Koszary Straży Miejskiej
-
Jurko
Skinął głową na potwierdzenie słów swojego towarzysza. Nie odzywał się, przynajmniej na ten moment, gdyż nie było takiej potrzeby.
-
Jurko & Klaus
Strażnik zmierzył dwójkę wojów dokładnym wzrokiem jakby chcąc ocenić ich szanse, po czym oznajmił.
- Kapitan Straży Benedykt Pierwszy rodu Farenhauf zwany po wsiach Żelaznym Baronem czeka w pierwszym budynku na lewo, tam ma swoje biuro i to on wyznaczył nagrodę po tym jak troll zabił pięciu naszych. - powiedział i zabrał swoją halabardę z przejścia, a drugi strażnik uczynił to samo. Teraz dwójka dzielnych wojaków mogła iść dalej. -
Klaus Il Spazzio
Klaus jedynie kiwnął głową, słysząc te rewelacje i minął strażników, idąc w wskazanym kierunku. O wiele bardziej od ich gadaniny interesowała go postać wspomnianego kapitana straży, a raczej tego, skąd wziął się jego przydomek ,Żelaznego Barona" - od żelaznej ręki wymierzonej w bandytów czy w uciskanie wieśniaków?
//Wybacz za tak długą zwłokę. Nie mam ostatnio głowy do PBFów. //
-
Jurko
Żelazny Baron? Nigdy o takim człowieku nie słyszał, kiedy Sine Wody jeszcze istniały. Niemniej, warto byłoby się zapoznać z kapitanem straży, bo w końcu to od niego otrzymają więcej informacji na temat zlecenia. Ruszył więc za Klausem w stronę budynku, o którym mówili strażnicy.
-
Dotarliście do budynku, a przy okazji minęliście masę ćwiczących strażników. Jedni trenowali walkę bronią białą najczęściej halabardami, drudzy sięgali po kusze, a trzecie grupy po bardziej nowoczesną broń - muszkiety. Wszyscy w pocie czoła zasuwali. Kiedy Jurko i Klaus trafili do budynku to przypominał on małe biuro, zaś za biurkiem siedział człowiek. Starszy mężczyzna. Na głowie nosił czepiec skórzany, brodę miał to z lekką siwą w połowie, a wyżej czarną, a do tego posiadał protezę ręki. Nie byle jaką, bowiem śmierdziała ona magią na kilometr, na co wskazywały runy świecące się na nią. Proteza była normalnego kształtu, żadnych tam wygibasów i robienia wielkiej pięści zagłady. Kiedy Żelazny Baron was zobaczył to spojrzał z zaciekawieniem.
- W jakiej sprawie przychodzicie? Oby to było coś ważnego. - powiedział przewracając kolejną stronę z dokumentami. -
Klaus rzucił prędkie spojrzenie na protezę, a raczej na przyciągające uwagę swoim światłem runy, którymi była pokryta. Zagadka tego skąd wziął się przydomek dowódcy wydawała się w tym momencie już w sporej części wyjaśniona. Szybko jednak odwrócił wzrok. Nie chciał się gapić jak prostak.
— Jesteśmy tu w sprawie ogłoszenia na trolla. — Odpowiedział. — Podejmiemy się go.
-
Osłonięty od pewnej śmierci przez kapelusz i cień rzucany przez jeden z budynków oraz otoczony przez stertę wypalonych i zdeptanych przez lata petów, Jeremy zajął swoje ulubione miejsce pod murem - w lokacji specyficznie wybranej, by nie być widzianym z okna komendanta - i zapalił któregoś już dzisiaj z kolei papierosa, obserwując w ciszy masakrujących bezbronne słomiane manekiny strażników. Zasadniczo obecność jego i Stonka nie była tutaj oczekiwana przez jeszcze kilka godzin, kiedy to mieli wstawić się i zameldować początek nocnego obchodu, ale w życiu Jeremy’ego działo się poza pracą dosyć mało, a ściemnianie na placu treningowym było nie gorszym sposobem marnowania czasu, niż siedzenie w karczmie i rozpaczanie znowu nad tym jak potraktowała go żona, więc co mu to szkodzi. Oparty o mur, zaczął wypatrywać wzrokiem swego nieumarłego kompana, chcąc zaprosić go do wzięcia udziału w jego krótkiej nieregulaminowej przerwie.
-
Stonko widząc że jego przyjaciel stoi w tym samym miejscu co zawsze i odpala jednego papierosa od kolejnego wygrzebał się ze sterty liści w której leżał bez ruchu ostatnie parę godzin (jako ambush predator/padlinożerca z natury dość dużo czasu spędza siedząc bez ruchu) i omijając coraz mniej liczne plamy światła podszedł do Jerry’ego.
