wiem, że ma córkę, też świrniętą na punkcie tubylców i ich kultury. Myślę, że chciałaby dostać jego rzeczy i dowiedzieć się jak skończył. A tak się składa, że wiem, gdzie jest. A przynajmniej gdzie była kilka dni temu, gdy zaczynaliśmy tę wyprawę.
-
— Hmph. — Mruknął. — To zmienia postać rzeczy. Też będę musiał zamienić z nią kilka słów, jeżeli przeżyjemy.
-
- I jeżeli masz pieniądze, za które cię do niej zaprowadzę. - uzupełnił najemnik. - Widziałeś coś niepokojącego, gdy tu jechałeś? To znaczy bardziej niepokojącego niż zwykle na tych terenach?
-
— Bardziej niż zwykle? — Pokręcił głową. — Nie.
-
- Żadnych Nieumarłych kręcących się samopas albo w małych grupach? Bo to zwiadowców spodziewamy się najpierw, chyba że już dawno donieśli o wszystkim swojemu mistrzowi.
-
— Kilku odpędzałem. — Zmarszczył brwi. — Ale niczym nie różnili mi się od zwykłych.
-
- Czyli czekamy. - mruknął smętnie. - To właśnie jest najgorsze. I cisza. Walczyłem już kiedyś z Nieumarłymi. Nie licząc tych paskudnych, śliniących się Ghuli i rozkładających się Zombie inne, Szkielety czy Ożywieńcy, zawsze maszerują i walczą w zupełnej ciszy.
-
— Cholerstwo. — Odmruknął na to Seymour. Wyciągnął z kieszeni swoją fajkę, zasypał tytoniem i zapalił, zaciągając się.
-
- Po co właściwie był ci profesorek? Odkąd go znam, to on szukał najemników, nie odwrotnie. - zapytał Rick po krótkiej chwili milczenia.
-
Seymour wzruszył ramionami. Wypuścił dym z ust.
— Mi? Po nic. Ja tylko miałem dostarczyć mu pismo od… starego znajomego. Jak przypuszczam. -
- Czyli robiłeś za ciecia, jak my. - mruknął. - I obaj wylądowaliśmy w takim samym gównie po uszy.
//Możesz go spokojnie wypytać o wszystko, co związane z profesorem albo kimś innym, o tym miejscu, całej akcji i w ogóle, ale jeśli nie chcesz, to daj znać, przyspieszymy akcję do samego ataku Nieumarłych.// -
— Los to wyjątkowo nieprzyjemna dziwka. — Odpowiedział. Chwilę żuł drewno fajki w ustach, co rusz wypuszczając z siebie niewielkie obłoczki dymu. — Czego właściwie profesorek szukał w tych okolicach?
-
Wzruszył ramionami.
- Bardzo dobre pytanie, ale nie płacili mi za to, żeby szukać na nie odpowiedzi. Z Nadziei ludzie wyruszają na Złe Ziemie, żeby mścić się na krwiopijcach, ale głównie po to, żeby zdobyć ich bogactwa, cholera wie, po co im te wszystkie skarby, skoro i tak z nich nie korzystają. Ale profesorek był inny, jedyny znany mi człowiek, który był dziany, zanim dostał się do Oskad. Nie potrzebował skarbów, myślę, że szukał wiedzy, cokolwiek to znaczy. Wcześniej o nim słyszałem, cholernie interesuje go historia, kultura i wierzenia tubylców wszystkich ras, podobno niektórzy wpuścili go nawet do swoich osad i włos mu z głowy nie spadł.