Karty Postaci
-
@Luther
Bardzo dobra postać, akcept. Możesz zabrać się za Ekwipunek. -
@Radiotelegrafista
Nie zgadza mi się trochę to, że ma wybiórczą wytrzymałość. Czemu w wodzie (Gdzie notabene jest większy opór) ma lepszą pojemność płuc i wytrzymałość niż na ziemi? -
Karta poprawiona, jak i także większość jej jest skończona, w tym najważniejsze elementy. Wciąż czekam na pewien element, który chcę dodać/zmienić, ale to tylko część wizualna karty i równie dobrze może się okazać, że pozostanę przy tym co jest.
-
@Radiotelegrafista
Karta zaakceptowana. O przyszłych zmianach wspomnij mi na Discordzie zanim wprowadzisz je do Aftermath. -
Imię: Jarmo
Nazwisko: Heiskanen
Pseudonim: Chart
Wiek: 33 lata
Płeć: Mężczyzna
Narodowość: Fińska
Historia: Przedwojenne życie Jarmo można uznać za w miarę spokojne. Urodził się 30 stycznia 2003 na północy Finlandii jako najstarszy z trójki synów całkiem dostatnio żyjącej rodziny myśliwych, Alarika i Katji Heiskanen. Był przeciętnym uczniem, a swój czas wolny przeznaczał na uczenie się fachu swoich rodziców, wyruszając z ojcem na polowania, gdy Jarmo ukończył 13 lat. Właściwie zdawałoby się, że tak jak jego rodzice, Jarmo zostałby myśliwym - był zresztą w miarę dobrym strzelcem i tropicielem, jak na nastolatka. Wojna zadecydowała inaczej.Z racji tego, iż był jeszcze zbyt młody na służbę wojskową w armii fińskiej, nie otrzymał wezwania do służby wojskowej - to natomiast otrzymał jego ojciec, który nakazał Jarmo opiekować się matką i młodszymi braćmi - mającymi wówczas 14 lat Henriego i 9 lat Mikaela - w czasie nieobecności ojca. Był to zresztą ostatni raz, gdy Jarmo widział na oczy swojego ojca. Nigdy nie dowiedział się, co się stało z jego ojcem, choć podejrzewa, iż ten dawno zginął na froncie. Jedyną pozostałością po nim był karabin myśliwski wraz z amunicją, który otrzymał, aby bronić siebie i bliskich przed zagrożeniem w tych niespokojnych czasach. A kiedy Jarmo myślał, że gorzej być nie może, świat stanął w nuklearnym ogniu.
Zarówno on, jak i jego matka oraz bracia, przeżyli bombardowanie nuklearne, ukrywając się w piwnicy swojego domu. Choć udało im się przeżyć, stawiało to ich w ciężkiej sytuacji, jako iż Jarmo musiał zajmować się nimi z racji braku ojca. W przepełnionej anarchią codzienności nowego świata, młody Heskainen nie mógł ufać nikomu, wybierając najczęściej rozwiązanie siłowe. Zawsze usprawiedliwiał je tym, iż robi to, by przetrwać, i by chronić swoją rodzinę przed nowym, okrutnym światem. Jak się później okaże, bezskutecznie - gdy w maju 2024 roku grupa bandytów napadła na Heiskanenów, w walce zginęła matka Jarmo, nie będąca w stanie skutecznie walczyć z bandytami. Choć nie miał problemów z zabijaniem czy pozyskiwaniem rzeczy siłą, Jarmo najgorzej spośród swoich braci zniósł śmierć matki, przysięgając sobie, iż nie pozwoli zginąć swoim braciom.
W październiku 2026 roku bracia Heiskanen zdecydowali się przenieść na południe Finlandii w celu znalezienia nowych perspektyw na życie. To właśnie tam znaleźli zalążki powracającego do życia państwa fińskiego: Państwo Nowej Finlandii. Wówczas Jarmo i Henri podjęli decyzję o wstąpieniu w szeregi wojsk PNF, natomiast Mikael zajął się handlem - początkowo pracował jako pomocnik jednego z handlarzy PNF, by w 2033 roku otworzyć swój własny interes.
Początkowo Jarmo działał w wojsku jako Partiolainen, lecz gdy oficerowie dostrzegli jego dobre zdolności strzeleckie, po roku służby wojskowej Jarmo został awansowany na Solitas, zostając przydzielony do oddziału zwanego Czarnymi Łabędziami. Choć nie był to szczególnie elitarny oddział, Czarne Łabędzie wsławiły się głównie w bojach przeciwko bandytom, choć zdarzały im się walki z mutantami. Jarmo mógł więc poczuć się w domu, eliminując degeneratów i tym samym wyrządzając światu przysługę. Dosyć szybko zaprzyjaźnił się z całym swoim oddziałem, a z racji na swoje zdolności, których nabrał ucząc się fachu myśliwego, uzyskał jakże wdzięczny przydomek, jakim jest Chart. Tak oto działał jako żołnierz PNF do listopada 2034 roku, gdzie jedno wydarzenie zmieniło życie całego oddziału Czarnych Łabędzi.
Kilka oddziałów żołnierzy PNF, w tym Czarne Łabędzie, zostało wysłane do zniszczenia położonej na byłej południowej granicy fińsko-rosyjskiej kryjówki bandytów. Wskutek błędu odnośnie położenia kryjówki, żołnierze PNF zamiast do kryjówki bandytów dotarli do niezależnej osady. Większości żołnierzy to nie obchodziło - oni chcieli rozlewu krwi, a błąd ten jakkolwiek nie wpłynął na ich decyzję. Osada zresztą była złożona głównie ze schorowanych i starców, którzy nie stanowili zagrożenia dla żołnierzy. Gdy padły pierwsze strzały, mało kto spodziewał się, że sytuacja zmieni się w krwawą batalię - mieszkańcy atakowanej osady nie obroniliby się przed żołnierzami PNF. Czarne Łabędzie również otworzyły ogień, lecz nie w bogu ducha winnych mieszkańców, a w pozostałych żołnierzy PNF. Chaotycznie poprowadzona i krwawa walka trwała kilka minut, a jedynymi, którzy ostali się na polu bitwy, były Czarne Łabędzie.
Dezerterzy zdecydowali się działać jak najszybciej i jeszcze w tym samym miesiącu postanowili przekroczyć przedwojenną granicę, by ukryć się przed gniewem rządu PNF, tym samym docierając na tereny północnej Rosji. Początkowo trzymali się jako zwarta grupa, lecz z czasem dezerterzy zaczęli rozdzielać się grupami w swoje strony. Chart pozostał w północnej Rosji wraz z grupą kilku żołnierzy Czarnych Łabędzi, przewodzonej przez Szpona, do początku wiosny 2035 roku, kiedy to Chart opuścił swoich towarzyszy, by ruszyć w stronę Krajów Bałtyku. Przez ten czas Chart nie tylko zdobywał wyposażenie na okolicznych Bandytach, ale również szlifował swoje zdolności językowe w języku rosyjskim. Samo opuszczenie grupy Szpona przez Charta odbyło się bez większych problemów, a sam Szpon przekazał Chartowi pamiątkę na pożegnanie - swoją metalową zapalniczkę.
Obecnie Chart stara się znaleźć nowe miejsce dla siebie gdzieś na terenach Krajów Bałtyku. Jedynie los zadecyduje, jak to wszystko się zakończy.
Charakter: Charakter zostanie przedstawiony w grze.
Przynależność: Wcześniej był jednym z żołnierzy Państwa Nowej Finlandii, lecz z racji na swoją dezercję, nie przynależy już do tej frakcji. Właściwie nie przynależy do jakiejkolwiek frakcji.
Mutacje: Nie posiada jakichkolwiek mutacji.
Zalety: Szkolenie wojskowe PNF uczyniło z Jarmo dobrego strzelca, specjalizującego się przede wszystkim w karabinach wyborowych, a z racji bycia byłym żołnierzem PNF, posiada także wiedzę odnośnie mutantów. Szkolenie zagwarantowało mu również dobrą siłę i wytrzymałość oraz całkiem dobre umiejętności walki krótką bronią białą. Z racji swojego pochodzenia, Jarmo dobrze znosi zimno. Oprócz języka fińskiego, Jarmo zna także język rosyjski, choć jego zdolności posługiwania się owym językiem można określić jako średniozaawansowane, przy czym należy dodać, iż natychmiastowo wyczuwalny jest jego fiński akcent przy korzystaniu z tego języka. Całkiem dobry tropiciel.
Wady: Oczywistą wadą jest to, że z racji bycia dezerterem, Jarmo nie ma pozytywnej reputacji w PNF, a tym bardziej on i jego byli kompani są poszukiwani przez władze państwa. Nie oznacza to, że z racji dezercji jego stosunek do UMB czy bandytów się zmienił - nienawidzi obydwu z tych grup, zresztą ze wzajemnością, przynajmniej jeśli chodzi o bandytów. Zdolności pierwszej pomocy ograniczają się jedynie do opatrywania samego siebie; nie potrafi także skutecznie korzystać ze strzelb czy łuków, a walka bronią obuchową czy długą bronią białą również odpada.
Wzrost: 184 cm
Waga: 79 kg
Wygląd:
-
@theslowestfootintheeast Karta zaakceptowana. Możesz pracować nad Ekwipunkiem.
-
Imię: Mordechaj
Nazwisko: Babel
Pseudonim: Brak.
Wiek: 38 lat.