“Czołem, Jeremi. Znowu nie masz co robić przed zmianą?” wycharczał, po czym gestem poprosił kolegę o bucha. -
Jeremy wzdrygnął się lekko i już zaczął sięgać do pasa po swój dzwonek ręczny (jak można przypuszczać, by wezwać wsparcie), kiedy zdał sobie sprawę, że to nie żadna atakująca bestia, tylko zniekształcony ludożerczy ghul leżący w stercie liści.
- Kurwa mać Posterunkowy, jeszcze chwila a o mało bym was potraktował pałką - powiedział mimo tego, że pałka znajdowała się po przeciwnej stronie niż ta, do której sięgał ręką. Na czas rozmowy przeniósł palonego papierosa z ust do ręki, ale nie podał go proszącemu o bucha przyjacielowi. Ba, nawet nie dał po sobie znać, że zauważył wykonywany przez Stonka gest, odwracając wzrok w innym kierunku w podobny sposób, jak wtedy, gdy ktoś popełnia przy nim przestępstwo kilka minut (albo godzin) przed fajrantem - To nie tak, że nie mam co robić, Posterunkowy. Mam bardzo bogate życie towarzyskie, tak się składa. Po prostu żem uznał, że ktoś powinien tutaj przyjść i poduczyć trochę młodziaków, jak to się macha halabardą, o - jego głos zdradzał, że sam nie wierzył w swoje słowa, ale nie chciał otwarcie powiedzieć, że nie miał żadnych planów od dnia, w którym wyrzuciła go żona - A ty? Jakieś plany? W sensie, poza leżeniem w liściach? -
“Jeszcze nie na służbie a już się rządzi.” mruknął Stonko i golnął sobie dla otuchy z maniery, po czym zaczął obserwować trening. “Widać twoją fachową instruktorską rękę, faktycznie. Czasem nawet trafiają w cel a nie w dupę kolegi. Ja nie mam planów. Skupiam się na kompteplacji. Czasem tak sobie leżę w liściach i sobie przemyśliwuję różne rzeczy. Możesz ze mną następnym razem ale w innych liściach bo w tych samych było by dziwnie.”
-
Skinął głową na zgodę. Miał wrażenie, że leżenie całym dniem w stercie liści było dosyć dziwne nie ważne, czy robiłeś to z kolegą, czy samemu, jednak nie chciał tego wypominać Stonkowi. Kwestia różnic kulturowych. Ghul nigdy nie oceniał go za hobbistyczne wiszenie do góry nogami ani spanie w trumnie (a przynajmniej nie robił tego na tyle głośno, żeby było go słyszeć), więc czemu Jeremy miałby odpłacać mu się osądzaniem?
- Mogę - rzucił krótką, niezobowiązującą odpowiedź, wciąż nie patrząc na Stonka - A nad czym sobie tak kompletujesz, Posterunkowy, jeśli spytać mogę?
Przez cały czas nie dał po sobie znać, że usłyszał, jak jego partner bierze łyka z manierki na terenie miejsca pracy. Umiejętność Jeremy’ego do ignorowania przewinień swych współpracowników była nie do pokonania nawet wśród najstarszych stażem członków straży miejskiej. -
“Nic konkretnego. Tak ogólnie że tak powiem.” Stonkowi, zdecydowanie nie wybitnemu konwersjonaliście, skończyły się rzeczy do powiedzenia więc dodał: “Idziemy do karczmy po warcie?”
-
Włożył papierosa z powrotem do ust zastanawiając się nad propozycją swego towarzysza. No, niby przyszedł tutaj, żeby właśnie nie skończyć w karczmie użalając się nad samym sobą, ale miał wrażenie, że pójście do przybytku z Stonkiem było w jakimś stopniu bezpieczniejsze. Jeremy wiedział (a przynajmniej miał nadzieję), że jego partner powstrzyma go od depresyjnego grania pieśni romantycznych w kącie czy mówienia nieznajomym z łzami w oczach o swoich problemach związkowych.
- W sumie czemu nie, możemy iść - zdecydował w końcu i zaczął rozglądać się za kimś, komu mógłby zgłosić, że opuszcza koszary. Nie było to wymagane, zważywszy na to, że jego zmiana oficjalnie się nie zaczęła, ale z tym nowym komendantem to wszystko było niepewne i wolał nie mieć potem problemów. -
Jeremi & Stonko
Nieopodal placu treningowego Jeremi dostrzegł zastępcę kapitana straży Mściwoja z Raviken, który właśnie ochrzaniał jednego z waszych znajomych, niejakiego Filipa, jak się okazało, co można stwierdzić po samej obserwacji, mężczyzna przyszedł wstawiony na służbę.
