Krwawe Wybrzeże
-
W środku zastaliście ten sam tron, na którym zasiadał Sibbor, gdy pierwszy raz go zobaczyliście, obecnie pusty, gdyż wódz Krwawych Orłów spacerował po namiocie, z założonymi za plecami rękoma, przerywając to dopiero wtedy, gdy weszliście do środka. Gestem wskazał wam, abyście podeszli do prostego, drewnianego stołu, na którym rozłożono jakieś mapy i inne papiery, nad którym naradzali się już inni Nordowie, w tym Wulig. Poza nimi i wami, w środku znajdował się jedynie śpiący na posłaniu ze skór tygrys.
- Mówiono nam, że okażecie się pomocni Krwawym Orłom i całemu wysiłkowi Jarahanu w tej krainie. - powiedział Sibbor, mierząc was wzrokiem. - A więc to udowodnijcie. Jutro o świcie przeprowadzimy kolejny szturm na mury grodu. Liczę, że z waszą pomocą będzie udany i opuścimy wreszcie to przeklęte miejsce. -
— Będzie. - odpowiedział z pewnością. - Powiedz tylko, co mamy zrobić.
-
- Wesprzeć nas. - odparł z prostotą, rozkładając ręce, ale po chwili kontynuował. - Nie mam w swym obozie żadnych inżynierów, moi ludzie nie są w stanie zrobić żadnych machin oblężniczych bardziej skomplikowanych niż proste tarany i drabiny. Zdołamy dostać się przy ich pomocy na mury, ale nie uczynimy w nich wyrwy, nie wyważymy bramy. Ufam więc, że posiadacie moce, które zrobią to, czego my nie umiemy: stworzą wyłomy w obronie wroga, przez które moi ludzie wedrą się do środka.
-
-- Posiadamy takowe moce. Dzięki nim możemy zarówno wytworzyć wyrwę w murach, jak i przełamać bramy. - odpowiedział, a na potwierdzenie swoich słów, wytworzył niewielki płomień w swojej dłoni, gasząc go po kilku sekundach. - Jutrzejszy dzień okaże się ostatnim dniem oblężenia, a Krwawe Orły przyniosą chwałę zarówno Tempusowi, jak i Jarahanowi.
-
Kiwając z uznaniem głową, Sibbor poklepał cię po ramieniu.
- Może ta cała Magia nie jest tak bezużyteczna jak niektórzy mawiają.
Po tych słowach zaprosił was do stołu, na którym leżała sporych rozmiarów mapa obwarowań grodu i najbliższej okolicy.
- Poprowadzimy atak stąd. - zaczął Sibbor, pokazując punkt na mapie. - To podgrodzie. Chcę, żebyście spalili je zanim zaczniemy atak, jeszcze tej nocy. O świcie, gdy obrońcy będą zmęczeni gaszeniem pożaru, uderzymy. Najważniejsza do opanowania jest baszta za podgrodziem, znajdująca się w niej brama to jedyny sposób, aby dostać się do grodu, dlatego będą bronić jej najzajadlej. A tak przynajmniej myślałem. Mając was, chcę żebyście utworzyli wyłomy w murach, im więcej tym lepiej, na prawo od bramy. Tam zaatakują nasi wojownicy. Gdy dojdzie do zwarcia z wrogiem, ja poprowadzę atak na samą bramę, jeśli wyłomy miałyby zawieść. W tym czasie ty, Wuligu, poprowadzisz naszych berserków do ataku na lewo od bramy z użyciem drabin. W najgorszym wypadku będziemy mieli jedno wejście do miasta, w najlepszym trzy. Po zdobyciu bramy lub wyłomów, część wojowników zostanie tam, aby zadbać, żeby nikt nie uciekł. Przewiduję, że po opanowaniu murów wróg może nam stawić opór jedynie na wzgórzu, ale i z tym sobie poradzimy. -
-- Tak też zrobimy. - odpowiedział lakonicznie, opierając ostrze swojego miecza o ramię.
// Z mojej strony raczej będzie to wszystko, nie zamierzam na ten moment zwiedzać obozu czy wchodzić w interakcje z innymi postaciami z Krwawych Orłów. Jeśli nie masz nic dla mnie przygotowane odnośnie obozu, możemy chyba przejść do momentu ataku na gród. // -
- A więc do dzieła. Niech Tempus nam sprzyja. Nam wszystkim.
Tymi słowami wodza Krwawych Orłów zakończyła się narada przed bitwą.