Płeć: Mężczyzna
Narodowość: Polski żyd
Historia: Mordechaj urodził się 15 kwietnia 1997 roku w częściowo spolonizowanej żydowskiej rodzinie inteligenckiej jako jedne z dwójki dzieci Lwa Mordechaja i Kunegundy z domu Basińska w Gdyni, niedaleko ówczesnego Uniwersyteckiego Centrum Medycyny Morskiej i Tropikalnej, które to miejsce odegra istotną rolę w życiu Mordechaja. Ojciec Mordechaja był bardzo szanowanym inżynierem budownictwa a matka była znaną artystką. Mordechaj posiada również młodszego brata - Izaaka, który jest obecnie członkiem Milicji Obywatelskiej UMB. Ze względu na bogactwo które panowało w rodzinie, dzieciństwo i wczesne lata dojrzewania Mordechaj spędził żyjąc w sielance. Ojciec Mordechaja ze względu na specyfikę swojej pracy i częste wyjazdy na delegacje służbowe często przebywał poza domem, jednak pomimo tego, to nie przeszkodziło w nawiązywaniu więzi między seniorem domu a braćmi. Matka była “złotą kobietą” - wszędzie gdzie pojawiała się ona, tam była radość i szczęście, którym obdarzała również Mordechaja i Izaaka, wychowując ich bez pomocy niań i poświęcając własną karierę by ich wychować. Pomimo wychowania przez tę samą osobę, bracia stali się w każdym znaczeniu tego słowa inni. Mordechaj częściej wolał siedzieć w domu i czytać książki, rozwijając swój intelekt, natomiast brat zainteresował się bardziej aktywnością fizyczną. Gdy Mordechaj miał 16 lat, jego ukochana matka zmarła nagle doznając wylewu krwi do mózgu. Był to wielki cios dla rodziny który spowodował, że Lewmusiał przejąć obowiązki swojej żony, a Mordechaj zatracił się jeszcze bardziej w książkach. Mordechaj ukończył liceum ogólnokształcące, a następnie rozpoczął studia medyczne ze specyfikacją chirurgia/kardiochirurgia, które ukończył po 5-ciu latach z jedną z najwyższych not w kraju. Następnie rozpoczął pracę w wcześniej wspomnianym CMMiT - pracę którą szybko zakończył konflikt światowy. CMMiT był przeładowany kolejnymi rannymi, a sam Mordechaj był przeciążony i wycieńczony fizycznie próbując ratując jak najwięcej pacjentów. W momencie gdy pierwsze grzyby atomowe zaczęły się pojawiać zza okien, Mordechaj podjął decyzję która uratowała wielu, ale zabiła jeszcze więcej - zamknął i zabarykadował szpital, uprzednio ściągając ojca. Próbował również sprowadzić swojego brata, jednak ten, policjant z zawodu, znajdował się na froncie. Zamknięcie szpitala spowodowało tysięcy, która próbowała się do niego dostać po atakach jądrowych, ale też uratowała pacjentów w środku od szabrownictwa i bandytyzmu. Mordechaj i Lew przejęli władzę i utworzyli swego rodzaju “osadę”, złożoną głównie z mieszanki starszych pacjentów i rannych żołnierzy z frontu. Starsi mężczyźni i kobiety zapewnili doświadczenie zawodowe i wiedzęodnośnie tego co jest potrzebne do rozwoju i funkcjonowania osady w szpitalu, natomiast żołnierze którzy wyzdrowieli zapewnili możliwości obronne szpitala jak i możliwość zwiadu w celu przeszukiwania miasta dla cennych rzeczy. Mordechaj by utrzymać funkcjonowanie szpitala (który działał jako niezależna placówka od 2020 do 2031) handlował lekami w zamian za żywności ze wszelkimi frakcjami w pobliżu - czy to z niepodległymi pomniejszymi frakcjami, czy to z Imperium Niemieckim czy nawet z różnymi komunami z czasu sprzed stworzenia UMB. Szpital działał prężnie przez 10 lat od ostatnich bomb atomowych, jednak sprawy zaczęły się pogorszać na początku 2030 roku. Klany bandyckie raz po raz nękały szpital i ludzi Mordechaja atakami, jednak naprawdę niebezpiecznie zaczęło się robić w momencie gdy trzy różne klany zjednoczyły się pod jednym przywództwem by odebrać szpital siłą. Placówka została okrążona i oblężenie rozpoczęło się, a sytuacja z miesiąca na miesiąc stawała się co raz bardziej krytyczna. Na tyle, że Mordechaj i Lew pogodzili się już z widmem niechybnej śmierci. Wtedy nastąpiła odsiecz ze strony której nikt się nie spodziewał. Oddziały Sił Naziemnych UMB zaatakowały w nocy klan bandycki i przerwały oblężenie. Mordechaj wiedział, że szpital bez silniejszej obstawy nie jest już bezpiecznym miejscem, a UMB również z czystej empatii ich nie uratowało, więc zdecydował się na negocjacje i obie strony zgodziły się na kompromis - Mordechaj i ojciec poddali szpital w ręce UMB wraz z olbrzymim zapasem leków, a w zamian mieszkańcy szpitala mogli wyemigrować do jednego z trzech głównych miast Unii Miast Bałtyckich - Gdańska, Kaliningradu lub Nowej Moskwy. Ze względu na bliskość do rodzinnej Gdyni, ojciec i syn wybrali Gdańsk, w którym przebywali od 2031 do 2033. Zostali oni wezwani do Nowej Moskwy ze względu na to, że doświadczeni lekarz i inżynier są bardzo cenni w tych czasach i ich brak dla każdego społeczeństwa jest odczuwalny. W momencie wjazdu do Nowej Moskwy, strażnicy zwrócili uwagę na nazwisko Mordechaja i Lwa. Okazało się, że uważany od dawna za zmarłego przed brata i ojca Izaak, przeżył te wszystkie lata a dodatkowo był dość wysoko postawionym milicjantem w Nowej Moskwie. Spotkanie po tylu latach było bardzo wzruszające dla rodziny, która w końcu była zjednoczona. Niedługo później po przybyciu do stolicy, Mordechaj został zatrudniony w państwowym szpitalu, natomiast ojciec, będący już sędziwego wieku, zaczął kierować częścią rozbudowy miasta, tworząc plany nowych budynków.
Charakter: W grze
Przynależność: UMB
Izaak Babel - 34 lata, młodszy brat Mordechaja. Silny fizycznie, oddany UMB, wysoko postawiony milicjant w Nowej Moskwie. Pomimo tylu lat oddzielnie od siebie, dalej ma dobre relacje z ojcem i bratem, pomimo tego, że często kłóci się z Mordechajem odnośnie wierności dla UMB i jego poglądów.
Lew Babel - 66 lat, ojciec Mordechaja, inżynier i architekt przy rozbudowie miasta i budowie nowych budynków w Nowej Moskwie. Oddany dla rodziny, miły, współczujący.
Mutacje: Brak
Zalety:
- Wielka wiedza medyczna. Pomimo tego, że z zawodu jest chirurgiem i kardiologiem, to z powodu sytuacji w jakiej postawił go świat, to musiał rozwinąć również swoją wiedzę w innych typach medycyny.- Hobbystycznie pasjonuje się chemią
- Inteligentny i oczytany
- Charyzmatyczny mówca i lider potrafiący porywać tłumy
- Szanowany i znany przez byłych mieszkańców szpitala a także mniejszych osad wokół Trójmiasta, ale również ze względu na ważny zawód szanują go również mieszkańcy Gdańska i Nowej Moskwy
- Poliglota, zna polski, angielski, rosyjski i niemiecki
- Szybko uczy się nowych rzeczy
Wady:
- Nie potrafi się posługiwać ani bronią białą ani palną- Praktycznie nigdy nie żył w “dziczy”, bo wpierw szpital, potem Gdańsk a na sam koniec Nowa Moskwa, co stawia w wątpliwość jego umiejętności przetrwania poza środowiskami gdzie jest otoczony ludźmi
- Posiada wadę wzroku (krótkowzroczność), która powoduje, że na co dzień musi korzystać z okularów korekcyjnych
- Nie jest on wytrzymały fizycznie
- Kiepski kierowca pojazdów
Wzrost: 196 cm
Waga: 83kg
Wygląd: -
WIP
Imię: Konstanty
Nazwisko: Kozlov
Pseudonim: Tartakover
Wiek: 23 lata.
Narodowość: rosyjska
Historia:spoilerCharakter: Tartakover jest człowiekiem, który ceni ludzkie życie i pomocność. Jest marzycielem, który śni o czasach, które istniały przed wojną lub nawet samą Federacją Rosyjską. Jest jeszcze ciut naiwny i myśli że wie lepiej od każdego.
Przynależność: powiązania z Siczą Krasnovgradu (niedgdyś znanego jako Rostov nad Donem)
Mutacje: (Opcjonalne) Jakiekolwiek mutacje jakie wasza postać posiada. Nie muszą, ale mogą wpływać na jej zdolności przetrwania (Np. skamieniała skóra – większa odporność na ataki wręcz, ale posiada mniejszą mobilność). Mutacje mogą być przeze mnie odrzucone ze względu na to, że nie pasują do świata lub są zbyt mocne.
Zalety: Wszystkie umiejętności i zdolności postaci, poza mutacjami, które wpływają na jej zdolność przetrwania. Akceptuję tylko karty których zalety równoważą wady, lub które mają mniej zalet niż wad.
Wady: Wszystkie schorzenia i nieudolności postaci, poza mutacjami które utrudniają jej przetrwanie.
Wzrost: 1.80 m
Waga: 70 kg.
Wygląd: -
done
-
@Luther Akcept.
-
Imię: Nikolajs.
Nazwisko: Veinbergs.
Pseudonim: Niko (tak zwracają się do niego jedynie przyjaciele). Inni członkowie załogi mówią o nim po prostu Szef, Kapitan, Stary i tak dalej.
Wiek: 30 lat.
Płeć: Mężczyzna.
Narodowość: Łotysz.
Historia: Nikolajs urodził się w Windawie, łotewskim mieście nad brzegiem Bałtyku. Jak można było spodziewać się po takim mieście, wiele osób związało swoje życie z morzem. Jednymi z nich była rodzina Veinbergsów. Ojciec Niko miał własny prom, którym przewoził ludzi i towary do portów Niemiec, Szwecji i Estonii. Matka też była związana z tym przedsięwzięciem, chociaż preferowała papierkową robotę w biurze firmy, na suchym lądzie. Z kolei starszy brat Nikolajsa pracował jako marynarz na łotewskim kontenerowcu, pływającym po morzach i oceanach całego świata. Odkąd tylko mógł, Niko pomagał rodzicom w prowadzeniu ich firmy, o wiele bardziej wdał się jednak w ojca, spędzając czas na promie, a nie biurze. Dzięki temu już od najmłodszych lat zdobywał niezbędne mu dziś umiejętności, wiele też nauczył się od dziadka, będącego żywą encyklopedią łotewskiej (i nie tylko) linii brzegowej. Wyjeżdżając do niego na wakacje, żywo studiował mapy, uczył się nawigować w oparciu o gwiazdy, a także pierwszy raz pływał samodzielnie żaglówką, jako jej kapitan. Wszystko wskazywało na to, że o ile jego miłość do morza się nie wypali (a nic na to nie wskazywało) zostanie wkrótce kapitanem rodzinnego promu i głową morskiego biznesu. A znając jego ambicję, można było podejrzewać, że zrobi wiele więcej, niż miał w planach jego ojciec. Wszystkie te rozważania przerwała jednak tragedia, jaką był wybuch wojny. W jednym momencie rodzina Niko straciła wszystko, gdy na wieść o zbliżających się do miasta wojskach rosyjskich, ojciec zdecydował się zabrać całą rodzinę (brat