-
Pomyśleć by można, że widok ten nie był najlepszym znakiem dla wampira, który szukał kapitana właśnie w celu ogłoszenia, że zamierza iść z Posterunkowym Stonko do karczmy, zanim zacznie się zmiana nocna. Nie dość, że Mściwoj był znacznie wyżej w hierarchii od Jeremy’ego, to był dość porządnie wkurzony, co zmniejszało szanse powodzenia misji “uchlać ghula” jeszcze bardziej. Jednak, przeszkody takie, jak te, nie stanowiły w cale tak dużego wyzwania dla doświadczonych markierantów Złotobrzeskiej straży nocnej. Ba, bajerowanie wyższych rangą było umiejętnością podstawową dla osób planujących zostać w wygodnej pozycji posterunkowego lub sierżanta na zawsze, a przez lata wprawy Jeremy i Stonko stali się w sztuce tej dość utalentowani.
- To jak, na co bierzemy go tym razem? - spytał szeptem nachylając się lekko w bok, by być bliżej uszu ghula - Osobiście jestem wielkim fanem “oh, panie kapitanie, proszę pozwolić nam odprowadzić młodego do domu”, ale jestem otwarty na sugestie." -
Stonko zmarszczył twarz w zamyśleniu, co nadało jej jeszcze bardziej groteskowy wyraz.
“Jak chce ci się silić na kreatywność to możemy na dobrego strażnika i złego strażnika. Ty powiesz to co tam chciałeś, a ja zasugeruję że młodego otrzeźwimy i jeszcze na patrol z nami weźmiemy celem edukacji. Można lekko zasugerować że mu wpierdol spuszczę, wiesz że kapitan lubi sposoby proste i fizyczne. Tak czy owak, już nie jego problem, a to przecież o to mu chodzi.” -
Skorzystał z faktu, że i tak musiał dopalić papierosa przed podejściem do Mściwoja, by dopracować w głowie plan. W sumie nad propozycją Stonka nie było co się nawet zastanawiać - dobry strażnik i zły strażnik jest w końcu klasykiem z pewnego powodu. Problem polegał bardziej na tym, że Jeremy wyglądał mniej na dobrego strażnika, a bardziej na bardzo smutnego niewyspanego strażnika, więc wejście w rolę zajęło mu trochę czasu. Przejechał przez włosy ręką, splunął trochę na napierśnik i otrzepał porządnie uniform, zanim dokończył fajkę i dodał ją do jednej z dziesiątek leżących pod murem wypalonych stert.
- Dobra, wiesz co robić Posterunkowy - kiwnął Stonkowi głową po czym zaczął człapać do przodu żwawym, pewnym siebie krokiem. Zatrzymał się dopiero przed Mściwojem, uderzając wpierw bokiem prawej stopy o lewą, by zdobyć jego uwagę, a potem boleśnie dłonią o czołu w najporządniejszym salucie, na jaki było go stać - Sir, czy jest jakiś problem z Posterunkowym Filipem, sir? -
Zastępca straży spojrzał na was z gniewnym wyrazem twarzy.
- Problem? Problem to można mieć jak chce się szczać podczas bitwy w zbroi płytowej. To jest, kurwa, porażka. - powiedział nie ukrywając swoich emocji co do aktu bezczelności, do których posunął się szeregowy Filip. - Jebany, to nie jest jego pierwszy raz. Swoją drogą mało, że to nie jest pierwszy raz. To już trzeci raz w tym tygodniu. Bez żadnego wytłumaczenia przychodzi najebany. - powiedział przedstawiając wam w zwięzły sposób sytuację Filipa, na co sam pijany mężczyzna zaczął coś bełkotać pod nosem.
- Panie kapitanie to się wyklepie! - powiedział szeregowy i czknął, nie jeden, nie dwa, a dokładnie trzy razy. -
“Kaptanie, zgłaszamy się z Jeremim na ochotników. Dobry wizerunek straży to obowiązek każdego z nas.” wychrypiał Stonko i zasalutował niechlujnie. “Weźmiemy młodego na rześki spacer, ocucimy, urządzimy pogadankę umoralniającą i weźmiemy z nami na patrol coby się nie pałętał.” Stonko co prawda nie wiedział w jakim wieku jest Filip, rozpoznawanie oznak wieku u innych gatunków zawsze sprawiało mu problem, ale był on na pewno młodszy od Jeremiego, a poza tym miał krótszy staż
-
Energicznie kiwnął głową na słowa swego towarzysza.
- Sir, że tak powiem, łańcuch jest tylko tak silny jak, bez obrazy Szeregowy, jego najsłebsze ogniwo. Wysłanie go na samemu wartę w takim stanie byłoby zagrożeniem nie tylko dla niego samego, ale całego miasta. Naprawdę, ja i Stonko bylibyśmy bardziej niż szczęśliwi, by tutaj Panu pomóc, sir - powiedział, stale utrzymując idealnie wyprostowaną postawę wraz z salutem. Jego wzrok, jak zazwyczaj w czasie rozmów z przełożonym, skupiony był nie tyle na Mściwoju, co przestrzeni gdzieś na lewo od jego głowy, coby nie spotkać przypadkiem oczu zastępcy kapitana.