Los Angeles
-
-
Reichtangle
Przypomniał sobie o rannym towarzyszu.
‐ Gary, to ty masz tu apteczkę. Zrób coś z jego ranami. ‐ szepnął. Następnie już głośno zwrócił się do nieznajomego. ‐ Czyli wierzysz w Boga. To pierwszy krok do naszej wspólnej współpracy, a później do zżytej przyjaźni. Twoja wiara, może i jest nieco nadszarpnięta, ale gwarantuje, że po pierwszym spotkaniu z opatem, będziesz pełny wiary. Aha i nie nazywaj nas więcej fanatykami. Bądź co bądź nie jesteśmy psycholami, po prostu ‐ pomagamy wierzącym, a tych którzy chcą nam zaszkodzić odsyłamy do diabła, w sposób na jaki zasłużyli. A teraz wyjdź z mieszkania, bez broni , z rękami na karku. Jeśli nie dasz nam powodu, z naszej strony nie spotka się krzywda. -
Kuba1001
‐ Myślisz, że urodziłem się wczoraj, albo że siedzę w tej norze dwadzieścia cztery godziny na dobę i siedem dni w tygodniu? Jeśli tak, to grubo się mylisz, bo wychodzę często lub oglądam to, co za oknem… Jeśli odsyłacie do diabła tylko tych, którzy sobie na to zasługują, to czemu kilku Waszych kolesi rozstrzelało niedaleko stąd piątkę cywili? I nie mówi mi, że wszyscy byli groźni, trójka z nich to były dzieci. Cholerne dzieci! ‐ powiedział i w miarę wypowiadania kolejnych zdań jego ton głosu zmieniał się coraz bardziej, ze spokojnego na coraz wścieklejszy, aby podczas ostatniego okrzyku osiągnąć apogeum, które zaowocowało posłaniem w Waszym kierunku kolejnego pocisku, a ściślej mówiąc to ciśnięcie w Twoją stronę okazałym wazonem z ceramiki lub szkła, ciężko określić, gdy tak leci na spotkanie z Twoją twarzą…
-
Reichtangle
Szybko wycofał głowę z futryny, po czym kontynuował:
‐ Zawsze dajemy szanse, tym którzy akurat nie zaatakowali nas pierwsi. Jeśli mówią, że nie wierzą w Boga lub wierzą, ale uparcie odmawiają dołączenia do nas, uznajemy ich za niewiernych. Nie ważna co zrobili lub kim są, zabijamy ich, ponieważ skąd mamy pewność, czy nie dołączą do Milicji czy Bandytów i zaczną zabijać nas? “Każdy napotkany niewierny ma za wszelką cenę zostać usunięty” ‐ tak powiedział Najwyższy Opat, więc tak ma być. Ty za to coraz bardziej przypominasz mi niewiernego. Ostatnia szansa, wychodzisz? ‐ powiedział, w jego głosie można było już wyczuć frustrację z powodu rzuconego wazonu oraz groźbę w ostatnich zdaniach. -
-
Reichtangle
Po chwili milczenia, szepnął do Lawrence i Rogera:
‐Wejdźcie do sąsiedniego mieszkania, przejdźcie balkonami i zaatakujcie drania od tyłu. Chcę go dostać ŻYWEGO. Zobaczymy czy będzie taki hardy z szpilami w oczach. My spróbujemy ściągnąć jego uwagę. ‐ Po czym odkrzyknął do wroga ‐ Hej ateisto, mam propozycję! Jeśli wyjdziesz po dobroci, zginiesz szybką śmiercią poprzez strzał w głowę. Jeśli nie, dopadniemy cię i damy przedsmak piekła. Uwierz mi, nie chcesz tego! -
-
-
-
Reichtangle
Skorzystał z momentu w którym przerwał ogień i wsunął rękę do mieszkania, po czym oddał cztery strzały w kierunku w którym spodziewał się dosięgnąć wroga.
‐Jest nas tu jedenastu i jesteśmy gotowi tu sterczeć cały dzień! Jak myślisz na jak długo wystarczy ci amunicji? Lepiej zastrzel się sam, póki masz okazję! -
-
-
-
-
-
Reichtangle
Krzyknął i zszedł z linii strzału. Nie zwrócił większej uwagi na ranne ucho, bardziej skupił się na ramieniu.
‐ Tylko nie w zdrową rękę! Gary masz bandaż albo wodę utlenioną? ‐ potem zwrócił się do Toma, trzymającego karabin maszynowy ‐ Poślij mu krótką serię. ‐ Zaczął oglądać rękę, aby sprawdzić czy kula utkwiła w cielę czy przeszła na wylot. -
Kuba1001
Gary skinął głową i zaczął Cię opatrywać, ale po powrocie do bazy i tak będziesz musiał odwiedzić medyka, ponieważ kula utkwiła głęboko w ramieniu i nijak możesz ją teraz stąd wyciągnąć. Tom potwierdził i bez zbędnych wstępów nacisnął spust swojej broni, skutecznie przyszpilając wroga w miejscu. Dodatkowo szturmowcy najpewniej zaczęli atakować z drugiej strony, wnioskując po strzałach i tym podobnych odgłosach.
-
-
-