Niko miał wówczas trochę wolnego czasu między rejsami i wpadł na kilka miesięcy do rodzinnego domu), przyjaciół i niezbędne przedmioty oraz zaopatrzenie na pokład promu, a potem uciec. Dzięki temu udało im się uniknąć rosyjskiej okupacji i wszelkich jej możliwych następstw, nie zmieniało to jednak tego, że rodzina łotewskich uchodźców była w dość rozpaczliwej sytuacji. Szczęśliwie, dzięki kontaktom ojca Nikolajsa, udało im się znaleźć bezpieczne schronienie na Saremie, estońskiej wyspie, gdzie pływał służbowo jeszcze przed wojną. Nie byli tam niepokojeni przez kogokolwiek, chociaż wyspa ta jest największą, jaka należy do Estonii, to nie było żadnych militarnych czy ekonomicznych przesłanek, aby jakakolwiek walcząca strona widziała sens w wysłaniu tam swoich żołnierzy. Również dzięki temu żyjący tam ludzie byli stosunkowo bezpieczni, gdy spadły bomby atomowe. Upadek cywilizacji zmusił wszystkich, aby odnaleźli się w tym nowym świecie. Rodzina Veinbergsów miała to szczęście, że zdołała to zrobić bez problemu. Mieli w końcu działający prom, a także umiejętności niezbędne do żeglugi nim oraz wiedzę o Bałtyku. Dzięki temu przez lata może i nie dorobili się majątku, ale na pewno nie musieli martwić się o przetrwanie ani dopuszczać się tak nieludzkich aktów jak morderstwa, rozboje czy kanibalizm, aby przeżyć. Jedni ludzie chcieli bowiem dostać się na wyspę, widząc ją jako bezpieczny azyl, inni chcieli przedostać się z niej na stały ląd, aby szukać swoich bliskich lub szczęścia na kontynencie, jeszcze inni mieli różne interesy do załatwienia, towary do przewiezienia i tak dalej, a rodzina Niko zyskała niemalże monopol na to wszystko. Zmieniło się to w jedną tragiczną noc, gdy podczas rutynowego kursu między wyspą a wybrzeżem ich prom został zaatakowany przez piratów. Wojna bowiem niesie ze sobą nie tylko śmierć, cierpienie i zło, ale też pozwala złym ludziom robić rzeczy, na które nie mogliby się porwać w czasie pokoju. Przed wojną piractwo na Bałtyku było czymś w gruncie rzeczy abstrakcyjnym, wtedy zaczęło się rozwijać, gdy bandyci zdali sobie sprawę, jakie dobra czekają na nich na morzu. Piraci, choć niezbyt dobrze zorganizowani czy wyposażeni, zdołali pokonać słabą ochronę promu, zrabować z niego wszystko, co cenne, a także wziąć w niewolę załogę. Podczas negocjacji z liderem piratów zginął ojciec Niko, bo za bardzo się stawiał. Jego synów spotkałby zapewne ten sam los, gdyby nie pojawienie się innego statku, którego załoga najwidoczniej zdała sobie sprawę, że coś jest nie tak. Gdy piraci usiłowali wziąć tamtych z zaskoczenia, na pokładzie promu doszło do starcia między załogą i bandytami. Ci ostatni zostali w końcu pokonani dzięki wspólnemu wysiłkowi obu załóg, życia ojcu Niko jednak nikt nie wrócił. Dzięki pomocy marynarzy z drugiego statku, prom zdołał wrócić na wyspę, tamci zaś odpłynęli, opowiadając jeszcze na odchodnym o swojej społeczności w Kaliningradzie, potrzebującej doświadczonych żeglarzy. Widząc, jak niebezpieczne stało się czysto komercyjne żeglowanie, a także nie mając w zasadzie nic, co trzymałoby ich na Saremie (matka opuściła ich kilka lat wcześniej, dziadek zaś zmarł jeszcze przed wojną), bracia zdecydowali się wraz z kilkoma innymi ochotnikami popłynąć do Kaliningradu. Tym razem podróż odbyła się bez większych problemów. Na miejscu zastali dość dobrze zachowaną i rozwiniętą społeczność, choć niosącą na barkach wszelkie problemy tego nowego świata. Tak jak rodzina Niko przed wojną, ludzie ci żyli głównie dzięki morzu: prowadzili handel, transportowali ludzi, byli rybakami, wyprawiali się na tereny przybrzeżne i przedwojenne wraki lub opuszczone statki, aby szukać zaopatrzenia. Mieli też zalążek własnych sił zbrojnych oraz marynarki wojennej. Po krótkim okresie przygotowawczym (który służył też zapewne wybadaniu, czy nowoprzybyli nie są zakamuflowanymi bandytami czy kimś w tym guście) zostali oni przyjęci, przeszli trening i zaczęli pływać na okrętach wojennych. No dobrze, może to trochę za dużo powiedziane: chałupniczo opancerzonych i dozbrojonych głównie w broń maszynową kutrach i tym podobnych. Wspólnie, pod komendą starego, doświadczonego kapitana, który przed wojną rzeczywiście służył w rosyjskiej marynarce, patrolowali wody przybrzeżne, wyprawiali się po surowce, a także zwalczali nadmorskie gniazda bandytów, okręty piratów czy statki przemytników. Gdy społeczność z Kaliningradu połączyła się z innymi, tworząc oficjalnie Wspólnotę Miast Bałtyckich, Niko i załoga, której był członkiem, stali się częścią jej marynarki. Utworzenie się państwa przyniosło zmiany na dobre, ale i na gorsze. Mieszane reakcje wzbudziła choćby coraz sztywniejsza hierarchia czy dyscyplina, na to jednak Niko nie narzekał. Nikt za to nie miał za złe doposażenia okrętów nowej floty, ani zainstalowania na pokładach jej okrętów dobrze uzbrojonych żołnierzy UMB. Zmianie uległ też zakres obowiązków. Od teraz zajmowano się nie tylko mutantami, bandytami, piratami i przemytnikami, ale również innymi nowymi państwami Europy. Niko i jego towarzysze broni napadali głównie na nadbrzeżne posterunki i osady Cesarstwa Niemieckiego lub Państwa Nowej Finlandii, polowali też na statki handlowe z wywieszonymi banderami tych państw. Podczas jednej z takich akcji, lekko uzbrojony statek Cesarstwa zdawał się być kolejnym łatwym celem. Ale gdy doszło do abordażu, z podpokładu wysypali się niemieccy żołnierze. Nie będący amatorami, od razu zasypali gradem kul mostek kapitański, uśmiercając starego wilka morskiego i większość jego oficerów. W trakcie walki większość marynarzy zginęła lub odniosła rany, odszedł też brat Niko. W krytycznym momencie to on przejął jednak inicjatywę i umożliwił ucieczkę okrętowi Unii, odprowadzając go bezpiecznie do macierzystego portu. Niestety, był w tak złym stanie, że poszedł na złom, a załogę rozpuszczono. Czy coś takiego powstrzymało jednak ambitnego, młodego marynarza? Teraz napędzanego jeszcze żądzą zemsty? W żadnym wypadku. Prosił, nalegał i groził na tyle długo, że zyskał rangę kapitana i dowództwo nad swoim okrętem, który ochrzcił mianem “Kuny”. O wiele mniejszy, gorzej uzbrojony i opancerzony niż stara jednostka, na której pływał, był jednak dużo szybszy i zwrotniejszy. Chociaż Niko podejrzewał, że ktoś z jego przełożonych liczył, że pewnego dnia wypłynie i nie wróci do portu, co rozwiąże problem upierdliwego, świeżo upieczonego kapitana, to pokazał im, że nie mają co na to liczyć. Bowiem wracał nie tylko za każdym razem, ale i nigdy z pustymi rękami, zdobywając jeńców i łupy dla Unii, a czasami głowy morskich mutantów, bandytów czy żołnierzy Cesarstwa. Okazano mu za to uznanie, które jednak nie oznaczało nowego okrętu. Mógł jednak dozbroić i ulepszyć obecny, a także zakwaterować na nim więcej załogi i żołnierzy Unii. Dziś Niko wciąż jest kapitanem “Kuny”, równie dzielnym, co ambitnym, gotowym na wszystko w poszukiwaniu chwały, zaszczytów i zemsty.
Charakter: W grze.
Przynależność: Unia Miast Bałtyckich, tak jak reszta jego załogi.
Mutacje: Brak.
Zalety: Choć kapitanem własnego okrętu jest od niedawna, to jednak lata spędzone na morzu zrobiły swoje. Dzięki temu zna się na wszystkim, co niezbędne w żeglarskim żywocie: czytanie map, nawigacja (w tym i taka bez przyrządów, w oparciu o gwiazdy), wykorzystanie wszelkich urządzeń dostępnych na okręcie i tym podobne, i tak dalej. Bardzo dobrze zna też linię brzegową swojej ojczyzny, wszystkie mielizny, wysepki, zatoki i inne tego typu. Wybrzeża innych państw basenu Morza Bałtyckiego zna też dobrze, dzięki mapom i różnym wyprawom, choć nie tak świetnie. Poza tym jest silny i wytrzymały, zahartowany trudami marynarskiego żywota. Bardzo dobrze pływa. Ze względu na to, że większość starć na morzu, w jakich brał udział, odbywała się przez abordaż, doskonale walczy wręcz i przy pomocy krótkiej broni białej (pałki, noże, którymi bardzo dobrze rzuca do celu, a także kastety) oraz ciska harpunami/oszczepami. Przeszedł również wojskowe szkolenie z zakresu obsługi i konserwacji broni palnej, ale nie jest to jego szczególnie mocną stroną (to znaczy, że potrafi strzelać z typowej dla żołnierzy UMB broni palnej, wyczyścić ją i tak dalej, ale nie czyni to z niego absolutnie dobrego strzelca, chyba że ćwiczyłby to długo i namiętnie). Ma bardzo dobry wzrok i wyśmienicie pływa. Charyzmatyczny, dobry dowódca.
Wady: Chociaż wie, jak naprawić niemal każdą usterkę na swojej łajbie, to może mieć problemy, aby zrobić to równie skutecznie na innym okręcie czy statku, ze względu na fakt, że jego jednostka jest jedyna w swoim rodzaju, o naprawie pojazdów lądowych nie wspominając. Tymi ostatnimi nie potrafi też kierować. Wyszkolenie strzeleckie ma naprawdę podstawowe, na dobrą sprawę rzadko kiedy musi używać broni palnej, bo ma od tego ludzi. Nie jest zbyt szybki czy zwinny, a przyjęty jeszcze z czasów pływania na poprzednim okręcie zwyczaj palenia cygar (wtedy w dość młodym wieku) odbił się negatywnie na jego płucach, a przez to i kondycji. Żaden z niego poliglota, korzysta z usług tłumaczy. Materiały wybuchowe, granaty i tym podobne widział tylko w grach czy filmach, z uwagi na bezpieczeństwo swoje i towarzyszy raczej się ich nie tknie. Potrafi dowodzić, ale tylko tym, co mu obecnie przydzielono, ciężko powiedzieć jak sprawdziłby się jako lider większej załogi czy okrętu. Z drugiej strony, usilnie dąży do tego, aby się przekonać, jest bowiem bardzo ambitny i pewny siebie, żądny chwały, zasług, poklasku i awansów. Jak łatwo się domyślić, pakował się przez to w tarapaty, z których co prawda jakoś zawsze udawało mu się wykaraskać, ale nie ma gwarancji, że kiedyś go to nie zgubi.
Wzrost: 185 centymetrów.
Waga: 82 kilogramy.
Wygląd:
-
Imię: Maksym.
Nazwisko: Karski.
Pseudonim: Wilkołak.
Wiek: 31 lat.
Płeć: Mężczyzna.
Narodowość: Białorusin.
