Leśny Trakt
-
- Ojcze? - zagadnął barona Edar, gdy ten milczał przez dłuższy czas.
- Trzeba rozesłać wici. Zebrać wszystkich żołnierzy i lenników naszego rodu. Miałem już do czynienia z Zielonoskórymi. Są szybcy, dzicy, nieprzewidywalni. Nie zdziwi mnie, jeśli pojawią się i na naszych włościach.
- Zajmę się tym, ojcze.
- Dobrze. I zostaniesz tu z naszymi ludźmi. Wezmę moje prywatne drużyny i z nimi udam się pod Anros, gdzie przebywa Cesarz. Pora wyświadczyć mu kolejną przysługę.
- Co do tego. - do rozmowy włączył się Rheber, unosząc dłoń z widelcem wzniesionym w górę. - Mam ze sobą listy od cesarskich urzędników, które powinieneś zobaczyć, panie. Przybyłem tu w imieniu Cesarza, aby prosić cię o radę i pomoc. Cesarstwo nie wygra tej wojny, nie dwa fronty: z Drowami i Zielonoskórymi. Trzeba wydrzeć oręż przynajmniej jednemu z naszych oponentów.
- Chcesz stanąć na czele Zielonoskórych, jak kiedyś twój ojciec? - zakpił Edar na słowa Tovy.
- Powiedzmy. Ale nie tych, o których myślisz. - odparł tamten ze stoickim spokojem, sięgając jednocześnie do przewieszonej przez ramię torby, z której wyciągnął plik listów i zwojów, wręczając je Asorowi. -
// Mam pytanie. Bo zastanawiam się szczerze, czy Densissma powinna się tutaj jakoś odezwać, skoro nie ma niczego do zaoferowania baronowi - nie ma włości, jedynie może liczyć na grupę leśnych przebierańców. Był ten jeden rycerz, który pozostaje wierny jej, ale on obecnie jest poza jej zasięgiem. Oboje wiemy, że do walki bezpośredniej, o ile nie jest przyparta do muru, nie ma chęci ani szczególnych zdolności. Więc pytanie moje - powinienem jakoś włączyć się do rozmowy czy na razie pozwolić się jej naturalnie rozwinąć?//
-
//W sumie to bez znaczenia. Możesz się odezwać, oferując baronowi pomoc Leśnej Straży w zabezpieczeniu jego włości, jakieś swoje doradztwo na temat Zielonoskórych czy po prostu zadać komuś jakieś pytania. Albo możesz milczeć i czekać na to, co tamci powiedzą dalej.//
-
//Okej, na razie chyba pozostawię to w milczeniu, ale nie dlatego, że nie chce mi się czy nie mam pomysłu, tylko że uważam to za zgodne z charakterem postaci i sytuacją. Trochę się boję sytuacji, w której przez moją niedomyślność stracę jakąś ważną szansę czy ścieżkę fabularną, czy coś, dlatego też wspominam o tym.//
Densissma subtelnie przysunęła się bliżej stołu i samej rozmowy. Kątem oka spojrzała na oblicze Asora, starają się wyczytać z niego znaczenie dokumentów, jakie wręczył mu Rhebar. Podejrzewała jednak, że nie będą zawierały w sobie niczego dobreo dla rodu Vetz… Ani co gorsza dla niej. Była niespokojna, wszystko wskazywało na to, że jej szanse na wskóranie czegoś bledły…
-
Oczy barona szybko wertowały dokumenty, jeden po drugim. Skończywszy czytać, nie był już tak załamany czy zaniepokojony jak wcześniej, choć do poczucia błogiej ulgi niewiele mu brakowało. Niestety, poza cesarską wielką pieczęcią, która sygnowała dokumenty, nie mogłaś dostrzec szczegółów, nie na tyle, aby rozpoznać ich treść.
- Ten plan jest szalony. Nie wrócisz stamtąd żywy. - skomentował baron, spoglądając na Rhebera.