- Jesteś gotów? Chciałbym mieć to za sobą jak najszybciej. - zagadnął cię Zamar, gdy opuściliście namiot Sibbora, nawiązując do powinności, jaką przyszło wam spełnić jeszcze przed świtem: podpalenie podgrodzia. -
-- Jak najbardziej. Im szybciej to załatwimy, tym lepiej. - odpowiedział wraz z kiwnięciem głowy na potwierdzenie swoich słów.
-
Na te słowa Styric ruszył wprost ku obozowej bramie. Po opuszczeniu obozowiska Krwawych Orłów, czekał was około kilometrowy marsz w kierunku grodowych umocnień, podczas którego wypada wam albo uniknąć wykrycia, albo wręcz przeciwnie, postawić cały garnizon na nogi. Bezsenna noc przed decydującym starciem może zrobić niemałą różnicę następnego ranka.
-
A więc wyruszył wspólnie ze Styriciem i Nordami w drogę do ataku na gród Krzyżowców Argentu. Dla niego samego marsz ten nie powinien stanowić szczególnego wyzwania, choć przez całą drogę obserwował okolicę, aby nie wpaść w jakąkolwiek zasadzkę, którą Krzyżowcy mogliby przeprowadzić.
-
Choć pewnie oblężonym nie raz zdarzało się urządzać wycieczki na wrogie pozycje i przeciwko nordyjskim patrolom, tak teraz nie spotkaliście nikogo, z kim musielibyście skrzyżować swoje ostrza. Kilku przydzielonych wam Nordów, przewodników, choć mieli zapewne też posłużyć za obstawę, gdy wy bylibyście zajęci inkantacją zaklęć, zaprowadziło was przez kilometr ziemi niczyjej na miejsce oddalone od grodziska na około dwieście metrów, może mniej. Wysilając oczy, mogłeś zobaczyć chodzących po murach wartowników w świetle rozstawionych tu i ówdzie pochodni.
- Ogień to twoja specjalność. - powiedział Zamar, krzyżując ręce na piersi. - Czyń więc honory. -
W odpowiedzi na słowa Styrica, Reinhardt kiwnął głową i spojrzał na fortyfikacje raz jeszcze, przygotowując się do zbombardowania ich przy pomocy Magii Ognia. Skupiając swoje siły, Mroczny Paladyn wytworzył kilka kul ognia, by następnie cisnąć nimi w mury grodu niczym grad, licząc na zapalenie fortyfikacji, a także wstępne straty w obrońcach.
// Chciałbym zaznaczyć, że kule ognia zostaną wystrzelone w taki sposób, że w każdą ze stron murów poleci po trzy kule ognia, natomiast w środek murów, jeżeli zawiera bramę, wystrzelone zostanie pięć kul ognia; jeśli z podanych informacji nie wynika, że brama jest widoczna, zignoruj ten punkt i uznaj, że w lewą i prawą stronę murów zostało wystrzelone po pięć kul na każdą ze stron. // -
Kilka chwil oślepiającej jasności zmieniło na twoich oczach dzień w noc. Mrok ponownie was otoczył, gdy ostatni pocisk sięgnął celu. Na horyzoncie wciąż jednak pozostało jasno, wszystko dzięki płomieniom, które zaczęły chciwie lizać fortyfikacje grodu. Mury były zbyt solidne, aby je zniszczyć, na pewno jednak je uszkodziłeś, a sądząc po okrzykach strażników, oni również padli ofiarą ognia. O wiele lepiej powiodło ci się z bramą. Jej samej nie zniszczyłeś, ale baszta, w którą była wkomponowana, runęła, odbierając obrońcom najważniejszy chyba punkt obronny.
Szybki rzut oka wokół pozwolił dostrzec ci pewną dozę uznania na twarzy Zamara, choć nie okazał tego inaczej, niż kilkoma powolnymi klaśnięciami, Nordowie zaś, mimo swojej niechęci do Magii jako takiej, spoglądali na ciebie z niechętnym respektem, przemieszanym nieco z lękiem.
- To powinno ich zająć. - powiedział Styric, mając na myśli obrońców i ludność oblężonego grodu. - Pora nam wracać, nie sądzisz? Do świtu nie zostało wiele, powinieneś się zregenerować, jeśli chcesz wykorzystać kilka czarów w późniejszej walce.