Historia: Maksym urodził się w przeciętnej do bólu i biednej rodzinie, w małej, zapomnianej przez Boga wiosce pod Mołodecznem. Jego ojciec był drobnym rolnikiem, którego małe gospodarstwo dawało mu wiele dumy, ale dużo mniej środków do życia. Matka z kolei była gospodynią domową, usiłującą powiązać koniec z końcem, co łatwe nie było, biorąc pod uwagę, że rodzina Karskich była dość liczna, Maksym miał jeszcze pięcioro rodzeństwa, chociaż to on był najstarszy. Z tego powodu miał w życiu najmniej beztroski, bo poza szkołą, to odkąd tylko mógł zaczął pomagać w gospodarstwie i znienawidził to. Miał w końcu prawo: po co ciężko pracować, jeśli jedyne, co dzięki temu zyskujesz to zmęczenie, frustracja i bieda, z której nie możesz się wydostać? Dlatego, gdy tylko jego rodzeństwo podrosło i zaczęło pomagać ojcu i matce, on całymi dniami znikał w okolicznych lasach. Nie tylko po to, żeby odpocząć od męczącego towarzystwa rodziny, ale i po to, aby zrobić coś, co widział naprawdę pożytecznym. Pewnego dnia zabrał ojcu stary sztucer, zapas amunicji i kuchenny nóż, po czym zaczął polować. Dzięki niemu w domu nie brakowało już świeżego mięsa, a także ryb, owoców czy grzybów. Był na tyle zdolnym myśliwym i zbieraczem, że rodzina zaczęła nawet sprzedawać część z jego łupów, mieli tego bowiem za dużo. I to okazało się problemem, gdy jakiś uczynny sąsiad doniósł o tym milicji, ta zaś zaczęła obserwować gospodarstwo Karskich. Gdy zobaczyli Maksyma wracającego z lasu z naręczem upolowanych zajęcy wiedzieli, że schwytali młodego kłusownika na gorącym uczynku. Wtedy Maksym pierwszy raz trafił do Mołodeczna, wcześniej nie było bowiem ku temu potrzeby (a bardziej środków). Pewnie trafiłby do poprawczaka lub czegoś w tym guście, ale akurat wybuchła wojna (jeszcze nie ta nuklearna) i wszyscy mieli większe problemy na głowie niż młodociany kłusownik. Dzięki temu Maksym szybko zniknął władzy z oczu, ale nie wrócił do domu, nie widział bowiem ku temu sensu. Nie czekało go tam nic ciekawego, w gruncie rzeczy nie czuł się przywiązany do rodziców ani rodzeństwa, a miasto, choć nie jakieś szczególnie wielkie, oferowało mu sporo. Co jednak mógł zrobić chłopak, który nie przepadał za uczciwą pracą i zdobył tylko podstawowe wykształcenie, bez grosza przy duszy i dachu nad głową? To, w czym był dobry: polował. Ale tym razem bez sztucera i nie na zwierzęta. Napadał na ludzi, którzy mieli pecha zabłądzić nie w tej ciemnej uliczce, co trzeba, okradał tych, którzy byli na tyle nieuważni, aby mógł wykorzystać te szanse, czasem wręcz po pobiciu i rabunku domagał się więcej pieniędzy, aby to się nie powtórzyło. Oczywiście, taki przybysz znikąd wzbudził zainteresowanie lokalnych przestępców. Nie żeby była to jakaś wielka i groźna mafia, bardziej drobne rzezimieszki i gangi. Może najpierw chcieli załatwić lub przegnać Maksyma ze swojego terytorium, ale gdy zdali sobie sprawę, jak jest użyteczny, zmienili zdanie i przyjęli go do swojej przestępczej społeczności. Czas leciał, oni wciąż robili swoje, ale na wieść o eskalacji działań zbrojnych przytomnie uciekli z miasta. Nie żeby obawiali się bombardowań czy czegoś w tym guście, bardziej wojskowych, którzy mogliby chcieć wcielić ich w kamasze i posłać do frontowej maszynki do mielenia mięsa. Dzięki temu byli daleko, gdy spadły pierwsze bomby atomowe. Nowa rzeczywistość nie okazała się dla nich jednak szczególnie ciężka. Jasne, była trudniejsza, bardziej brutalna, ale to była nowość dla tych zwykłych, uczciwie pracujących ludzi, których kroili na ulicach, nie dla nich. Robili to samo co wcześniej, ale na większą skalę, z roku na rok władza sypała się coraz bardziej. Dzięki temu nie tylko mogli napadać na innych, ale i zdobyć pierwszą broń palną, którą udało im się wykraść milicjantom i wojskowym. Uzbrojeni i niebezpieczni, mimo wszystko opuścili okolicę miasta, wiedząc, że pozostając w jednym miejscu zwrócą na siebie z czasem zbyt wiele uwagi. Zaczęli wieść życie koczowników: polowali, szabrowali i napadali na innych, nic wielkiego. Zmieniło się to, gdy natknęli się na inną grupę bandytów, dużo większą i lepiej uzbrojoną, mającą stałe terytorium, na które Maksym i jego kompanii wkroczyli, nie mając o tym pojęcia. Dostali prostą propozycję: dołączyć i poddać się władzy ichniejszego herszta lub zginąć. Łatwo się domyślić, co wybrali. Stali się może i członkami większej bandy, ale nie równymi członkami. To im przypadały najbardziej męczące i upokarzające prace oraz najniebezpieczniejsze zadania. Maksym, który do czasu tego spotkania wyrósł już na lidera swojego gangu, nie miał zamiaru długo tego znosić. Ale nie mógł dokonać przewrotu ot tak. Na szczęście jego talenty tropicielskie pozwoliły mu odnaleźć coś, co zmieniło bieg gry. Mianowicie w jednej jaskini odkrył leże Wargów, wielkich, zmutowanych wilków. Udało mu się wykraść ich młode, które później cierpliwie odchował i oswoił. Gdy minął jakiś czas, a bestie podrosły na tyle, aby stanowić niebezpieczeństwo, Maksym jak gdyby nigdy nic wrócił do obozu bandytów i ogłosił, że teraz on tu rządzi. Został wyśmiany, ale gdy zdano sobie sprawę, że nie żartuje, ruszył ku niemu dotychczasowy herszt i kilku jego przydupasów. Wtedy to Maksym zagwizdał, a z mroku nocy wyłoniły się jego nowe pupilki, które stanęły za nim i na dany znak rzuciły się na zagrażających mu bandziorów, rozrywając ich na strzępy na oczach całego obozu. pozostali nie mieli oporów i tym razem jednogłośnie uznali Maksyma za swojego lidera. Zebrawszy wszystko, co się dało, powiódł on swoją grupę dalej, nie chcąc pozostawać długo w jednym miejscu. Latami rozbudowywał bandę, zwaną dziś Wilczymi Skórami, eliminując tych, którym nie w smak było jego dowództwo oraz dołączając do niej nowych, lojalniejszych, członków. Dzięki swoim tropicielskim talentom sformował też nową watahę, tym razem złożoną z Wargów. A gdyby tego było mało, nauczył się jeździć na nich jak na koniach, a potem nauczył tego swoich ludzi, dzięki czemu każdy ma swojego zmutowanego wierzchowca, a w grupie jest też kilka innych Wargów, oswojonych, ale chwilowo nieposiadających jeźdźca lub zbyt upartych do noszenia kogokolwiek. Dzięki nowym wierzchowcom, grupa stała się nie tylko dużo bardziej mobilna, ale też groźniejsza, gdyż ich środki transportu stały się też ich bronią. Dzięki temu wyspecjalizowali się w szybkich i brutalnych napadach na podróżnych, karawany i małe, słabo bronione osady. Z czasem do ich obozu przybył ktoś, kto mówił o sobie, że jest wysłannikiem kogoś potężniejszego, niż Maksym i jego Wargi. Człowiek ten, dziś zwany Kolejarzem, przed wojną był oligarchą, który stworzył swoje prywatne imperium. Bogacił się na wiele sposobów, od transportu, przez handel, po wydobycie surowców i uprawę ziemi. Miał zasoby i ludzi, którzy dbali o jego interesy, nie szukał więc mięśni do wynajęcia. Ale słyszał wiele o grupie Wilkołaka, jak zaczęto nazywać Maksyma, i zaproponował mu pracę. W zamian za broń, leki, amunicję i innego rodzaju wyposażenie, Maksym zaczął pracować dla Kolejarza. W zasadzie robił to samo, co do tej pory, z ta różnicą, że choć wszelkie łupy mógł zachować dla siebie i swojej watahy, schwytanych ludzi miał dostarczać jemu. Ziemię trzeba bowiem uprawiać, surowce wydobywać i tak dalej, a brakowało do tego rąk. A skoro nikt nie chciał pracować dla Kolejarza po dobroci, mógł równie dobrze robić to w niewolniczych kajdanach. Maksym dziś wciąż wiedzie po pustkowiach swoją grupę, Wilcze Skóry, robiąc to, na czym zna się najlepiej. I nic nie wskazuje na to, aby kiedykolwiek miał przestać…
Charakter: Maksym mówi o sobie, że jest bezdusznym i bezlitosnym bydlakiem, czasem bardziej podobnym do zwierzęcia niż człowieka. Nie dość, że nie mówi o tym bez powodu, to jeszcze robi to z dumą. Bez dwóch zdań zasłużył sobie na swój pseudonim, jest bowiem bestią w ludzkiej skórze. To brutalny bandzior, gotów kroczyć do celu po trupach. Nie tych metaforycznych, ale prawdziwych. I będzie mieć z tego ubaw. Jest sadystą, który kocha straszyć, mordować i torturować swoje ofiary. Chociaż ma dzięki temu poczucie władzy, bycia panem życia i śmierci, które uwielbia, dużo więcej satysfakcji czerpie ze zwycięstwa w wyrównanej walce lub w takiej, w której przeciwnik stanowił jakieś wyzwanie, nim padł. Jest jednak na tyle pragmatyczny, aby kalkulować na zimno swoje szanse. Dlatego pozostaje przy gnębieniu słabszych, bo to mu się opłaca. Jest odważny, czasami można by nawet powiedzieć, że pozbawiony instynktu samozachowawczego, ale tylko wtedy, gdy wie, że może wygrać. Przed walką zawsze jest ostrożny, cierpliwy, polega na uzyskanych wcześniej informacjach i zwiadzie. Choć wzbudza strach wśród ludzi spoza swojej watahy, dla jej członków jest liderem, który ich nigdy nie zawiódł. Zawsze stara się zrobić wszystko, aby jego ludzie osiągnęli korzyści, gdy on coś zyskuje, aby nie umierali na próżno. Dopuszcza do siebie jednak myśl, że gdyby wszystko było stracone, to mógłby ich porzucić, aby ratować własną skórę, czego jednak nigdy nie zrobił. Chociaż ciężko nazwać jego bandę czymś więcej, niż właśnie bandą, ceni on sobie dyscyplinę, hierarchię, na czele której stoi, oraz posłuch wśród własnych ludzi. Nie ma oporów przed dokręcaniem śruby swoim podwładnym, zmuszaniem ich do forsownych marszów, jeśli jest taka konieczność, karaniem jednych, na oczach innych, często w okrutne sposoby. Ale potrafi też docenić, pochwalić, awansować, gdy jest ku temu okazja. Ceni sobie bowiem cechy, które sam posiada: bezwzględność, sprawność w boju, kreatywność. Nie zniesie jednak jakiejkolwiek konkurencji. Nie ma oporów przed zamordowaniem własnoręcznie bandyty, który choćby pomyślałby o tym, aby go zastąpić. Fakt faktem, że jego ludzie są lojalni i oddani, więc żaden by o tym nie pomyślał, nie jest więcej paranoikiem, widzącym wszędzie potencjalnych zdrajców i uzurpatorów, ma się jednak na baczności. Tym, co go motywuje jest ambicja, aby kiedyś zastąpić Kolejarza na jego tronie, o czym jednak nikomu nigdy nie powiedział, a także bliższe i bardziej realne cele, czyli dostatek i dobro swojej watahy. Przed osiągnięciem celu nie cofnie się przed niczym. Czasami bywa bardzo nieprzewidywalny, jest to jednak przeważnie celowe zagranie, mające zmylić przeciwnika, podobnie jak udawanie szalonego. Bowiem mimo wszystkich swoich cech, nawyków i tym podobnych, Maksym jest zdrowym psychicznie człowiekiem. I mordercą, gwałcicielem, szabrownikiem, sadystą czy kanibalem o olbrzymim poczuciu czarnego humoru przy okazji.