- Może i nie. - odparł tamten, wzruszając ramionami. - Ale co mi pozostało? Wiesz, panie, jak ważny jest dla szlachcica honor. Nie walczę tylko o ojcowiznę, którą Cesarz trzyma pod kluczem. Pragnę odzyskać też dobre imię całego rodu Tova.
- Myślę, że mogę ci w tym pomóc. Przedyskutujemy to później. -
// Jeżeli wyjdzie to na blamaż, to nie tylko Densissma, ale i ja spalę się z wstydu. //
Choć dotąd Densissma się wstrzymywała, tym razem już nie mogła powstrzymać się przed zabraniem głosu.
— Jeżeli wolno mi spytać, Panie… — Zaczęła, unosząc się lekko na swoim krześle. — O jakim planie jest mowa? Co zamierzacie?
Spojrzała nieco niepewnie na siedzących wokół biesiadników. Nie była wtajemniczona w rozmowę Asora, Edara i Rhebera, jednak uznała, że zapytanie o to, skoro towarzyszyła im przy jednym i tym samym stole, nie będzie nietaktem. Nie wyglądało też na to, by oni także jakoś szczególnie taili treść swojej dyskusji…
-
Spojrzawszy na ciebie, Rheber uniósł nieco brew, po czym znów obrócił głowę w kierunku barona.
- To Densissma Magna, córka jednego z lokalnych szlachciców. Gości od niedawna na moim dworze. Mam jej pomóc w pewnym… sąsiedzkim zatargu. - wyjaśnił Asor, a ty nie miałaś pewności czy tymi słowami aż tak zlekceważył sprawę, z jaką doń przyszłaś, czy nie chciał zdradzać się ze wszystkim przed szlachcicem-banitą, któremu mógł mimo wszystko nie ufać.
Kiwnąwszy głową, Tova odwrócił się ponownie w twoją stronę i teraz to przed tobą pochylił oblicze.
- I ja, jak długo tu pozostanę nim powrócę do mych obowiązków na rzecz Cesarstwa, będę służyć ci mieczem moim i moich ludzi, pani Magna… - powiedział i przerwał na chwilę, aby równie pewnym tonem kontynuować: - Cesarz polecił mi jednak, abym niektóre sprawy omówił wyłącznie z baronem Vetz. Mogę jedynie przeprosić ciebie, pani, ciebie, baronie, i was, godni współbiesiadnicy, że zacząłem roztrząsać je tutaj, przy tym stole. Wojenny żywot mógł przytępić nieco moje maniery.
- Rzeczywiście, powinniśmy kontynuować to w innym miejscu. Rheberze, zaczekaj pod moimi komnatami, zaraz tam do ciebie dołączę.
Na te słowa Tova obdarzył cię jeszcze jednym, krótkim i badawczym spojrzeniem, nagle puszczając ci oczko, gdy odwracał się, aby odejść, czego się kompletnie nie spodziewałaś. Baron zaś przekazał rozkazy swoim dworakom, polecając aby wymienieni z imienia ludzie, którzy byli zapewne jakimiś jego doradcami lub wodzami, choć pewności nie miałaś, bo słyszałaś o nich po raz pierwszy, stawili się wraz z Tovą w komnacie barona. Edar zaś, nim tylko się wypowiedział, został uciszony wzrokiem ojca i to jemu sędziwy baron polecił kontynuowanie uczty jako gospodarz i głowa rodu. Sam zaś, żegnając się ze wszystkimi, baron Vetz opuścił biesiadną salę. Uczta po jego odejściu trwała jak wcześniej, goście dyskutowali o wieściach, jakie przyniósł Rheber, o jego planach i dyspozycjach od Cesarza… Widać, że wszystkich interesowało to samo, co ciebie, niektórzy mogli nawet czuć pewną ulgę, że to ty zadałaś męczące ich pytanie. Jedynie Edar siedział przybity i poirytowany, że został w ten sposób potraktowany przez ojca. -
Zdziwiła się, widząc gest odchodzącego Tovy. Jeżeli cokolwiek miał przez niego na myśli, to że był mocno nie na miejscu… Powoli zaczynała dochodzić do wniosku, że każdy kto bliżej zadaje się z zielonoskórym plugastwem, w końcu przyjmuje ich maniery i obyczaj. Jednak musiała przyznać, że Rheber wywarł na niej pozytywniejsze wrażenie, niż zakładała po hucznym przybyciu jego świty na salę. Pomimo swoich przeżyć, wydawał się być oddanym Cesarstwu i w większości okrzesanym człowiekiem. A do tego, sądząc po jego towarzyszach, musiał mieć choć trochę wiedzy o zielonoskórych.