Zamar miał rację, nic tu po was. Nawet twoi żądni krwi, nordyjscy towarzysze ani myśleli teraz rzucić się na wrogie umocnienia. -
Przez chwilę obserwował jeszcze owoce swej destruktywnej pracy. Widok płonących murów oraz bramy, wymieszany z okrzykami strażników, których część prawdopodobnie spali się żywcem, przyprawiał Reinhardta o swoistą dumę. Uczucie to było tym bardziej napawane przez oklaski Zamara oraz spojrzenia Nordów, w których można było wyczuć zarówno niechętny respekt mimo awersji do magii, jak i lęk. Jemu to nie przeszkadzało.
Na słowa Styrica, Mroczny Paladyn pokiwał głową. Siły oblegające mogłyby teraz przejść do ataku, ale samobójstwem byłoby rzucanie swych sił na żarzące się mury, które nie wiadomo, czy w ostateczności nie runą, a tym bardziej w momencie, kiedy wrogie siły mobilizowały się do ugaszenia pożaru. On sam zaś był wyczerpany po rzuceniu tak potężnego czaru, a pomimo bycia nadczłowiekiem, odpoczynek był potrzebny.
-- Wracajmy więc. Oni wymęczą się przy ratunku murów, a nawet jeśli uda im się wznieść wątpliwej jakości fortyfikacje w ramach ostatniego aktu desperacji, nie uchroni ich to przed porażką. - odpowiedział, opierając swój dwuręczny miecz o ramię i tym samym rozpoczynając powrotną wędrówkę do obozu.
// Jeśli nie planujesz żadnych rozmów lub jakichkolwiek innych wydarzeń po tej akcji, moglibyśmy w sumie przewinąć do rana. // -
Reszta nocy minęła wam spokojnie, na śnie i medytacji, a więc regeneracji sił. Podobnie jak i innych wojowników w obozie, was również obudzono nad ranem, gdy na zewnątrz było jeszcze szaro, a do wschodu słońca została mniej niż godzina. Jak powiedzieli wam Nordowie, którzy budzili wojowników w tej części obozu, wyruszacie o świcie, do tego czasu musicie być gotowi do wymarszu. A gdy się przygotujecie, w centrum obozu czeka na was lekki posiłek, aby zapewnić wam siły do nadchodzącej walki, oraz ostatnie instrukcje przed rozpoczęciem boju.
-
Upewnił się, że jego ekwipunek jest starannie przygotowany do wyprawy, a gdy to zrobił, wyruszył do centrum obozu, głównie w celu wysłuchania ostatnich instrukcji przed bojem, lecz posiłku sobie nie odmówi; w końcu zapewnienie sił w ten sposób nigdy nie jest złym pomysłem. Przechodząc przez obóz, obserwował też, czy żadna z bardziej interesujących czy ważniejszych postaci z zebranych sił nie ma jakichkolwiek interesów do jego osoby, a mógł także po drodze wyłapać jakieś plotki pośród Nordów.
-
Przechodzący obok wojownicy albo przygotowywali się i zbierali siły w ponurym milczeniu, typowym dla weteranów, lub głośnymi rozmowami, przechwałkami i żartami próbowali dodać odwagi sobie, jeśli byli świeżym narybkiem w bandzie Sibbora, lub też innym, jeśli spędzili z nim więcej czasu i przeżyli kilka starć pod jego chorągwią. W centrum obozu również wrzało, gdy wojownicy posilali się przed bitwą. Wśród nich odnalazłeś Zamara, żującego kawałek pieczonego mięsa na uboczu, widocznie pozbawionego ochoty na interakcje z barbarzyńcami.
Cały gwar ucichł niemal natychmiast, gdy pojawił się Sibbor. Wyszedł z namiotu ubrany tak jak wcześniej, ale z kolczugą narzuconą pod futro i z hełmem z nosalem na głowie. Oprawszy topór o ramię, gestem przywołał swojego oswojonego tygrysa i ruszył w stronę wyjścia z obozu w kompletnym milczeniu. Towarzyszyło mu kilkunastu Nordów, również w pełnym rynsztunku, zapewne jego przyboczna gwardia, tak zwani huskarlowie, a także kobieta i Orczyca, które spotkałeś wcześniej. Zastanawiający był brak Wuliga, z tego co ci się wydawało, prawej ręki Sibbora. Niemniej, gdy tylko tamci przeszli, pozostali pospiesznie kończyli rozmowy i posiłki, chwytali za oręż i również ruszyli w drogę.