Przynależność: Najszerzej mówiąc to Bandyci. Maksym stoi na czele swojej własnej grupy, zwanej Wilczymi Skórami, ta zaś, podobnie jak kilka innych, podlega kolejnej, jeszcze większej i potężniejszej szajce, na której czele stoi przedwojenny białoruski oligarcha, kiedyś blisko związany z Łukaszenką, Leonid Hryc, dziś o wiele bardziej znany pod pseudonimem Kolejarz, ze względu na to, że przed wojną kontrolował dużą część białoruskich kolei pasażerskich i transportowych, co po upadku cywilizacji pozwoliło mu stworzyć swoje małe, prywatne imperium, opasane żelaznymi liniami kolejowymi. Co do jego grupy, to liczy ona łącznie z nim 45 bandytów, wszyscy uzbrojeni w jakąś broń białą, od wojskowych bagnetów, przez własnoręcznie wykonane lub zakupione maczety, pałki, miecze, topory i tym podobne, a także broń palną, niektórzy mają jej nawet więcej, niż jedną sztukę (co jednak przeważnie sprowadza się do posiadania broni głównej i bocznej w postaci pistoletu, rewolweru czy pistoletu maszynowego), a także sieci i bolasy. Podobnie jak Maksym, są to więksi i mniejsi degeneraci, każdy z nich wielokrotnie już zabijał z zimną krwią i robił inne okropieństwa. Przez ich tryb życia, który objawia się niemal ciągłą walką, a także przez choroby i inne nieprzyjemności, zaledwie 15 z nich to ci sami bandyci, z którymi Maksym terroryzował Mołodeczno. Wśród nich jest dwóch, którzy służą jako jego najbliżsi doradcy i porucznicy. Dłoń (prawdziwe, znane tylko garstce imię to Prokop) jest jego zastępcą wszędzie tam, gdzie Wilkołak nie chce udać się osobiście albo gdzie nie może tego zrobić. Zawsze też, gdy z grupy zostaje wydzielony jakiś konkretny pododdział, to on staje na jego czele. Drugim jest Koszmar, znany garstce bandytów pod imieniem Anatol. On z kolei zostaje przeważnie w pobliżu Maksyma, służąc za jego oczy i uszy, a także będąc jego osobistym ochroniarzem (gdyby ktoś taki jak Wilkołak potrzebował w ogóle ochrony).
Mutacje: Jego organizm produkuje soki trawienne dużo mocniejsze od tych, jakie można znaleźć w żołądkach zwyczajnych ludzi, cały jego układ pokarmowy jest też o wiele mocniejszy i wytrzymalszy. Dzięki temu może jeść to, co u innych ludzi spowodowałoby zatrucie, niestrawność czy inne nieprzyjemności gastryczne (na przykład surowe mięso i tym podobne). O wiele lepiej znosi też dzięki temu używki, takie jak alkohol, które jego organizm sprawniej trawi i wydala.
Zalety: Lata trudnego życia naprawdę go zahartowały. Pogoda, głód, rany czy choroby nie robią na nim tak dużego wrażenia jak na innych ludziach, jest w stanie wytrzymać o wiele więcej niż oni, przeżyć w kompletnej dziczy sam, gdyby musiał. A gdyby rzeczywiście musiał, to ma ku temu predyspozycje, zna się bowiem doskonale na tym wszystkim, co można streścić w słowie survival: potrafi stworzyć prymitywne narzędzia i broń, zbudować szałas, rozpalić ogień. Wie jak zastawić sidła na drobną zwierzynę, jak upolować większą, a potem wszystko to oprawić i przygotować do spożycia. Poza mięsem, wie jak korzystać z innych dóbr natury, a więc bez trudu rozpozna jadalne rośliny, grzyby czy korzonki, potrafi też wykorzystać różne zioła i i tym podobne do tworzenia prostych leków, wywarów czy trucizn. Do tego jest doskonałym tropicielem, o wyostrzonych zmysłach. Jego waga i wzrost, a także całe lata trudnego życia, sprawiają, że w walce wręcz nie ma sobie równych, jest bowiem bardzo silny i wytrzymały, zdolny zabić człowieka gołymi rękoma. Nie robi tego jednak za często, bo równie dobrze co pięściami, wywija bronią białą. Nie każdą, preferuje rozmaite topory, miecze, noże, kastety i maczety, tymi pierwszymi potrafi też rzucać do celu. Choć dużo bardziej ceni sobie walkę na bliskim dystansie, gdy jest bardziej personalna, nie gardzi też bronią palną, ma jednak swoje upodobania, stąd w jego ekwipunku próżno szukać broni snajperskiej czy karabinów szturmowych, nie brak tam za to strzelb, obrzynów i pistoletów, z których robi doskonały użytek i równie dobrze potrafi o taki ekwipunek zadbać. Jako że od lat posiada udomowionego Warga, nie tylko jest wybornym jeźdźcem, zdolnym kontrolować swoją bestię samymi tylko nogami, aby w obu dłoniach dzierżyć jakąś broń, ale również jest ekspertem od tych stworzeń, stanowiącym bezcenne kompendium wiedzy dla każdego, kto chciałby wiedzieć jak Warga oswoić, przegonić ze swojego terytorium lub zabić bez większych trudności. Bez trudu wzbudza lęk w przeciętnych ludziach spoza swojej bandy, a w jej szeregach wzbudza posłuch, który owocuje wielkim oddaniem bandytów w stosunku do lidera, a także pozwala na niespotykaną w innych takich grupach dyscyplinę i koordynację, co wydatnie przekłada się na ich skuteczność w boju. Chcąc nie chcąc, podczas swoich wojaży Maksym nauczył się wielu języków. Nie żeby potrafił się posługiwać w nich jak ktoś, dla kogo jest to język natywny, niemniej w stopniu komunikatywnym zna litewski, polski i łotewski, a bez trudu włada rosyjskim i ukraińskim, podobnie jak swoim rodzimym białoruskim. Jednak w rozmowach z kimś, z kim każde słowo jest ważne, nie zawahałby się sięgnąć po pomoc tłumacza.
Wady: Sam fakt bycia bandytą, który sprawia, że musi trzymać się z daleka od większych miast czy osad należących do jakiegoś państwa, o ile te nie należą do takich miejsc, w których bandyci są tolerowani. Chociaż może jakoś zakamuflować swoje intencje, to jego wygląd i tak będzie pewnie wzbudzać zaniepokojenie wśród osadników czy podróżnych, a na pewno nie ułatwi mu ukrycia się czy wtopienia w tłum. Jest dość nieokrzesany, nie lubi pozostawać w jakiejś większej osadzie dłużej, niż jest to konieczne, czasami nawet pozwala odpocząć swoim ludziom w miejskich murach, a sam przebywa w obozie poza nimi. Ma dość ponurą sławę, gdyby został rozpoznany przez kogokolwiek, kto mógłby się obronić, na pewno zostanie przywitany ogniem. Kompletnie nie zna się na pojazdach, na wszystkich. Dotyczy to tak ich prowadzenia, jak i naprawy czy konserwacji, jego grupa w kwestii transportu zawsze opierała się na Wargach. Nie jest szybki czy zwinny, nawet gdyby chciał, ciężko przychodzi mu skradanie. Jakakolwiek inna broń palna czy biała niewymieniona wyżej, a także wszelkiej maści materiały wybuchowe to nie jego bajka, ani tego nie lubi, ani nie potrafi się tym posługiwać. Nie potrafi pływać, nigdy nie był nad jakimkolwiek morzem, a większe rzeki pokonywał po mostach, dzięki brodom lub gdy były skute lodem.
Wzrost: 202 centymetry.
Waga: 98 kilogramów.
Wygląd:
-
Imię: Augustyn.
Nazwisko: Twardowski.
Pseudonim: Pan Twardowski, Łowca.
Wiek: 30 lat.
Płeć: Mężczyzna.
Narodowość: Polak.
Historia: Augustyn urodził się w raczej przeciętnej rodzinie na północy Polski. Właściwie większość jego wczesnego życia można opisać jako nudne, typowe i do bólu przewidywalne. Z jedną może różnicą: kochał wolność. Chciał chodzić, gdzie chce, robić, co chce i nie słuchać nikogo, o co trudno w tak młodym wieku, gdy ma się nad sobą rodziców i nauczycieli. Dlatego nauka szła mu opornie, kilka razy był wręcz przepuszczany z klasy do klasy z litości, aby stać się problemem innego profesora. Jakoś jednak zdał, a później zajął się czymś, co naprawdę go interesowało: poszedł do szkoły branżowej, aby zostać mechanikiem. Niestety, nie skończył jej, głównie przez bójki z innymi uczniami, częstą absencję na wszystkich zajęciach, które nie opierały się na grzebaniu w samochodach, oraz podkradanie części ze szkolnego warsztatu, z których chciał zmontować własny motocykl. Gdy został wyrzucony, rodzice uznali, że nie mają już do niego siły i skoro tak bardzo pragnął być wolny, to proszę bardzo, niech się spakuje i wynosi. I Augustyn oczywiście to zrobił. Pewnie rodzice myśleli, że wróci po kilku dniach z podkulonym ogonem i będzie ich błagać na kolanach, żeby znów wpuścili go do domu, on jednak udał się w podróż na południe Polski, śpiąc pod gołym niebem, czasem jeżdżąc autostopem, łapiąc trwające dzień lub kilka fuchy, za które dostawał kilkanaście czy kilkadziesiąt złotych na przeżycie z dnia na dzień. I takim oto sposobem dostał się po długiej wędrówce do drewnianej chatki pośrodku lasu, w głębi Bieszczad. Mieszkał tam ojciec jego ojca, dziadek, z którym reszta rodziny nie utrzymywała żadnego kontaktu. Chociaż lepiej powiedzieć, że to on nie utrzymywał kontaktów z nimi, bo ich nie lubił. Ale jak to dziadek, wnuka kochał, więc gdy tylko pojawił się na progu jego chaty, przyjął go do siebie. Co prawda poinformował o tym zmartwionych rodziców, ale nic poza tym, skoro Augustyn chciał zostać u niego, a nie wracać. Jednak stary miał kilka zasad i reguł, których trzeba było przestrzegać. W skrócie to musiał żyć tak jak on, a więc przy jak najmniejszym wykorzystaniu technologii, a jak najbliżej natury. I z tym nie było problemu, bo młody Twardowski polubił nowy tryb życia, blisko natury, gdzie pierwszy raz w życiu naprawdę czuł się wolny. Uczył się wtedy wszystkiego, co później uratowało mu życie. Dość wymowne niech będzie choćby to, że na urodziny dostał od dziadka kuszę myśliwską i zapas bełtów, a nie jakiś bardziej typowy dla chłopaka w jego wieku prezent. Tak czy siak, wiódł proste życie jako myśliwy i zbieracz, czasami pomagał też drwalom czy wytapiaczom węgla drzewnego, ale to całe dnie spędzane na łowach wspomina z tego okresu najlepiej. Gdy wybuchła wojna to dowiedział się o niej dopiero po kilku dniach, nie mając zbytnio kontaktu z cywilizacją. Nie przejął się tym szczególnie, dobrze wiedząc, że tylko cud może zapędzić tu jakichś zbłąkanych żołnierzy czy cywilów. Niemniej, przeczuwając, że będzie ciężko, zaczął bunkrować chałupę i zbierać zapasy, dzięki którym wraz z dziadkiem przetrwał czas bezpośrednio po wybuchu bomb atomowych. Niestety, staruszek nie dał rady przeżyć do końca, choć nie miało to raczej wiele wspólnego z wojną i radiacją, a bardziej z kartonami wypalonych papierosów i litrami wypitego samogonu, co w połączeniu z raczej przeciętną dietą i brakiem ruchu oraz świeżego powietrza szybciej wpędziło go do grobu. Pogrzebawszy starego, Augustyn przeczekał jeszcze jakiś czas w chałupie po czym wsiadł na motor i odjechał, nie widząc swojej przyszłości w tym miejscu. Przez jakiś czas dręczyły go wyrzuty sumienia, że nawet nie próbował skontaktować się z rodzicami ani nikim innym, ale szybko się ich pozbył i postanowił, że musi odnaleźć się w tej nowe rzeczywistości. I tak się stało. Nowy świat okazał się idealnym dla kogoś takiego jak on, spragnionego wolności. Bo kto niby może mu teraz czegokolwiek zabronić? No właśnie. Nie mając żadnego wykształcenia, które przydałoby mu się dawniej, miał całą wiedzę, dzięki której mógł żyć teraz. Nie miał szczególnego planu, po prostu podróżował, polował i tyle. Dopiero z czasem zaczęły się problemy, gdy zaczęło mu brakować paliwa. Wymienił za nie świeże mięso z jakimiś ocalałymi. Innej grupie sprzedał skóry i futra w zamian za medykamenty. Innym razem to jego ktoś zaczepił, prosząc o pomoc z mutantami grasującymi w pobliżu ich obozu. Gdy się tym zajął, dostał sporo sprzętu i amunicji na handel, w ramach wynagrodzenia. I zdał sobie sprawę, że to dobry sposób na życie. Właśnie tak został najemnikiem i łowcą nagród, wolnym strzelcem, który żadnej roboty się nie boi, o ile będzie opłacalna. Wiele już zrobił, choć zawsze za wynagrodzenie, nigdy z dobroci serca, dzięki czemu czasami sława go wyprzedza. To życie jednak mu się podoba, po co więc miałby je zmieniać?