Densissma wypiła niewielki łyk wina, popadając w chwilowe zamyślenie. Wciąż szukała rozwiązania dla jej ,problemu". Może Rheber będzie umiał dorardzić jej jak dalej postąpić? Może jest coś takiego, co odwróci wierność tamtych poczwar od cholernego Gideona. O ile można mówić o wierności w ich przypadku…
W tym wszystkim zauważyła jednak, że cała ta sytuacja trapiła dziedzica potęgi rodu Vetz. Mogła go zrozumieć. Zapewne czuł się podle z tym, że ojciec wyłączył go z tak ważnych kwestii. Wydawało jej się także, że Edar mógł nieszczególnie darzyć Rhebera sympatią.
— Panie, sądzisz że ta wojna dotrze pod wasze mury? — Zagadnęła w pewnym momencie Edara, chcą odsunąć jego uwagę od nieprzyjemnej sytuacji związanej z jego ojcem i Tovą, a skierować ją na tory powierzonej mu funkcji obrony siedziby rodu - przecież równie ważnego zadania, co chciała zaraz podkreślić.
-
Wzruszył obojętnie ramionami, upijając spory łyk wina z pucharu.
- Nasze ziemie są oddalone od granic. Nie spodziewałbym się tu Drowów, Orków czy Nordów, nie tak prędko. - odparł i popatrzył ci w oczy. - Ale z drugiej strony dobrze wiemy, jak daleko mogą zapędzać się zielonoskóre zagony w poszukiwaniu zdobyczy. -
— Wiemy. — Przytaknęła mu, skinąwszy lekko głową na potwierdzenie jego słów. — Dlatego dobrze, że te ziemie nie pozostaną bez obrońcy, ufam że do tego znającego się na wojennym kunszcie. — Odparła, mając na myśli samego Edara. — Zorganizowanie wszystkiego, ochrona tutejszej ludności i jej dorobku, utrzymanie samej fortecy… Nie, zdecydowanie nie może być to pozostawione w rękach byle kogo, a jedynie w rękach osoby utalentowanej i silnej, która udźwignie ciężar tego zadania. — Myślała głośno, a przynajmniej takie wrażenie miał sprawiać jej wywód, który zaś miał spowodować, iż dziedzic lepiej przyjmie myśl o przeznaczonym mu zadaniu, rozchmurzy się nieco.
-
Przyjął twój komplement dobrze, ale nie dał po sobie znać, że szczególnie on go ucieszył. Dalej uczta przebiegła już w luźniejszej atmosferze, gdy większość dań wyniesiono, a na ich miejscu pojawiły się owoce, ciasta i inne słodkości, a wszędzie na stołach zaroiło się od miodów, mocniejszych win i owocowych likierów. Biesiadowano jeszcze kilka dobrych godzin, nie wracając już do polityki i wojen. Gdy uczta dobiegła końca, jeden ze sług barona zaprowadził cię do twojej kwatery. Umyta i przebrana, zasnęłaś twardym snem i obudziłaś się dopiero rankiem następnego dnia, dzięki umiarowi na uczcie bez męczącego kaca.
-
Jedną z pierwszych rzeczy, jaką zamierzała uczynić Densissma po przeprowadzeniu porannej higieny i odzieniu się, było sprawdzenie tego, jak mają się dwaj członkowie Leśnej Straży, którzy przybyli tutaj wraz z nią. Czuła pewną niesprawiedliwość po wczoraj, widząc jak zielonym prymitywom z świty Rhebera pozwolono stołować się na sali, zaś ,jej ludzie" musieli pozostać w komnatach. Obiecała sobie, że po raz drugi nie zezwoli na to.