Bismarck
- 
Nic się nie działo przez dłuższą chwilę, ale nagle z chmury pyłu wydobyło się kilka wystrzałów. Szczęśliwie nie w ciebie albo twojego kompana, ale w powietrze, jakby na wiwat. 
 - Po pierwsze, jesteś pedał. - usłyszałeś znajomy głos, bo należący do herszta waszej szajki. - A poza tym dobrze wiedzieć, że żyjesz. Grzej tu, to pogadamy.
- 
– Mój pies cię jebał. – dodał uradowany, a następnie dał gazu i ruszył przed siebie. 
- 
Na miejscu znalazłeś wszystkich twoich kompanów, nie licząc tylko tego, który miał ci towarzyszyć, a którego odesłałeś do miasta. Nie było widać po nich śladów walki, ale na pewno byli zmęczeni, widziałeś to po nich. Nic dziwnego, każdy zabrał na swoim motocyklu tyle sprzętu z bazy, ile mógł, dobrze wiedząc, że nie będzie już zbytnio powrotu. 
- 
Z motocyklistami pogada za chwilę, teraz musi nawiązać kontakt z tamtym, który miał zostać w mieście. Jeżeli znowu się nie odezwie albo ktoś inny odpowie, to nasz Samy się wkurwi. 
 – Mordo, żyjesz tam? – odezwał się przez krótkofalówkę.
- 
- No, ale co to za życie? Akurat dojechałem, chcesz tego gangusa? 
- 
— Dawaj. 
- 
- Co się odpierdala? - usłyszałeś po chwili dość krótkie i konkretne pytanie lidera bandytów, z którym wcześniej rozmawiałeś. 
- 
— Nie obrazisz się, gdy wpadniemy teraz? Nadzwyczajna sytuacja. 
- 
- Jeśli nie przeszkadza wam, że alkohol się jeszcze nie schłodził, a dziewczyny dopiero ćwiczą nowe układy taneczne, to jasne. Ilu was będzie i co to za sytuacja? 
- 
— Sytuacja nadzwyczajna. Daj mi chwilę. — puścił przycisk od krótkofalówki i zapytał szefa: — Co się tak właściwie odjebało? Tamte chujki się pojawiły? 
- 
- Nasze czujki zauważyły kolumnę ciężarówek, HUMVEE, transporterów opancerzonych i buldożerów, które jechały w naszą stronę, więc zwinęliśmy się od razu, gdy nam o tym powiedzieli. Zdążyliśmy, ale czego nie zabraliśmy ze sobą, to tamci zabrali, rozpirzyli i zwiali do siebie. 
- 
Ten post został usunięty!
- 
//Dobre pytanie. Odpowiedziałbym, ale nie mogę nigdzie znaleźć jego karty, więc podrzucić mi ją gdzieś, jeśli możesz.// 
- 
//Stwierdziłem, że usunę poprzedni post. Raczej się nie obrazisz, cnie?// — Znalazłem nam miejscówę, ale coś za łatwo poszło, a nie wiem czy oddziałowi spodoba się pożyć chwilę z innymi ludźmi. Obcymi ludźmi. 
- 
//Skoro uzgodniliśmy to na PW, to nie, nie mam z tym żadnego problemu.// 
 - A chcą napuścić na nas Mutanty, rozstrzelać albo rozjechać buldożerami? Bo jak nie, to ja w to wchodzę, przynajmniej na razie. I reszta pewnie ma podobne odczucia.
- 
Pokiwał głową i teraz zaczął gadać do krótkofalówki: — Pięćdziesięciu. — odpowiedział kolesiowi z radia. — Sytuacja nadzwyczajna, ale nie ma czasu na wyjaśnienia. To jak? 
- 
Dłuższa chwila milczenia sprawiła, że miałeś obawę, że krótkofalówka padła albo tamten sobie odpuścił. 
 - Myślę, że się da, ale warunki zbyt dobre nie będą. A jeśli się dogadamy i będziecie chcieli zostać na dłużej, to już jutro musicie zacząć szukać prowiantu, bo z naszymi zapasami długo nie pociągniemy.
- 
— Się wie. — odpowiedział mu przez krótkofalówkę. Chwilę się zastanowił, aby przemyśleć wszystko i zabezpieczyć gang przed niebezpieczeństwem i wpierdoleniem się w pułapkę. — Szefie, myślę, że najlepiej będzie rozstawić czujki w okolicy tymczasowej bazy. I najlepiej żeby nikt o tym nie wiedział. Nie znamy tych ludzi, ale też wyglądają na wkurwionych na tych pizdzielców, więc może nie będzie tak źle. W międzyczasie będzie trzeba poszukać nowej bazy albo rozpierdolić tych pojebów. 
- 
- Roześlę kilku chłopaków, jak będą mieli fart, to znajdą tamtych gnojków albo jakieś miejsce na bazę. A póki co jedźmy do tamtych typów i spróbujmy się zaprzyjaźnić. 
- 
— No to jedziemy. Pojadę na czele kolumny, bo znam drogę, dobra? 
 