Charakter: W grze.
Przynależność: Brak. Jest najemnikiem, łowcą nagród i wolnym strzelcem, pracuje dla tego, kto zapłaci najwięcej.
Mutacje: Brak.
Zalety: Człowiek lasu w pełnym wydaniu. Lata życia w głuszy, tak przed apokalipsą, jak i po niej, sprawiły, że leśne ostępy nie mają dla niego tajemnic. Dzięki temu potrafi tropić, polować, skórować, konserwować mięso, zakładać sidła i pułapki, łowić ryby oszczepem. Wie, jaki grzyby, owoce i korzonki są jadalne, a jakie nie, a także gdzie ich szukać, potrafi również je wykorzystać do przyrządzania ziołowych leków, maści, naparów czy zwykłych przypraw. Doskonale strzela z kuszy (i potrafi wytwarzać do niej proste lub, jeśli ma odpowiednie zaplecze, bardziej zaawansowane bełty), a żeby zrobić z niej użytek potrafi się też przyzwoicie skradać. Niezgorzej włada też bronią palną, z którą miał już do czynienia, a więc ze strzelbami. Potrafi czyścić i konserwować całą wymienioną wcześniej broń. Bardzo dobry mechanik, jeśli chodzi o motocykle, to zrobi z nimi dosłownie wszystko: naprawi jakąkolwiek usterkę (o ile ma części, ale jest też w stanie improwizować), wprowadzi modyfikacje, zadba o utrzymanie poszczególnych elementów i całego pojazdu. Bardzo wytrzymały. Ugruntowana reputacja solidnego najemnika. Potrafi pędzić doskonały bimber.
Wady: Niezbyt zwinny, szybki czy silny. Nie potrafi pływać. Obsługa jakiejkolwiek typowo wojskowej broni palnej, a w zasadzie to jakiejkolwiek, której wcześniej nie używał, nie będzie prosta, raczej zajmie trochę czasu. Podobnie, a może nawet i trudniej, miałby z pojazdami, których wcześniej na oczy nie widział, nie poskłada ot tak czołgu czy helikoptera. Brak znajomości materiałów wybuchowych. Potrafi sklecić tylko kilka zdań po angielsku i niemiecku, bo tego jeszcze nauczył się w szkole, później nic go nie ciągnęło w tym kierunku, więc może mieć problem z dogadaniem się z kimś, kto nie mówi po polsku. Przeciętnie walczy wręcz, bardzo podstawowe, wręcz prymitywne zdolności pierwszej pomocy (poradzi sobie tylko z najprostszymi ranami i urazami, ze wszystkim innym potrzebna mu będzie pomoc wykwalifikowanego medyka lub bardziej doświadczonego w tej materii ocalałego).
Wzrost: 192 centymetry.
Waga: 85 kilogramów.
Wygląd:
-
@Kubeł1001 Obie postacie akcept, możesz robić ekwipunki.
-
Imię: Rodion.
Nazwisko: Arsipow.
Pseudonim: Suzeren.
Wiek: 40 lat.
Płeć: Mężczyzna.
Narodowość: Ukrainiec.
Historia: Suzeren nie lubi mówić o tym, kim był ani co robił przed apokalipsą. Wmawia sobie, że dzięki tej aurze tajemniczości jest bardziej poważany, jest zagadką dla swoich towarzyszy i ludzi spoza Wspólnoty. Ale prawda jest taka, że teraz, gdy naprawdę jest kimś, nie chce przyznać się nikomu do tego, że nie zawsze tak było. Na początku bowiem był nikim. Urodził się w prostej, ukraińskiej rodzinie pod Kijowem. Jego ojciec był rolnikiem, matka zajmowała się domem i pracowała w lokalnym urzędzie. Chociaż i ojciec, i matka robili wszystko, aby namówić syna, żeby ten poszedł w ich ślady, gdy dorośnie, młody Rodion tylko pozornie się zgadzał, bo im starszy był, tym bardziej gardził taką wizją życia, jaką oferowali mu rodzice. Chciał czegoś większego, lepszego, bogatszego. Zazdrościł tym wszystkim bogatym ludziom z Kijowa, których czasami widywał, zazdrościł ich położonych pod miastem dacz, drogich samochodów, zegarków, ubrań… Chciał wyrwać się z nudy, biedy i monotonni dotychczasowego życia. Szczęśliwie dla niego, już od małego zdradzał oznaki wysokiej inteligencji, w szkole kolejne klasy zawsze kończył z wyróżnieniem, przebijając wszelkie rekordy, jakie osiągnęli przed nim inni uczniowie. Zostało to zauważone i dzięki temu otrzymał stypendium, które poza pomocą finansową oferowało mu również wybór przyszłej uczelni. Idąc w zgodzie ze swoimi zainteresowaniami oraz uzdolnieniami, zdecydował się na naukę na Narodowym Medycznym Uniwersytecie imienia Oleksandra Bohomolca. Spodziewał się, że na studiach będzie szło mu równie łatwo jak na poprzednich etapach edukacji, że zdobędzie tytuł doktorski bez trudu i otworzy własną klinikę, że wejdzie do świata ludzi zamożnych i poważanych. Gdyby żył w idealnym świecie to pewnie by tak było. Niestety dla niego, uzdolnionym studentom, którzy byli biedni, mimo wszystko było trudniej niż tym słabym, ale mającym bogatych i wpływowych rodziców. Doprowadzało to młodego mężczyznę do frustracji, z każdym miesiącem coraz większej i większej, aż wreszcie przestał on w ogóle myśleć o nauce, a zamiast tego szukał ucieczki od problemów w hazardzie, imprezach i alkoholu. Gdy wybuchła wojna, ani myślał iść na front, status studenta tylko mu to ułatwił. Jednak i ta w końcu go dopadła, gdy jako student medycyny trafił do jednego z lazaretów zajmujących się rannymi cywilami i żołnierzami. Tam mógł wykorzystać swoją wiedzę w praktyce, zyskać nową, stać się poniekąd panem życia i śmierci (mógł bowiem decydować którego pacjenta operować najpierw, zwiększając jego szansę na przetrwanie). Dzięki temu zaznajomił się też z widokiem i zapachem zwłok czy krwi, pogodził się z tym, że nie może uratować każdego pacjenta. Gdy spadły bomby atomowe od razu porzucił swoje stanowisko i ukrył się w schronie, aby opuścić go po jakimś czasie i odkryć, że miasto nie jest już takie, jak było. Może i nie spadła na nie bomba, ale i tak było zniszczone w toku wcześniejszych, konwencjonalnych walk, a teraz zabrakło podstawowych służb, które trzymałyby to wszystko w kupie, rodziła się anarchia i chaos. Nie wiedząc, co robić, udał się do szpitala, w którym pracował, gdzie nie zastał nikogo. Przesiedział tam kilka dni, kompletnie nie wiedząc co ze sobą zrobić, dopóki nie odnalazł go patrol żołnierzy. Kompania piechoty opanowała jeden z miejskich szpitali, organizując tam bezpieczną przystań dla ocalałych. Mieli schronienie, wodę, jedzenie, leki. Ale i wiele osób, którym trzeba było pomóc. Szukali medyków, takich jak Rodion, a ten, uznając, że to najlepsze, co może zrobić w bieżącej chwili, bez wahania się zgodził i pozostał na miejscu przez niemal rok. Przez ten czas nie tylko doskonalił się w medycznym fachu, ale i otrzymał podstawowe bojowe przeszkolenie, a także zgłębiał swoją wiedzę o świecie poza murami szpitala, zwłaszcza o mutantach, o których słyszał od ocalałych przyjmowanych do środka. Chociaż myśli o tym, aby wybrać się tam, w dzicz, nawiedzały go nie raz, nie dwa, nigdy się na coś takiego nie zdecydował. Żądza przygód była dla niego mniej ważna niż przeżycie. Niestety, w końcu musiał wyruszyć w drogę i to nie w taki sposób, jakby chciał: uciekł. Wraz z małą grupką, do której dołączył się przypadkiem, podczas chaotycznej ucieczki, gdy szpital zaatakowała olbrzymia horda Nieumarłych, której żołnierze nie byli w stanie odeprzeć. Dzięki swojej charyzmie i zdolnościom oratorskim, Rodion został mianowany ich liderem. Najpierw poprowadził grupę do swojej rodzimej wioski, chcąc zobaczyć, co zostało z jego rodzimego domu. Tak jak się spodziewał: ruiny, a w nich żadnych śladów życia. Godząc się z tym, że jego rodziców nie było już na świecie, udał się w dalszą drogę, bez żadnego konkretnego celu. Dopiero po kilku miesiącach, po różnych przygodach, po utracie wielu członków wyprawy, odnaleźli cel: Czarnobyl. Byli wyczerpani i osłabieni, bez nadziei na przetrwanie polegając tylko na sobie. Dlatego udali się tam, gdzie obiecano im schronienie. I to rzeczywiście na nich czekało. Jak się okazało, czarnobylska Wspólnota była bardzo dobrze zorganizowana, a ich znajomość mutantów wydawała się niewiarygodnie duża. Dopiero z czasem Rodion zrozumiał czemu: bo wielu z nich też miało mutacje. A z czasem jego grupa również je zyskiwała, choć najwięcej spośród nich zyskał właśnie Rodion, dzięki temu, a także swojej wiedzy medycznej, charyzmie i chęci do poznawania zmutowanego życia, dostał z czasem awans na Kapłana (choć zawsze chciał zostać Badaczem, co widać do dziś, ale uznał mimo wszystko, że ranga Kapłana zapewnia mu lepszą pozycję w hierarchii Wspólnoty). Od tego czasu stoi na czele grupy gotowych na wszystko wyznawców czarnobylskiego kultu, podróżując po Ukrainie, gdzie stara się robić jak najwięcej dla Wspólnoty (a przy okazji dla własnych interesów). Od rozbijania grup bandytów, przez badanie nowych gatunków mutantów na werbowaniu nowych członków Wspólnoty czy nawet przeciągania na jej stronę całych osad skończywszy. Jednocześnie, nie zwierzając się z tego nikomu, Rodion odkąd tylko został Kapłanem marzy o posiadaniu jeszcze większej władzy, najlepiej jakiejś większej osady pod swoim władaniem, udzielnego księstwa w ramach Wspólnoty… A może i poza nią?
Charakter: W grze.
Przynależność: Czarnobylska Wspólnota Reaktora 4. Stoi na czele własnej grupy, mającej za zadanie wykonywać najróżniejsze misje dla Wspólnoty. Towarzyszy mu młoda, entuzjastyczna i utalentowana Badaczka, Anna, jednocześnie jego kochanka, a także 30 Wyznawców. Od zwykłych Wyznawców odróżnia ich nieco inne umundurowanie, a także to, że są przede wszystkim wierni Suzerenowi, potem Wspólnocie, co teraz może i jest bez znaczenia, ale może mieć wielki wpływ na to, co ewentualnie wydarzyłoby się w przeszłości. Poza tym spędzili już lata pod jego komendą, są więc nie tylko lojalni, ale i doświadczeni, każdy z nich posiada też przynajmniej jedną mutację wspomagającą w walce. Na ich czele stoi Stalker, niegdyś młody chłopak którego Rodion uratował przed bandytami jeszcze zanim dołączył do Czarnobylców. Dzięki temu ten stał się jego najwierniejszym żołnierzem, a dziś, gdy jest dorosłym mężczyzną oraz doświadczonym i zahartowanym w boju wojownikiem stanowi jego prawą rękę, najbardziej zaufanego człowieka w całej Wspólnocie. Poza tym jego mutacje pozwalają mu kontrolować rozmaite prymitywne mutanty, które w miarę potrzeby dołącza do swojej świty. Obecnie jest to sfora dziesięciu Szczperaczy, ale zdarzało mu się też na przykład przywoływać Nieumarłych w charakterze siły roboczej czy mięsa armatniego, a także różne zmutowane zwierzęta.
Mutacje: Krótko mówiąc: ma ich sporo. Jednak w przeciwieństwie do przeciętnych członków wspólnoty, a podobnie jak inni Kapłani, jego mutacje są bardziej subtelne, ukierunkowane na wspomaganie sojuszników, a nie walkę bezpośrednią. Przede wszystkim jest to telepatia i telekineza. Gdy jest odpowiednio skupiony może przenosić przedmioty siłą woli, odpychać je, przyciągać i tak dalej, i tak dalej. A nawet lewitować, choć to w dość ograniczonym stopniu, częściej mimo wszystko po prostu chodzi. Co do telepatii to potrafi czytać ludziom w głowach, zadawać im psychiczny ból, zmieniać bądź nawet kasować wspomnienia, a w ostateczności nawet przejąć nad kimś kontrolę lub doprowadzić do szaleństwa. Ma to jednak swoje ograniczenia: osoby, na które wpływają jego moce muszą mieć słabe umysły, aby dało się je kontrolować, muszą być widoczne, a sam Rodion musi być niezwykle skoncentrowany, do tego stopnia, że nie może robić niemal nic innego w danym momencie. Poza tym na im więcej osób wpływa, tym mniej jest skuteczny, jego limit to póki co dwie. Jego moce mają jednak swoją cenę: są bardzo męczące. Bywa, że po przetrząsaniu umysłu szczególnie odpornego i upartego wroga pada ze zmęczenia na ziemię. Inne formy telepatii czy telekinezy nie są aż tak męczące, ale wciąż, chyba że używa ich przez dłuższy czas. Jego telepatyczne zdolności sprawiają też, że jest dużo bardziej odporny na identyczne działania przeprowadzone przez inną osobę czy mutanta. Jest również w stanie wykrywać osoby lub istoty mające takie zdolności (zależnie od tego, w jakiej jest kondycji, może to robić w promieniu od stu metrów do dwóch kilometrów). Dzięki temu, że już jest zmutowaną formą życia, radiacja nie jest dla niego tak dużym problemem jak dla niezmutowanych ludzi. Jego mutacje mają też swoją cenę: mianowicie każde użycie tych nadnaturalnych zdolności wpływa na jego organizm w mniejszym lub większym stopniu. Poza ogólnym wyczerpaniem dochodzi do tego bardzo szybki metabolizm, sprawiający, że w krótkim czasie musi spożyć o wiele więcej kalorii niż zwykły człowiek, drenując zapasy własne i całej drużyny. Odkrył również, że jego mutacje mają efekt uboczny, jaki nie występował wcześniej. Do typowego głodu, związanego ze wspomnianym już metabolizmem, dochodzi nowy. Jego organizm, jego nowe, zmutowane “ja” zdaje się łaknąć ciągle kolejnych porcji świeżej, ludzkiej i niezmutowanej krwi. Niczym wampir z przedwojennych filmów i książek, on również potrzebuje osocza, aby przeżyć. Czemu? Sam do końca nie wie, jest to stosunkowo świeża przypadłość, którą bada, póki co bez większych rezultatów (postawił jedynie hipotezę, że jest to efekt uboczny postępujących mutacji. Jakby jego zmutowane komórki zaczęły domagać się świeżej, niezmutowanej krwi, której jego organizm siłą rzeczy nie może już im dostarczyć). Głód daje się zaspokoić na jakiś czas, krew ludzi zdaje się działać tu lepiej niż zwierzęca, ale zapotrzebowanie na nią wzrasta po użyciu którejś z umiejętności. Widocznym efektem tej mutacji są przyssawki na wewnętrznych stronach jego dłoni, którymi spożywa krew z ciał ofiar, choć może to też robić, po prostu ją pijąc (przyssawki są niewidoczne, dopóki głód się nie wzmaga).
Zalety: Jak to lubi tłumaczyć prostym ludziom “zna rzeczy”. Oznacza to, że posiada dużą wiedzę z wielu różnych dziedzin, którą potrafi wykorzystać w praktyce (mniej lub bardziej, zależnie od sytuacji). Przede wszystkim jest to wiedza z zakresu medycyny i biologii, zdobyta jeszcze przed apokalipsą. Ta pierwsza oznacza, że jest dość dobrym lekarzem, nie tak świetnym jak ci, na których mogą pozwolić sobie społeczności ocalałych z większych miast i frakcji, ale w dziczy nie ma sobie równych. Jako że wie, jak kogoś uleczyć, to wie też, jak kogoś zabić, przekazując tę wiedzę swoim żołnierzom, sam zaś mógłbym bez problemu zabić własnego pacjenta tak, aby wszyscy uważali to za nieszczęśliwy wypadek. Zna się też na bólu, jego mutacje pozwalają mu zadawać ból psychiczny, ale wie niejedno na temat bólu fizycznego. Co do biologii, posiada dużą wiedzę z zakresu zoologii i botaniki, zarówno w wypadku stworzeń sprzed apokalipsy, jak i tych mniej lub bardziej zmutowanych. Zna ich właściwości, zwyczaje, wie jak korzystać ze zmutowanych dóbr tego świata. Jest bardzo przekonujący i charyzmatyczny, to dobry lider. Bardzo inteligentny i oczytany, świetnie gra w szachy. Potrafi prowadzić samochody osobowe.
Wady: Nie jest żołnierzem ani wojownikiem, nigdy też nim nie był. Nosi przy sobie broń, przeszedł podstawowe szkolenie z zakresu jej obsługi, a więc wie jak odbezpieczyć, zabezpieczyć, wystrzelić i wyczyścić pistolet, ale nic poza tym, strzelcem jest bardzo kiepskim, przy pomocy broni białej czy gołych pięści walczy jeszcze gorzej, o zaawansowanych rodzajach uzbrojenia czy materiałach wybuchowych nie wspominając. Nie potrafi pływać. W bitwach jego rola jest czysto wspierająca, pozostawiony sam sobie w środku starcia nie miałby raczej większych szans. Jako że nie był zbytnio doceniany i szanowany przed apokalipsą odbija to sobie teraz: owszem, dla swoich ludzi i członków Wspólnoty jest dobry, lojalny i wspierający, ale dla ludzi niezrzeszonych w jakiejkolwiek organizacji lub przedstawicieli innych frakcji? W najlepszym razie traktuje ich lekceważąco, w najgorszym jak bydło mające spełniać jego wolę. Ma też awersję do ludzi niezmutowanych, uważa ich za gorszych, bo nie wykorzystali w pełni możliwości, jakie oferuje im ten nowy świat. Jest bardzo ambitny, pragnie sławy, zaszczytów i awansów wewnątrz Wspólnoty ponad wszystko (czy ponad samą Wspólnotę i jej dobro? Ciężko powiedzieć, bo nigdy nie stanął przed takim dylematem, ale jeśli by musiał, wynik takich rozważań nie byłby wcale jednoznaczny).
Wzrost: 172 centymetry.
Waga: 78 kilogramów.
Wygląd:
-
Imię: Aleksander.
Nazwisko: Kazanecki.
Pseudonim: Kapitan Aleks.
Wiek: 35 lat.
Płeć: Mężczyzna.
Narodowość: Polak.
Historia: Większość jego życia była raczej nudna i przeciętna. Urodził się w średniozamożnej rodzinie, miał typowe dzieciństwo, ukończył liceum na profilu humanistycznym, a potem poszedł na studia prawnicze, tak jak marzył. Problemy zaczęły się, gdy zdał sobie sprawę, że to nie jego marzenia. Lata wciskania mu do głowy, że to świetny kierunek, dobre pieniądze, reputacja i kontakty, ciągłe namawianie ze strony rodziny, bliższej i dalszej, oraz znajomych sprawiło, że z czasem uznał to rzeczywiście za własne marzenie. Zderzenie z rzeczywistością było bolesne, gdy nie zaliczył nawet pierwszego roku. Na domiar złego, poznana na studiach dziewczyna rzuciła go, a rodzice byli zawiedzeni popisami niedoszłego prawnika, choć starali się wmówić jemu i sobie, że to nic takiego. Przemierzając miasto, w którym studiował, zastanawiał się, co ze sobą zrobić. Nie chciał próbować znowu z tym samym kierunkiem, nawet na innej uczelni, nie chciał też studiować niczego innego, bo albo uważał to za mało atrakcyjne finansowo kierunki, albo nie miał ku nim predyspozycji, jeśli były dobrze płatne. Z tego powodu był chyba jedynym przechodniem, który zwrócił uwagę na plakat rozwieszony na słupie reklamowym. Zachęcano w nim do wstąpienia do wojska. Jasne, Aleks się tym interesował, jako dziecko nawet wolał być żołnierzem niż takim strażakiem czy astronautą, ale zmienił poglądy. A może nie? Może próbowano je zmienić, ale nic z tego nie wyszło? Jakby nie było, Aleksander uważał się wtedy za nieudacznika, który zawalił studia, którego zostawiła dziewczyna, którego rodzice byli zażenowani jego wynikami na uniwersytecie. Chociaż dla kogoś postronnego byłaby to przesada, on sam uważał, że nic już sam nie osiągnie, więc lepiej iść gdzieś, gdzie ktoś mu z tym pomoże. Albo przynajmniej zapewni jakąś formę opieki. W ten sposób młody jeszcze chłopak, bo mający ledwie dwadzieścia lat, wstąpił do Wojska Polskiego. Służył w 11. Dywizji Kawalerii Pancernej w Żaganiu, konkretniej w 10. Brygadzie Kawalerii Pancernej. Szkolił się przede wszystkim na żołnierza piechoty zmechanizowanej, ale w międzyczasie robił też wiele kursów uzupełniających lub zapisywał się na dodatkowe zajęcia, aby jak najlepiej wykorzystać czas spędzony w kamaszach, dzięki czemu zdobył choćby wykształcenie saperskie. Ukończył szkołę podoficerską jako sierżant, w drodze dalszej służby został awansowany na starszego sierżanta. Dopiero w armii poczuł, że żyje, że znalazł swoje miejsce. Miał wszystko, czego potrzebował, od intensywnych wrażeń po godziwą płacę, mógł bronić swojego kraju z bronią w ręku, razem z towarzyszami broni, którzy w toku szkolenia, a później walk na froncie, stali mu się braćmi. Jego dalsza służba nie była jednak szczególnie zajmująca, stronił od wyskoków i ekscesów, jako podoficer starał się trzymać swoich ludzi odpowiednio krótko, aby utrzymać dyscyplinę, ale nie był przy tym tyranem. To, w połączeniu z jego osobistą odwagą i po prostu byciem dobrym żołnierzem sprawiło, że zyskał sobie szacunek i uznanie tak przełożonych, jak i podkomendnych. Jednak, jak wielu żołnierzy, choć uczył się, jak zabijać, miał nadzieję, że nigdy do tego nie dojdzie, że nigdy nie będzie musiał brać udziału w prawdziwym konflikcie zbrojnym. Przeliczył się. Jako że jego jednostka stacjonowała na zachodzie Polski, nie wziął udziału w pierwszych dniach i tygodniach walk z nacierającą armią rosyjską. Wraz ze swoją dywizją dotarł na linię Wisły, gdzie mieli oni prowadzić działania typowo defensywne, oczekując na wsparcie sojuszników, zwłaszcza USA. Nie było to w smak Aleksandrowi, który broń pancerną i zmechanizowaną widział jako formację ofensywną, mobilną, agresywną. W tym duchu, gdy otrzymał rozkaz przeprowadzenia patrolu po drugiej stronie rzeki, zrobił o wiele więcej, niż mu zalecano, rozbijając w nocnym ataku pluton wrogich żołnierzy, zdobywając przy tym jeńców oraz wysadzając most, który Rosjanie zbudowali, aby przerzucić wojska na drugą stronę rzeki. Gdy nastąpiła operacja “Nowa Nadzieja” jego dywizja maszerowała wraz z Amerykanami w wielkim natarciu, przekraczając Wisłę i odbijając kolejne miasta, miasteczka i wsie z rąk rosyjskiego okupanta. Obrazy, jakie tam zastali wstrząsnęły nimi: mordy, często bardzo okrutne i bezsensowne, gwałty, grabieże, nie mające żadnego uzasadnienia niszczenie wszystkiego, czego nie można było zabrać lub wykorzystać. Z tego okresu pochodzi najsłynniejsza historia o nim z czasów sprzed apokalipsy, wedle której spotkał dziesięciu rosyjskich jeńców pilnowanych przez dwóch szeregowych, którzy mieli za zadanie wykopać latrynę na potrzebę pobliskiego obozu. Kazanecki, starszy stopniem, kazał im wykopać o wiele większy i szerszy dół, niż pierwotnie zakładano, nakłaniając do tego jeńców papierosami, którymi ich osobiście częstował i odpalał. A gdy zrobili swoje i wciąż stali w dole, paląc i rozmawiając, sierżant odbezpieczył swoją broń i rozstrzelał ich wszystkich, odchodząc bez słowa w kierunku zszokowanych szeregowców. Tak czy siak, natarcie posuwało się według planu, problemem były dopiero wielkie bagna Polesia, ale nim ktoś zaczął martwić się tym na dobre, spadła pierwsza atomówka, a po niej następne. Wojsko było chyba grupą, która utrzymała jakąś hierarchię i struktury najdłużej, ale i te się w końcu rozpadły, nawet najbardziej zdyscyplinowani i najlepiej wyszkoleni żołnierze nie mogli być posłuszni w nieskończoność, gdy zabrakło im sensu dla dalszej służby. Dezerterowali najpierw pojedynczo, niektórych nawet łapano i rozstrzeliwano dla przykładu, ale przez to armię porzucało jeszcze więcej ludzi. Jedni zaczęli tworzyć zręby armii nowych mocarstw, powstałych po apokalipsie, inni przyłączyli się do grup czy osad ocalałych, jeszcze inni wybrali jeden z wielu sposobów na przetrwanie w tej nowej, surowej i niegościnnej rzeczywistości. Aleksander, ludzie z jego pododdziału i wielu innych z brygady czy nawet dywizji, którzy znali go i poważali lub nie mieli pomysłu na siebie, nie byli wyjątkiem. Zabrawszy jak najwięcej broni, amunicji, pojazdów, paliwa i innego sprzętu, opuścili swój dotychczasowy obóz i rozpoczęli wielką eskapadę. Nie mieli wtedy szczególnego planu na siebie, po prostu przeżyć. Może w drodze, jak nomadzi, może w jakiejś osadzie. A może założą własną? Pomysłów było wiele. Najpierw jeździli po kraju, szukając dobrego miejsca na osiedlenie się. Wtedy spotkali ludzi, którzy stworzyli swoją własną społeczność, nękanych przez dezerterów i zwykłych bandytów. Za opłatą, głównie w jedzeniu i paliwie, Aleksander wyruszył ze swoimi ludźmi rozprawić się z nimi. I zrobił to bardziej, niż jak trzeba. Otrzymawszy zapłatę, przezimował ze swoimi ludźmi w osadzie i udał się dalej. I tak właściwie wyglądały kolejne lata jego życia. Z czasem grupa byłych żołnierzy stworzyła zawodową kompanię najemników, którym nie straszne było żadne zadanie i żaden przeciwnik. Doświadczeni na wojnie, wyszkoleni przed nią, zdobyli też szlify w nowej rzeczywistości, jaka ich otaczała. A ich renoma ciągle rosła. Zyskali w końcu nazwę, Czarnej Kompanii, od koloru strojów i malowania pojazdów, oraz sławę, dzięki której często nie muszą się przedstawiać, bo inni wiedzą, z kim mają do czynienia. Pracując dla każdego, kto zaoferuje odpowiednią kwotę, ci najemnicy żyją przede wszystkim po to, aby zarabiać i dobrze się bawić. A że ich praca polega na zabijaniu? Cóż, dziś mało czyja fucha nie jest na tym oparta.
Charakter: W grze.
Przynależność: Nie należy do żadnej większej frakcji. Przewodzi za to własnej grupie najemników, Czarnej Kompanii, nazywanej też Kompanią Braci, twardych zawodowców sprzedających swoje usługi za solidną walutę. Po licznych perturbacjach, poniesionych stratach, w miarę możliwości uzupełnianych świeżymi rekrutami, i wielu tym podobnych obecnie w składzie Kompanii znajduje się 80 dusz. Licząc Aleksandra, weteranów z wojskowym przeszkoleniem jest 32, reszta to narybek zwerbowany później. Część z nich niewiele ustępuje jego starym żołnierzom, większość jednak posiada wyszkolenie i doświadczone na poziomie typowego żołnierza jakiejś frakcji (wciąż lepsze od milicjanta). Każdy członek Kompanii jest wyszkolony i uzbrojony, potrafi o siebie zadbać, aczkolwiek w bezpośrednim starciu nie są oni sobie równi. Wynika to przede wszystkim z tego, że poza zwykłymi żołnierzami w składzie Kompanii nie brak specjalistów, wykonujących przede wszystkim inne zadania niż walka, takich jak mechanicy, inżynierowie, myśliwi i wielu innych, niezbędnych do funkcjonowania tak rozwiniętej grupy (mówiąc krótko, takich, którzy mogą wejść do walki z miejsca i ją wygrać, prawdziwych zabijaków, jest w grupie 50, pozostali to personel pomocniczy).
Mutacje: Brak.
Zalety: Przedwojenny trening i szkolenie oraz doświadczenie z pierwszej linii frontu. Oznacza to, że wie jak dowodzić i wydawać rozkazy, utrzymać dyscyplinę, zabezpieczyć kolumnę podczas marszu, rozłożyć obóz, udzielić sobie lub komuś pierwszej pomocy i tak dalej. Wywodzi się z tego też niemała odwaga, frontowiec może i nie jest typem człowieka, który niczego się nie boi, ale na pewno boi się mniej od zwykłego cywila. Bardzo dobrze posługuje się pistoletami, pistoletami maszynowymi i karabinkami. Doświadczony saper, który nie tylko wie, jak operować materiałami wybuchowymi, ale przy odpowiednim zapleczu, środkach i czasie może nawet je tworzyć, od prostych min-samoróbek po granaty niewiele ustępujące tym sprzed wojny. Poza tym jako saper wie jak budować różne umocnienia i fortyfikacje, tworzyć mosty, wzmacniać jakieś konstrukcje lub je wyburzać. Zna się na dowodzeniu piechotą zmechanizowaną, a więc wie, jak zapewnić skuteczne wsparcie maszyn swoim ludziom i na odwrót. Ogólnie to dobry i doświadczony dowódca i lider, mający szacunek swoich podwładnych. Potrafi pływać.
Wady: Chociaż szkolił się na wielu różnych kursach przed wojną, nie opanował nigdy jakiejś specjalistycznej wiedzy. To oznacza, że inna broń palna, jak karabiny snajperskie, nie jest dla niego czymś prostym w opanowaniu, podobnie jak jazda czołgiem czy pilotowanie drona. Jest bardzo przeciętnym kierowcą i mechanikiem, a więc gdyby była potrzeba, to pokieruje samochodem, dokona prowizorycznych napraw, ale nic poza tym, musi polegać na mechanikach. Tak jak i na medykach, bo jego znajomość pierwszej pomocy i medycyny ogólnie jest bardzo podstawowa. Nie lubi i nie potrafi walczyć ani bronią białą, ani pięściami, nie ma ku temu predyspozycji, stąd stara się ciągle trzymać wroga na dystans. Wciąż ma awersję do Rosjan, chociaż trochę od wojny minęło, co może nabawić problemów jemu lub grupie. Albo po prostu pozbawić ich okazji do zarobku. Zna tylko niezbędne podstawy survivalu, czyli wie, jak zbudować prosty szałas, rozpalić ogień i tak dalej, ale sam w głuszy raczej długo nie przeżyje. Bywa, że dręczą go wspomnienia z wojny, demony, które pozwala uciszyć tylko przemoc wobec innych lub alkohol. Nie jest uzależniony ani od przemocy, ani od alkoholu, ale w takich momentach jak te po prostu ich potrzebuje, staje się wtedy o wiele bardziej nieprzewidywalny niż normalnie. Nie ma żadnego szczególnego przymiotu fizycznego, z którego byłby dumny (ani szczególnie silny, ani wytrzymały, ani szybki, ani nawet zwinny. W tym wszystkim jest przeciętny, średni). Dba przede wszystkim o siebie i o swoich ludzi, co czasem sprawiało mu kłopoty, gdy kogoś porzucił lub kompletnie olał. Czy tego chce, czy nie, jego ludzie i on sam to teraz najemnicy, nie żołnierze, poza problemami, które miał na początku, jak zdobycie paliwa czy znalezienie schronienia, musi mierzyć się też z tym, że muszą zarabiać, a więc potrzebują zleceń. A najemników nie wynajmuje się tylko dlatego, że samemu nie chce się lub nie może chwycić za karabin, ale równie po to, aby to oni zginęli, a nie zleceniodawca.
Wzrost: 189 centymetrów.
Waga: 82 kilogramy.
Wygląd:
-
Dobra, Kuba, teraz możesz zwolnić z tymi postaciami bo chyba stanowisz połowę PBFa w tym momencie
-
@Kubeł1001 Trochę silne zalety w porównaniu do wad które są w większości sytuacyjne. Dodaj więcej wad lub utnij zalety
-
Dodałem kilka wad i usunąłem lub zmieniłem część zalet.
-
@Kubeł1001 Nie przepadam za tą postacią. Nawet po twoich zmianach wydaje się mieć syndrom głównego bohatera, i wady jakie ma są dosyć łatwe do zignorowania, poza pierwszą pomocą która jest poważną wadą, ale ma on też dużo bardzo dobrych zalet.